Magdalena Boczarska nie ma problemu z rozbieraniem się na planie
26.01.2017 | aktual.: 26.04.2019 12:18
Po "Różyczce", dzięki której znalazła się na "zupełnie innej półce aktorskiej" i została obsypana nagrodami, nie musiała już obawiać się o brak zleceń. Rola w filmie Jana Kidawy-Błońskiego była prawdziwym wyzwaniem; wymagała od aktorki nie tylko ogromnego talentu, ale i odwagi; wiązała się bowiem z udziałem w wielu scenach erotycznych i prezentowaniem wdzięków przed kamerą.
Magdalena Boczarska sprostała jednak temu zadaniu bez żadnego problemu, zapewnia też, że - jeśli tylko jest to odpowiednio umotywowane w scenariuszu - nie ma żadnego problemu z rozbieraniem się na planie filmowym, traktuje to jako część swojej pracy.
Teraz można ją oglądać w kolejnym odważnym filmie, w którym wciela się w "panią od seksu", Michalinę Wisłocka, w "Sztuce kochania" Marii Sadowskiej. I ponownie udowadnia, że w pełni zasłużyła na miano aktorki z "najlepszymi pośladkami w Polsce".
Przełomowa rola
Boczarska już od samego początku swojej kariery rokowała doskonale - ale na prawdziwą popularność musiała poczekać kilka lat. Po ukończeniu PWST w Krakowie trafiła na scenę, zdobywając nagrodę za swoją debiutancką rolę. Równocześnie występowała przed kamerami; zaczynała skromnie, od gościnnych epizodów w serialach, później pojawiła się na drugim planie w kilku filmach - aż wreszcie, w 2010 roku, otrzymała tytułową rolę w "Różyczce", gdzie wystąpiła u boku Roberta Więckiewicza i Andrzeja Seweryna.
Nie wystraszyła się licznych scen erotycznych, przeciwnie, twierdziła, że świetnie się bawiła, a jej partnerzy spisali się na medal.
- Oni są pełnokrwistymi mężczyznami, w których każda kobieta może się zakochać. Zawsze życzyłabym sobie takich partnerów – mówiła.
„Choreografia bez emocji”
Nie była to zresztą jej pierwsza scena rozbierana - już wcześniej można było oglądać jej wdzięki chociażby w filmach "Pod powierzchnią", "Futro" czy "Idealny facet dla mojej dziewczyny". Boczarska mówi, że nie ma nic przeciwko scenom erotycznym; twierdzi, że to część jej pracy. Pytana przez Kingę Rusin w DDTVN, jak się gra takie sceny, odpowiadała.
- Normalnie, bez szału. To tak naprawdę jest taka choreografia bez emocji.
Zapewnia jednak, że nie godzi się na wszystkie takie sceny.
- Jeśli zapala mi się czerwona lampka, to wtedy, kiedy nie znajduję w scenariuszu uzasadnienia nagości swojej postaci - tłumaczyła w "Pani". - Gdy reżyser nie potrafi mnie przekonać, to się nie rozbiorę. Do tej pory nie żałowałam, że to robiłam, bo za każdym razem to czemuś służyło.
Dbanie o urodę
- Kocham sport, trenuję regularnie i dbam o dietę. Uważam, że można wszystko, byle w rozsądnych ilościach - mówiła w "Pani". Dodawała jednak, że ma do tego luźne podejście i czasami pozwala sobie na odstępstwa od diety. - Gdy mam na coś ochotę, to po prostu to jem. Mam wielką słabość do bezy i frytek belgijskich. Taka pokusa kosztuje mnie jeden trening więcej - śmiała się. - Lubię ten swój reżim sportowy, chociaż potrafię sobie odpuścić, bo czasami są ważniejsze rzeczy niż trening.
Najlepsze pośladki
Ćwiczenia i dieta dają jednak rezultaty - a aktorka zgarnia mnóstwo komplementów nie tylko ze względu na swój talent, ale i wygląd.
- Trochę nad nimi pracuję, mówiąc szczerze. Podoba mi się to, co powiedziałeś - odpowiedziała skromnie Boczarska.
Ale doskonale zdaje sobie sprawę ze swoich atutów; nie chce też korzystać z dublerek na planie filmowym.
- Nie wyobrażam sobie, żeby ktoś dublował moje pośladki, ponieważ w kinie i tak wszyscy myślą, że to moje pośladki. Wolę zatem brać odpowiedzialność za własne pośladki niż za cudze - śmiała się.
Walka z kompleksami
Aż trudno zatem uwierzyć, że Boczarska od dzieciństwa zmaga się z "mnóstwem kompleksów”; przyznaje jednak, że stale nad nimi pracuje, by móc w pełni akceptować swoje ciało.
- W młodości moim kompleksem był duży biust - wyznawała w "Pani". - Na szczęście człowiek z wiekiem mądrzeje i ten kompleks zamienił się w atut.
Zdradzała również, że niewiele brakowało, a przez te kompleksy miałaby prawdziwe kłopoty.
- Przez własną głupotę o mały włos nie otarłam się o anoreksję - wspominała. - Kiedy miałam czternaście lat, jedna z ciotek powiedziała: „Madzia bardzo dobrze wygląda”, a dla mnie to zabrzmiało: „Madzia jest gruba!”. Postanowiłam, że wszystkim udowodnię, że będę szczupła i zaczęłam się odchudzać. Wtedy gdzieś straciłam umiar. Tego błędu najbardziej żałuję.
Kochać siebie
Boczarska podkreśla, że na jej wygląd ma też wpływ dobre samopoczucie i "lubienie siebie".
Ostatnio zaś czuje się wyjątkowo - co po części jest zasługą jej chłopaka. Po niezbyt udanym związku z Tomaszem Karolakiem zaczęła się spotykać z Mateuszem Banasiukiem. Długo jednak trzymała ich relację w tajemnicy, by uniknąć zainteresowania mediów. Wreszcie stało się to niemożliwe i para postanowiła się ujawnić. I choć Boczarska twierdziła, że poczuła dużą ulgę - równocześnie musiała zmierzyć się wieloma nieprzyjemnymi komentarzami, dotyczącymi zwłaszcza różnicy wieku (jest starsza od partnera o 7 lat). Dziś już nie zwraca na nie uwagi; wynika to zapewne z faktu, że jest szczęśliwa i nauczyła się "kochać siebie".