Magdalena Michalska: Polak widzem drugiej kategorii
Otwieram iphone’owe wydanie „New York Timesa”. W kulturze wywiad z Woodym Allenem, który z wrodzonym sobie wdziękiem dowcipkuje o niewielkich różnicach między religią a ciasteczkami z wróżbami, zaś na pytanie „Co pan sądzi o starości” odpowiada: „Zdecydowanie nie polecam”. Czytam jak zawsze zachwycona błyskotliwością i poczuciem humoru nowojorczyka. Apetyt na jego nowy film *„You Will Meet A Tall Dark Strager”, który miał właśnie premierę w Stanach, zaostrza mi się coraz bardziej.*
Muszę się jednak obejść smakiem. Nie wiadomo, kiedy zobaczę film na polskich ekranach. Ostatnimi czasy obrazy Allena wchodziły w Polsce z rocznym opóźnieniem. Tak pewnie będzie i teraz. Emocje ostygną, zainteresowanie nieco przygaśnie. Jeśli za pół roku przypomnę sobie o nim, pewnie kupię go na amazon.com. Do czasu jego wejścia do polskich kin Woody pewnie zdąży już zrobić kolejny film.
Właściwie przestałam też lubić czytać relacje z festiwali filmowych. Przy lekturze mam podobne uczucia jak przy artykule z „NYT”. Zapalam się, szperam w sieci, czytam recenzje, mam ochotę popędzić do kina i… oczywiście mam czekać. Niczym w PRLowskiej kolejce, dotąd aż już nie będę pamiętała po co stoję.
Niedawno z radością przeczytała o reaktywacji działalności firmy dystrybuującej filmy **. Zawsze mieli świetny gust, więc sprawdziłam, co zaoferują nam tej jesieni. Na pierwszy ogień, czyli w listopadzie „Precious” (polski tytuł „Hej, skarbie”) – świetny, nominowany do Oscara film, tyle, że prawie sprzed dwóch lat!
Jego sława zaczęła się po Sundance 2009 (festiwal odbywa się w styczniu), potem obraz triumfował w Cannes, wreszcie wiosną tego roku dostał kilka nominacji do statuetki Akademii.
Mam mieszane uczucia. Z jednej strony cieszy mnie, że „Precious” będzie na polskich ekranach. To rzecz wybitna. Akcja rozgrywa się w 1987 roku i opowiada historię 16-letniej czarnoskórej dziewczyny Claireece „Precious” Jones, która właśnie spodziewa się drugiego dziecka z własnym ojcem. Apodyktyczna, czasami sadystyczna matka dziewczyny za molestowanie wini... sama Precious, która „odebrała” jej ukochanego faceta. Szkoła nie chce dłużej tolerować zamkniętej w sobie, czasem agresywnej dziewczyny i wysyła ja do specjalnej placówki dla trudnej młodzieży. Tam okazuje się, że udało jej się prześlizgnąć przez dziewięć klas szkoły, mimo że nie umie ani czytać ani pisać.
Historia Precious nie jest kolejnymi „Młodymi gniewnymi” ani ckliwa bajka o odbudowywaniu relacji z rodziną. Jest brutalna. A życie dziewczyny to większe piekło niż ktokolwiek normalny mógłby sobie wyobrazić. Autorzy filmu opowiedzieli tę historię w sposób stonowany, bez szantażu emocjonalnego, niekiedy rozbrajająco i dowcipnie. Mimo to trudno się po seansie otrząsnąć. W głównej roli wystąpiła znakomita debiutantka Gabourey Sidebe, za role sadystycznej matki Mo’Nique dostała nagrodę w Sundance (tam też wyróżniono nagroda jury i nagroda publiczności).
Świetnie w filmie wypadli grający drugoplanowe role Lenny Kraviz (jako pielęgniarz, który opiekuje się Precious po urodzeniu dziecka) i Mariah Carey w roli pracownicy socjalnej.
Z drugiej strony nie mogę uwierzyć, że dystrybutorzy tak go zmarnowali. Przecież w opóźnionej dystrybucji należy upatrywać klapy kinowej wielu ciekawych tytułów. SPInka proponuje w swoim repertuarze niemal same takie tytuły jak „Precious” – świetne, ale przegrzane. Ich kolejna premierę „Le Refuge” („Schronienie”) Francoisa Ozona można już kupić na DVD w intranecie za 40 złotych. Zanim dojdzie na nasze ekrany w grudniu pewnie będzie już na wyprzedażach. Może nawet będzie tańsze niż bilet do kina… Nie wspominając o tym, że jego reżyser zdążył już pokazać na festiwalu w Wenecji nowy film: „Potiche”.
Kolejna propozycja dystrybutora to „Looking For Eric” Loacha – film podobnie jak „Precious” pokazywany półtora roku temu w Cannes, obecnie do kupienia na amazonie za 6 funtów na Blue-Ray.
Najbardziej szokujące w tej sytuacji jest to, że z takim opóźnieniem przychodzą do nas filmy dla kinomanów, nie przypadkowych gości multipleksu. Kino dla ludzi, którzy uważnie śledzą, co dzieje się w światowej kinematografii, którzy na filmy czekają, a nie wybierają tytuł w ostatniej chwili wchodząc do sali projekcyjnej. I ich dystrybutorzy powinni szanować najbardziej.
Nie wiem dlaczego jesteśmy widzami drugiej kategorii. Pociesza mnie tylko fakt, że Polacy coraz więcej podróżują i kupują w Internecie, może obędą się bez dystrybutorów? Tylko czy oni obędą się bez kinomanów?