Małpy są wielkie! Rozmowa z Polakiem, który animował postaci z ''Ewolucji Planety Małp''
To nadal mainstreamowe filmy, ale wyciskające maksimum treści i dramatu z konwencji kina popularnego – mówi Maciej Sznabel, polski animator, który miał swój duży udział w powstaniu filmu „Ewolucja Planety Małp” goszczącego właśnie na ekranach naszych kin.
Artur Zaborski: Jak trafił Pan na plan produkcji „Ewolucji Planety Małp”?
Maciej Sznabel: Do "Małp" trafiłem wprost z produkcji "Hobbita". Doświadczenie zdobyte przy tym filmie okazało się bardzo pomocne przy nowym projekcie.
Jakie były różnice między pracą przy „Hobbicie” i „Planecie Małp”?
Przede wszystkim musieliśmy rozgryźć, jak poruszają się małpy. Większość postaci w "Hobbicie" to podobne nam humanoidy (hobbity, krasnoludy, elfy, orki). Tymczasem małpy są o wiele bardziej wymagające pod względem motoryki ruchu. Są od nas kilka razy silniejsze, o wiele szybsze, mają zupełnie inne proporcje, dłuższe kończyny górne niż dolne. Potrafią w ułamku sekundy przejść ze stanu pozornej apatii do błyskawicznego ruchu, z biegu na czworaka do pozycji wyprostowanej. W porównaniu z nimi jesteśmy ospałymi fajtłapami.
Jaki jest Pana stosunek do tych zwierząt? Wywołują w Panu sympatię czy niepokój?
Trzy lata temu byłem na spotkaniu z Jane Goodall, od lat walczącej o prawa szympansów. To było mocne wydarzenie, otwierające oczy. W trakcie tworzenia "Planety Małp" dowiedziałem się na ten temat jeszcze więcej, zyskując coraz większy podziw dla inteligencji i uspołecznienia małp człekokształtnych. Przygotowując się do pracy, obejrzałem sporo materiałów dotyczących ich życia i zachowania. Jednym z nich był "Projekt Nim", dokument o eksperymencie, którego celem było nauczenie szympansa ludzkiej mowy. Warto zobaczyć ten film, aby uświadomić sobie, że to właśnie antropocentryczny punkt widzenia jest groźny. Tylko ludzie potrafią być okrutni i bezwzględni, oczekując, że reszta istot powinna się do nas dopasować. Jeśli coś niepokojącego może wydarzyć się na styku człowiek-zwierzę, zwykle winny jest człowiek, jego bezmyślność albo arogancja. Po obejrzeniu "Projektu Nim" uświadomiłem sobie, że fabuła "Planety Małp" może być o wiele mniej fantastyczna, niż nam się wydaje.
Widział Pan oryginalne „Planety Małp”? Jest Pan ich fanem?
Widziałem wszystkie poprzednie realizacje "Planety Małp", ale przyznam, że nie jestem ich miłośnikiem. Wprawdzie mają pewien oldskulowy rys i są uważane za kultowe, ale dla mnie to trochę za mało. I nie chodzi tylko o skok technologiczny, realistyczne cyfrowe efekty zamiast pozbawionych wyrazu lateksowych masek. Z perspektywy czasu wyłania się też fabularna naiwność oryginalnej serii. Nowa odsłona, przy której miałem możliwość pracować, przenosi ten temat na dużo wyższy poziom. Czuje się tutaj niemal szekspirowski konflikt. Chylę czoła przed reżyserem i scenarzystami nowej serii. To nadal mainstreamowe filmy, ale wyciskające maksimum treści i dramatu z konwencji kina popularnego.
Film jest czytany jako metafora polityczna. Czy Pan jako animator również musiał mieć na względzie wydźwięk tego filmu?
Znajomość wymowy filmu jest konieczna, żeby we właściwy sposób budować napięcie, interpretować grę aktorską przy animacji. Czy ten film jest metaforą polityczną? To pozostawiam widzom.
Co uważa Pan za swój największy sukces w „Planecie”, a co by Pan dziś zmienił?
Myślę, że naszym największym sukcesem jest naprawdę realistyczne pokazanie ruchu i mimiki bohaterów. Porównując nawet z poprzednią częścią, "Genezą Planety Małp", która powstała zaledwie trzy lata temu, skok w jakości animacji jest ogromny. O porównaniu z wcześniejszymi ekranizacjami nie wspomnę.
Czyta Pan recenzje filmów, przy których Pan pracuje? Jeśli tak, czy recenzenci zwracają uwagę na obszar Pańskiej pracy?
W przypadku "Ewolucji Planety Małp" wydarzyło się coś ciekawego. Do tej pory recenzenci nie poświęcali zwykle dużo uwagi animacji czy efektom specjalnym, a jeśli już, to najczęściej komentarz był negatywny, np. "film przeładowany jest efektami". Mam wrażenie, że często animację cyfrową traktuje się wyłącznie jako sztuczny twór, zaśmiecający klarowny język filmowy. Tymczasem od początku prac nad nową "Planetą Małp" dużą uwagę mediów zwracał jakościowy skok w technologii motion capture i realizm animowanych postaci. Po raz kolejny dużo mówi się o konieczności stworzenia nagród amerykańskiej Akademii dla wirtualnych aktorów. Powstanie filmu i zainteresowanie wokół niego może przyczynić się do pełniejszego zrozumienia, jak zaplecze technologiczne może mieć wpływ na wyraz i wymowę filmu, a nie jedynie jego potencjalny walor rozrywkowy.
W Pańskiej pracy jest wolność artystyczna czy jednak Hollywood narzuca swoje ograniczenia?
Naszym zadaniem jest zrealizowanie wizji reżysera. Tym lepiej dla nas, jeśli odnajdujemy w tym coś swojego. Filmy, przy których pracujemy to bardzo złożone organizacyjnie przedsięwzięcia. Żeby się udały, każdy musi wpasować się w odgórne założenia, co nie wyklucza kreatywności i możliwości dodania czegoś od siebie.
Jakie kolejne projekty stoją przed Panem?
W tej chwili nie mogę jeszcze o nich mówić, ale za kilka miesięcy - bardzo chętnie!