Przez lata spekulowano, dlaczego słynna seksbomba polskiego kina lat 70. rzuciła show-biznes u szczytu popularności. Przecież miała wszystko, o czym mogła marzyć każda aktorka – zjawiskową urodę, sławę, znanego męża filmowca…
W pewnym momencie jej życie stało się nie do wytrzymania. Może wydawać się to dziwne, zważywszy, że Małgorzata Braunek uchodziła za jedną z najatrakcyjniejszych i najpopularniejszych polskich aktorek. Jednak sytuacja, w jakiej się znalazła, nie była godna pozazdroszczenia. Kiedy dopadały ją kolejne załamania depresyjne, a nawet myśli samobójcze, filmowa Oleńka z „Potopu” powiedziała: dość…
Przez lata spekulowano, dlaczego słynna seksbomba polskiego kina lat 70. rzuciła show-biznes u szczytu popularności. Przecież miała wszystko, o czym mogła marzyć każda aktorka – zjawiskową urodę, sławę, znanego męża filmowca…
Na łamach tygodnika Na żywo 65-letnia artystka postanowiła przerwać milczenie. Poznajcie kulisy dramatu sprzed kilkudziesięciu lat!
Aktorstwo miało pokonać jej nieśmiałość
Małgorzata Braunek urodziła się 30 stycznia 1947 roku. Największy szczyt jej popularności przypadł na przełom lat 60. i 70.
Studiowała na Wydziale Aktorskim warszawskiej PWST, którą ukończyła w 1969 roku. Już wtedy zwracała na siebie uwagę nieprzeciętną urodą przywodzącą na myśl europejskie gwiazdy kina.
Jak sama mówi, kiedy przed laty zaczynała karierę, jej piętą achillesową była chorobliwa nieśmiałość i brak pewności siebie. Aktorstwo miało być swoistym antidotum na wszystkie słabości Braunek.
Na dużym ekranie zadebiutowała w 1967 roku, jeszcze jako studentka. Była to rola Teresy w sensacyjno-obyczajowym „Skoku” w reżyserii Kazimierza Kutza i Antoniego Krauze.
Polska oszalała na jej punkcie
Na planie „Skoku” po raz pierwszy spotkała się z ówcześnie największym amantem polskiego kina - Danielem Olbrychskim - oraz początkującym Marianem Opanią. W tym samym roku pojawiła się również w obsadzie słynnego „Żywotu Mateusza” Witolda Leszczyńskiego.
Prawdziwą popularność przyniósł jej jednak występ u Andrzeja Wajdy w „Polowaniu na muchy”. Polki oszalały na punkcie jej stylu ubierania się, który szybko przeniósł się na ulice miast.
Kilka lat później u boku Olbrychskiego wykreowała jedną z najsłynniejszych swoich ról. Mowa oczywiście o ekranizacji „Potopu”, gdzie Małgorzata Braunek zagrała niezapomnianą Oleńkę Billewiczównę.
Wyniosła, zarozumiała i nieznośna
Rola Oleńki wywołała narodową debatę. Pojawiły się głosy sugerujące, że Braunek kompletnie nie nadaje się do tej roli.
Zresztą, nie był to pierwszy raz, kiedy osoba aktorki wzbudzała tak ambiwalentne uczucia widzów i krytyków. Panowała opinia, że Braunek jest osobą zarozumiałą i wyniosłą, a jej grę albo się kocha, albo nienawidzi.
Podobnie było z rolami w „Lalce” oraz „Trzeciej części nocy”, którą reżyserowałAndrzej Żuławski – mąż i ojciec jej syna Xawerego.
Koledzy z planu bez ogródek nazywali ją histeryczką i zarozumiałą egocentryczką. Praca z nią nie należała do przyjemności…
Popadała w depresję, była bliska samobójstwa...
W momencie kiedy Małgorzata Braunek osiągnęła status jednej z najbardziej znanych aktorek nad Wisłą, przerwała karierę.
Od tamtego czasu pojawiło się wiele spekulacji o przyczynach tamtej zaskakującej decyzji. Po latach aktorka wyjawiła, że zerwanie z filmem było jedyną drogą ucieczki od problemów, z którymi nie mogła sobie poradzić.
- W pewnym momencie mojego życia poczułam się totalnie zdesperowana, jakbym stanęła pod ścianą. Pomyślałam wówczas, że nie ma dla mnie innego rozwiązania niż jakaś radykalna zmiana, taka o 180 stopni- wyznała Braunek w wywiadzie dla miesięcznika Trendy.- Zrozumiałam, że stuprocentowa identyfikacja z zawodem zaczyna mieć na mnie zły wpływ. W przerwach między kolejnymi rolami czułam w sobie beznadziejną pustkę - dodała aktorka, która przy innej okazji przyznała, że nieustannie martwiła się czy dostanie kolejne propozycje.
W chwilach kiedy telefon milczał, aktorka popadała w depresję, była bliska samobójstwa...
Musiała zerwać z nałogiem...
W wypowiedzi Małgorzaty Braunek dla Życia na gorąco pojawia się adekwatne w tym przypadku porównanie aktorstwa do narkotykowego uzależnienia. Aby zerwać z nałogiem, artystka musiała diametralnie zmienić swoje dotychczasowe życie.
Stopniowo przestała przyjmować propozycje filmowe i rozwiodła się z Andrzejem Żuławskim. Kolejny mężczyzną w jej życiu okazał się Andrzej Krajewski – tłumacz literatury szwedzkiej i buddysta. W dalekowschodniej religii Braunek odnalazła spokój i ukojenie.
Przełomowym wydarzeniem okazał się wyjazd do Indii w połowie lat 70. Z tej podróży femme fatale polskiego kina wróciła do Polski zupełnie odmieniona.
Buddyzm zmienił jej życie
Jak sama podkreśla, buddyzm zmienił jej życie. Braunek wyciszyła się, spokorniała, a nawet na nowo polubiła aktorstwo.
Jednak nie wszystko ułożyło się pomyślnie. Zmiana stylu życia odbiła się na jej synu.
- Kiedy wyjeżdżała na kilkutygodniowe, a nawet kilkumiesięczne medytacje, Xawery bardzo tęsknił. Może dlatego miała z nim kłopoty wychowawcze - przyznają znajomi artystki w rozmowie z Życiem na gorąco.
Obecnie syn Braunek i Żuławskiego jest uznawany za jednego z najciekawszych polskich twórców filmowych.
Najważniejsza rola w karierze
Jaka jest dzisiaj Małgorzata Braunek? Z całą pewnością diametralnie różni się od osoby, którą znali jej przyjaciele w latach 60. i 70.
Wraz z rodziną mieszka w Wilanowie,* gdzie oddaje się medytacji, zajmuje się ogrodem i gotuje* – w jej kuchni nie znajdziecie mięsa. Aktywnie wspiera również akcje na rzecz ochrony praw zwierząt oraz poszanowania praw obywatelskich w Chinach.
Przeprosiła się również z zawodem. Od 2009 roku telewidzowie mogą śledzić ją w kolejnych odsłonach adaptacji „Domu nad rozlewiskiem” Małgorzaty Kalicińskiej, gdzie występuje razem ze swoją córką Oriną Krajewską.
Dwa lata temu zadebiutowała na deskach teatru u Krystiana Lupy w sztuce "Persona. Ciało Simone". Jak sama mówi, była to najważniejsza rola w jej całej karierze. (gk/Na żywo/Trendy/mf)