Krystyna Podleska: "dziewczyna Misia" wraca z książką
08.09.2016 | aktual.: 09.09.2016 10:30
Jeszcze niedawno mówiła, że nie chce być tylko „Krysią z Misia”, a współpracę ze Stanisławem Bareją uważa już za dawno zamknięty rozdział.
Teraz jednak chyba zmieniła zdanie. Niedawno pojawiła się na premierze książki, wywiadu-rzeki zatytułowanego „Dziewczyna Misia”, w którym opowiada o swoim życiu prywatnym i zawodowym.
A wiodło się jej różnie. Przez jakiś czas kursowała między Anglią a Polską, aż wreszcie postanowiła osiedlić się w Krakowie.
Niestety, filmowcy o niej zapomnieli i Krystyna Podleska mogła liczyć jedynie na niewielkie rólki. Dlatego postanowiła otworzyć własny biznes – ale i tutaj nie wszystko potoczyło się zgodnie z planem i aktorka musiała ogłosić bankructwo.
Żywiołowe dziecko
Podleska, córka Polaka i Niemki żydowskiego pochodzenia, urodziła się w 1948 roku w Londynie. Tam też spędziła dzieciństwo, dorastając w swobodnej, artystycznej atmosferze. Początkowo sądziła, że zostanie primabaleriną, ale szybko zrezygnowała z tego marzenia.
- Wylali mnie za niesubordynację, brak poświęcenia, brak postępu, ćwiczeń – mówiła w "Głosie Wielkopolskim".
Nie pomogło nawet wysłanie Podleskiej do przyklasztornej szkoły z internatem prowadzonej przez zakonnice. Aktorka śmiała się, że „siała zgorszenie” i była dla swoich opiekunek prawdziwym utrapieniem.
Romans z polskim kinem
Wreszcie Podleska znalazła sposób na spożytkowanie swojej energii – występy na scenie. A stamtąd wkrótce trafiła przed kamery. Zadebiutowała malutką rólką w udanym „Na samym dnie” Skolimowskiego, a kilka lat później, gdy przeprowadziła się z rodzicami do Polski, trafiła do „Za rok, za dzień, za chwilę...” Lenartowicza.
- Mój ojciec przed wojną przyjaźnił się ze Stasiem Dygatem *– wspominała w „Dzienniku”. *- Kiedy byłam już po szkole teatralnej w Londynie, Stanisław Lenartowicz, który też przyjaźnił się z Dygatami, robił film o dziewczynie skrzypaczce, która przyjeżdża na festiwal Wieniawskiego i przy okazji szuka ojca Polaka. Potrzebowali do tej roli dwujęzycznej aktorki i tak znalazłam się w polskim kinie. Później Krzysztof Zanussi zaangażował mnie do filmu "Barwy ochronne", gdzie zauważyli mnie Stasie (Bareja i Tym - przyp. red.) i zaproponowali rolę w "Misiu".
"Taka jestem nieubrana"
To właśnie „Miś” zaważył na dalszej karierze Podleskiej, choć ona sama swój występ w filmie nazywa teraz „błogosławieństwem”.
- Przypuszczam, że to mnie szalenie szufladkuje, ale mając na uwadze, ile mi "Miś" dał, byłoby grzechem mówić, że to przekleństwo – mówiła w „Dzienniku”.
Pracę na planie wspominała jako harówę, choć bywało też wesoło. Jak wtedy, kiedy powstała – zaimprowizowana – scena „taka jestem nieubrana”.
- Jestem taka roztrzepana, że zapomniałam, iż nie mam nic pod spodem. Chciałam być autentyczna, bo bardzo poważnie traktowałam wówczas swoje aktorstwo i chciałam zagrać, że taka jestem nieprzygotowana, ale zapomniałam, że nie mam nic pod szlafrokiem i tak wyszło. Oczywiście to ujęcie trafiło do filmu – śmiała się.
„Straciłam impet”
Niestety, wkrótce po premierze musiała wyjechać z kraju.
- Po "Misiu" faktycznie pojawiło się zainteresowanie moją osobą, dostawałam propozycję, ale przerwał to stan wojenny, który na kilka lat wykluczył możliwość grania w Polsce. W tym czasie w ogóle tutaj nie przyjeżdżałam, poza tym, kompletnie nie wypadało wówczas w niczym grać – mówiła w „Dzienniku”.
Jak tłumaczyła, to między innymi dlatego przestała pokazywać się na ekranie.
- Te pięć lat minęło, a ja straciłam impet. Dużo podróżowałam po świecie z ówczesnym mężem dyrygentem i moja kariera się rozmydliła. Nie wiem więc, czy grałabym więcej, gdyby nie "Miś", ponieważ mam wrażanie, że bardziej szufladkowało mnie to, iż się urodziłam w Anglii – dodawała.
Marzenia o macierzyństwie
Zawodowe niepowodzenia Podleska przełknęła bez większego żalu – ale znacznie gorzej radzi sobie z rozczarowaniami w życiu prywatnym. Za mąż wychodziła trzy razy. Jej pierwszym wybrankiem został Janusz Różycki, polski szermierz. Małżeństwo przetrwało siedem lat.
Później związała się z Jackiem Kaspszykiem, dyrygentem – rozwiedli się po zaledwie pięciu latach. Dopiero u boku trzeciego męża aktorka znalazła szczęście. Od 1989 jest żoną Janusza Szydłowskiego, aktora i reżysera. I choć odnalazła spokój, ubolewa jednak nad tym, że nie została matką.
- Żałuję, że nie mam dzieci – mówiła w „Życiu na gorąco”. - Kiedyś bałam się, że sobie nie poradzę, że będę za bardzo uległa. I że sama jestem dzieckiem
Kobieta pracująca
Podleska pojawia się na scenie i zajmuje się tłumaczeniem sztuk. Postanowiła też wraz ze swoją przyjaciółką Elżbietą Przeździecką otworzyć w centrum Krakowa sklep z kosmetykami i bielizną wyszczuplającą.
- Ja pracy się nie boję. A gdy ludzie z niedowierzaniem pytali, czy to ja, z uśmiechem odpowiadałam im, że tak! - mówiła cztery lata temu.
I choć nie narzekały na brak klientów, okazało się, że paniom ledwo starcza na wysoki czynsz za lokal. Wtedy podjęły decyzję o likwidacji sklepu. Ale Podleska nie straciła dobrego humoru.
- Zostało nam trochę kosmetyków. Szkoda je zmarnować, więc któregoś dnia chyba staniemy z nimi na targu – śmiała się.