Łukasz Żygadło: w Iranie musiałem nauczyć się aktorstwa [WYWIAD]
Do kin wszedł nagrodzony Oscarem irański film Asghara Farhadiego "Klient", opowiadający historię małżeństwa w Teheranie. Jak wygląda życie w irańskiej stolicy? O tym porozmawialiśmy z Łukaszem Żygadło, polskim siatkarzem, reprezentantem Polski, który od sezonu 2015/2016 jest zawodnikiem irańskiego klubu Sarmayeh Bank.
Łukasz Knap: Nie obawiał się pan przeprowadzki do Iranu?
Łukasz Żygadło: Zanim podjąłem decyzję o wyjeździe, rozmawiałem z osobami, które tam pracowały. Nie miałem wtedy pojęcia o podstawowych rzeczach. Na przykład o tym, że Irańczycy są Persami, a nie Arabami. Iran różni się tak bardzo od wielu krajów Europy, jak i od innych krajów na Bliskim Wschodzie. Irańczycy zawsze zachowywali swoją odrębność i są dumni ze swojej perskiej tożsamości, kuchni, języka.
Na czym ta inność polega?
Jednym z powodów mojego wyjazdu była właśnie chęć poznania czegoś nowego, odmiennego. I ja tę inność tu spotkałem. Gdybym zamieszkał w Paryżu, Warszawie czy Moskwie, widziałbym wiele podobieństw np. te same sieci handlowe centrum miasta. W Iranie przez to, że kraj jest objęty sankcjami wiele rzeczy jest produkowanych na miejscu. Wciąż kwitnie rzemiosło i rękodzieło. Można tutaj kupić masę ciekawych rzeczy, których nie dostaniesz nigdzie indziej. Nie wspomnę już o dywanach perskich z nici jedwabnej. Dwóm kobietom uszycie takiego dywanu 1,5 na 1,2 m zajmuje około dwóch lat. Kosztuje 50 tysięcy euro i po roku jego cena rośnie, bo używany jest jeszcze przyjemniejszy w dotyku.
Co pana jeszcze zaskoczyło na miejscu?
Wiele rzeczy. Irańczycy są bardzo rodzinni, lubią spędzać czas razem. O ich gościnności można przekonać się na każdym kroku, choć trzeba uważać na Tarof czyli wymianę życzliwości, która dla europejczyka może wydawać się trochę przesadna i nie zawsze prawdziwa. Kiedyś sprzedawca soków na moje pytanie, ile płacę, odpowiedział mi często powtarzanym zwrotem w rodzaju “zapłać jak zechcesz”. Więc podziękowałem i odwróciłem się do wyjścia, wtedy on zaskoczony zapytał, co ja robię? Wróciłem do niego i powiedziałem, że jestem Europejczykiem, rozumiem trochę farsi więc wziąłem jego słowa dosłownie. Było trochę śmiechu, bo oczywiście zrobiłem to specjalnie.
Europejki w Iranie muszą zakrywać włosy?
Każda kobieta w Iranie musi zakrywać włosy. Na siłowniach są wydzielone godziny od rana do południa dla kobiet, a od południa do wieczora dla mężczyzn. Kobieta nie może przyjść na mecz, chyba, że jest trenerką siatkówki i ma pozwolenie albo jest dziennikarką. Gdybym był Irańczykiem i moja córka grałaby w siatkówkę, nie mógłbym przyjść na jej mecz i nie ma znaczenia, że gra w stroju, w którym mogłaby wyjść na ulicę. Jest kilka żelaznych reguł, które mogą nas dziwić, ale poza tym życie tu jest całkiem normalne. Można chodzić razem do restauracji czy kawiarni.
Nie przeszkadza panu tak silna segregacja mężczyzn i kobiet?
Nie mi o tym decydować. Takie są zasady i ludzie w Iranie ich przestrzegają. Kobietom na pewno jest się ciężej przebić i na pewno mniej zarabiają, bo w biznesie jest to kraj męskiej dominacji, ale z moich obserwacji wynika, że kobiety mają w tym kraju dużo do powiedzenia, a w domach tak naprawdę w większości rządzą kobiety (śmiech). To nie jest tak, że kobieta musi nosić hidżab, bo jest niżej w hierarchii. Chodzi po prostu o regułę, że musi mieć zasłonięte włosy. Ale w przeciwieństwie do wielu krajów muzułmańskich, w Iranie kobiety nie tylko jeżdżą samochodami, ale także są kierowcami taksówek. Mężczyzn też obowiązuje wiele reguł. Na przykład musisz chodzić w długich spodniach!
A jak wyglądają relacje między mężczyznami? Pamiętam, że na ulicach Stambułu mężczyźni często okazywali sobie czułość. W Teheranie jest podobnie?
Tak, ciężko jest mi oswoić się z tym brakiem dystansu między mężczyznami, ale ja zachowuję swoją strefę prywatności. Facetów łączy tu braterska zażyłość. Podobnie jest między zawodnikami, zwłaszcza tymi, którzy znają się długo. Ta szczególna więź wynika z tego, że w wielu sferach mężczyźni i kobiety funkcjonują osobno. Oficjalnie na weselach kobiety i mężczyźni muszą bawić się osobno. Faceci nieraz tańczą ze sobą, oczywiście nie w parze, ale w typowym dla danego regionu tańcu. Są wesela łączone, ale to należy do rzadkości i zależy od danej rodziny.
Jak odnalazł się pan w irańskiej drużynie?
We Włoszech czy w kadrze bardziej koncentrowałem się na aspektach taktycznych i technicznych niż na czystym okazywaniu emocji. W Iranie natomiast bardzo dużą rolę odgrywają emocje. Na meczu wręcz nie możesz nie pokazywać emocji i skoncentrować się na samym graniu. Ja z natury nie jestem wylewny i przez to wielu zawodników nie wiedziało, jak się czuję na boisku. Szybko zrozumiałem, że oczekiwano ode mnie dużego zaangażowania emocjonalnego, aby prowadzić chłopaków do zwycięstwa.
Jak jest pan traktowany jako lider?
W Iranie generalnie rola liderów jest bardzo uwydatniana. Zawodnicy oczekują od ciebie, że będziesz ich prowadził. Zaskakujące było dla mnie to, że jeżeli lider odpuszcza, to w większości reszta idzie za nim. Lider jest wyznacznikiem, jak gramy i czy w ogóle gramy.
Czy musiał się pan także nauczyć innego podejścia do przeciwników?
Przeciwnik w irańskiej siatkówce w jakiś sposób próbuje cię sprowokować. Więc ty musisz, że tak powiem, pokazać mu, gdzie jest jego miejsce w szeregu i na co on może sobie z tobą pozwolić. Każdy cię próbuje, szczególnie jak grasz w dobrej drużynie, dlatego nasze mecze zawsze były zacięte.
Czyli w Iranie musiał się pan nauczyć aktorstwa?
Nie da się ukryć, że tak. Jako obcokrajowiec skupiony tylko na sobie nie odniósłbym tutaj sukcesu. Musiałem znaleźć wspólny język. I musiałem się trochę tego aktorstwa nauczyć. Ktoś, kto w pracy bazuje na emocjach, i gra na nich, to jest trochę aktorem.
Coś pana jeszcze zaskoczyło w Iranie?
Oczywiście. Poczucie czasu bardzo różni się od tego, jaki my znamy. Często słyszałem “wy Europejczycy chcecie mieć wszystko precyzyjnie określone i załatwione”, a tam, jak nie jutro to za 2-3 dni, przecież nic się nie stanie. W rezultacie często nie wiedziałem, czy sobie kupić bilet lotniczy czy nie, bo nie wiedziałem, czy na pewno ktoś zdąży załatwić wszystkie formalności. Nie wynika to z niczyjej złośliwości czy ignorancji, tylko po prostu innego trybu działania.
Ogłoszenie, które zespoły będą grały w lidze, określa się kilka tygodni przed rozpoczęciem zawodów. A przecież te zespoły muszą się wcześniej zorganizować i przygotować! W Iranie również obowiązuje inny kalendarz. Obecnie jest rok 1395, który zaczyna się z pierwszym dniem wiosny więc mogę powiedzieć, że w sezonie 1394 i 1395 zdobyłem z drużyną 2 mistrzostwa kraju! Połapanie się i przeliczenie dat przyprawia trochę problemów, podobnie jak to, że w Europie ludzie szykują się do weekendu, a ty zaczynasz nowy tydzień pracy bo niedziela była w piątek!
Inne reguły panu nie przeszkadzają?
Jest to trochę uciążliwe, bo nie wiesz, co może czekać cię jutro, ale muszę przyznać, że krok po kroku np. federacja siatkówki, zaczęła wprowadzać widoczne zmiany. Podobnie było, gdy wprowadzono system Challenge pomagający rozstrzygać kontrowersyjne decyzje sędziego na nagranym zapisie meczu. Nie zbiegło się to jednak z ustaleniem jasnych reguł. I nawet, gdy jak na dłoni widać, że zawodnik dotknął palcem piłkę, to zawodnicy z przeciwnej drużyny wykrzykują, że nie było dotknięcia. W taki sposób zaczynają się kłótnie, które potrafią przeciągać mecz w nieskończoność do tego stopnia, że kibice domagają się wyłączenia systemu Challenge. W jednej sytuacji interweniowałem i na kolejnych meczach był już spokój. Każda próba wpływania na wynik kończyła się czerwoną kartką. Prosta zasada
ostudziła emocje i mogliśmy się skupić na graniu.
Jaki jest pana plan na najbliższe miesiące? Chciałby pan przedłużyć kontrakt?
Zobaczymy, jak się sytuacja rozwiąże, bo teraz jestem na etapie negocjacji. Nie tylko z klubem irańskim, ale innym w Polsce. Nie ukrywam, że chciałbym wrócić do Polski, choć w Iranie grałem w bardzo dobrej drużynie złożonej z reprezentantów kraju i udało nam się zdobyć podwójne mistrzostwo kraju i azjatyckie mistrzostwa klubowe. Dzięki temu wyjazdowi miałem okazję poznać rynek azjatycki, który różni się znacznie od europejskiego.
Pretekstem naszej rozmowy jest film “Klient” Asghara Farhadiego. Ważny jest w nim motyw przeprowadzki młodego małżeństwa do nowego mieszkania. Jestem ciekawy, jak panu się mieszka w Teheranie?
Przez pierwszy rok mieszkałem w hotelu. Potem przeprowadziłem się do mieszkania. Pierwsze spotkanie z sąsiadami nastąpiło szybko, bo miałem podłogę z kamienia, a krzesła nie miały żadnych podbić i czasami trochę hałasowały. Sąsiadka z listem napisanym po angielsku wytłumaczyła mi w czym leży problem i szybko rozwiązaliśmy sprawę. Sąsiedzi są generalnie bardzo przyjaźni i pomocni. Interesują się tobą i wychodzą ci naprzeciw. Każda sporna kwestia jest załatwiana tak, żebyś był zadowolony i to z nawiązką. Obcokrajowcy mają tutaj taryfę ulgową. Jeśli popełnia się jakąś gafę, obraca się ją w żart, nawet jeśli dotyczy to kwestii etykiet towarzyskich i małżeństwa, które jest rzeczą świętą.
No właśnie. W filmie ta kwestia też jest bardzo ważna. Wynika z niej, że Irańczycy problemy rodzinne wolą załatwiać sami, bez pomocy policji.
Filmu jeszcze nie widziałem, ale potwierdzam, że w Iranie nie powinno się wchodzić w problemy rodzinne, bo mogą być z tego poważne problemy. Należy uważać z tym, jak się witamy. Jeśli podczas zapoznania, żona zawodnika nie chce podać mi pierwsza ręki, to znaczy, że lepiej wtedy witać się tylko z jej mężem, dlatego, że oficjalnie obcy mężczyzna nie powinien zbliżać się do kobiety. Wszystko więc jest kwestią wyczucia. W moim przypadku adaptacja do irańskiej kultury przebiegła raczej gładko, dużo obserwowałem, co pozwoliło mi unikać niewygodnych sytuacji.
Domyślam się, że pomogła w tym panu pyszna kuchnia irańska?
Kuchnia Irańczyków mi odpowiada, bo jest oparta na ryżu, mięsie i warzywach. Pod pewnymi względami przypomina mi kuchnię polską, wystarczy zamienić ziemniaki na ryż. Nie je się tutaj wieprzowiny, której ja też unikam, więc nie było to z mojej strony jakieś poświęcenie.
No i podobnie jak w Polsce, w Iranie są cztery pory roku.
Pod względem klimatu jest nawet ciekawiej, bo jak się mieszka w Teheranie, to w ciągu godziny można dolecieć nad Morze Kaspijskie, gdzie latem jest niższa temperatura. Niżej jest pustynia, gdzie jest przez cały rok gorąco. W Teheranie są góry, w których stoki są czynne od końca listopada do marca. W tym roku spadło tam bardzo dużo śniegu. Śnieg pojawił się także w Teheranie. To jest taka rzecz, która bardzo dziwi ludzi, którzy nigdy tu nie byli.
Rozmawiał Łukasz Knap