"mamy2mamy": kłopoty to jej specjalność [RECENZJA]
Juliette Binoche łapie oddech od poważnych, wymagających ról. W "mamy2mamy" wciela się w postać niedojrzałej utracjuszki, zespolonej ze swoim różowym skuterem, a zarazem nieodpowiedzialnej matki dorosłej już Avril (Camille Cottin). Z takiego pomieszania ról i społecznych oczekiwań mogą wyniknąć jedynie kłopoty, ale to – jak się wydaje – specjalność głównych bohaterek.
Mado (Binoche) uwielbia, gdy poświęcać jej całą uwagę. Mieszka z dorosłą córką i jej mężem Louisem, skrycie wciąż darzy uczuciem ojca Avril, słynnego dyrygenta Marca (Lambert Wilson), choć rozstała się z nim wieki temu i wcale nie żałuje tamtej decyzji. Za najlepszą przyjaciółkę ma natomiast opiekunkę do dzieci, która o wychowaniu nie ma bladego pojęcia. Pewnego dnia Mado zupełnie nieoczekiwanie oznajmia, że sama jest w ciąży, choć do ponownego macierzyństwa wcale się nie pali. Niespodzianka nie wzbudza specjalnego entuzjazmu pierworodnej córki, borykającej się z kłopotami w pracy i w związku, a także ojca poczętego dziecka. Krótko mówiąc – ambaras we francuskim stylu, a więc romantycznie i z odrobiną kontrolowanego szaleństwa.
Żeby jednak nie było tak słodko: nie wszystko się w "mamy2mamy" bezbłędnie sprawdza. Relacja matki i córki, szczególnie w wykonaniu dwóch fenomenalnych aktorek, zaprezentowana jest właściwie dość szczątkowo i nijako. Nic nie uzasadnia powtarzanego kilkakrotnie stwierdzenia, że Mado i Avril są nierozłączne i nie mogą bez siebie żyć, bo jedyne, co obserwujemy, to pełne napięcia oczekiwanie na wyprowadzkę matki z domu młodej pary. Zresztą żądanie całkiem zrozumiałe. Podobnie, jeśli chodzi o jedno z głównych źródeł żartów, czyli rodziców Louisa. Trudno uwierzyć w ich naiwność i niezachwianą wiarę w trwałość związku Mado i Marca, mimo wyraźnych sygnałów sugerujących coś zupełnie przeciwnego. Tu i ówdzie wkradły się więc w filmie Saglio pewne niespójności i uproszczenia, a także kilka nierozwiniętych, potencjalnie interesujących wątków (na przykład ginekologa Avril czy jej kolegi z pracy w laboratorium), które wymagałyby bardziej wytężonej pracy i rozwinięcia jeszcze na poziomie scenariusza. Czego się jednak nie wybacza konwencji francuskiej komedii i zalotnemu wcieleniu Binoche w ćwiekach?
Jej bohaterka to żywioł nie do zatrzymania, destrukcyjna siła władająca ekranem w każdej scenie. W porównaniu z nią wszyscy, może z wyjątkiem Marca (Lambert Wilson pojawia się zdecydowanie za rzadko) wypadają blado i są tacy… praktyczni i poukładani. Nikt tu o nic nie pyta, gag goni gag, a scena - scenę. Nie ma czasu na refleksję, coś głębszego, co wierciłoby dziurę w brzuchu na długo po seansie. A pytań jest przecież naprawdę sporo i to pytań współcześnie bardzo istotnych: o relacje rodzinne, dojrzałe rodzicielstwo, aborcję, pozycję kobiet w społeczeństwie i stan życiowego spełnienia. "mamy2mamy" nie udziela jednak odpowiedzi. Prześlizguje się po tych tematach oferując lekką i przyjemną rozrywkę, nawet kiedy mówimy o sprawach trudnych i niejednoznacznych.