Trwa ładowanie...
marcin wrona
12-07-2011 12:09

Marcin Wrona: Apokalipsa von Triera

Marcin Wrona: Apokalipsa von TrieraŹródło: Gutek Film
d194eqr
d194eqr

Czy wizja zupełnej anihilacji życia na naszej planecie przedstawiona w „Melancholii”, to właściwe antidotum na podejrzany stan psychiczny reżysera zdiagnozowany w „Antychryście”? Kpina cywilizacyjna, czy raczej maniakalna fobia zagrożenia naszego istnienia? I czy rzeczywiście Hitler ma z tym niewiele wspólnego?

Na festiwalu w Cannes, słynny Lars wił się jak piskorz po deklaracji, że „rozumie Hitlera”. Dziennikarze rozdmuchali sprawę, doszukując się faszystowskich intencji w wypowiedzi reżysera. Każdy, kto widział zapis feralnej konferencji prasowej, może zapewne inaczej zinterpretować słowa twórcy Dogmy.

Faktem jest, że von Trier, w swoim najnowszym filmie pokazuje nieuniknioną destrukcję świata. Nie pozostawia żadnej nadziei. Poprzez wnikliwy portret kobiet, antycypujących zagładę, przedstawia koniec życia. W przewrotny sposób łączy indywidualną, subtelną wrażliwość dwóch bohaterek ze skalą makro cywilizacyjnej apokalipsy.

Dziwny to film, który opowiedziany komuś jeszcze kilka miesięcy wcześniej, zanim powstał, mógłby śmieszyć. Ponownie, jak w „Przełamując fale”, czy w „Idiotach” scenariusz był bardzo ryzykowny. Ocierająca się o groteskowy infantylizm fabuła, unosi się na inny poziom poprzez zagłębienie się w dojmująco prawdziwy portret bohaterów.

d194eqr

Co zrobił Lars? Jak zazwyczaj u niego centralną postacią jest kobieta (w pierwszej części grana przez Kirsten Dunst - Justine, w drugiej Charlotte Gainsbourg - Claire) poddana presji otoczenia. Tym razem reżyser dekonstruuje konwenanse życia rodzinnego w momencie jego zawiązywania. Justine jest jedyną osobą dostrzegającą banał, bezcelowość małżeństwa, które właśnie zawarła. Nie potrafi przejść na stronę ujarzmianej części społeczeństwa, nie chce udawać. Może po prostu nie potrafi zaakceptować roli żony. Może jest inna, może obłąkana, chora, lub zwyczajnie bardziej inteligentna? Być może antycypuje zbliżającą się śmierć życia na ziemi?

Jej siostra Claire jest inaczej skonstruowana. Funkcjonuje po stronie społeczeństwa. Żyje z mężem i synkiem w luksusie. Nie chce, by jej to wszystko zabrano. Nie chce uwierzyć, że to się skończy. Jednak, kiedy słaby mężczyzna ją zostawi, koniec wydaje się nieunikniony. Zbliża się zagłada życia, społeczeństwa, rodziny, luksusu, więzi międzyludzkich. W obliczu kosmicznej katastrofy każdy jest sam. Czy właśnie o tym chciał nam powiedzieć reżyser? Czy może zależało mu na wiwisekcji gnijącego życia, które należy zniszczyć? A może w przesłaniu tego dzieła faktycznie rezonuje ideologia Adolfa Hitlera?

Po co nam to wszystko? Czy ten film odkrywa coś nowego? Jeżeli tak, to zdecydowanie nie jest to coś afirmatywnego. Niestety, „Melancholia” z nieodpartym wdziękiem, pokazuje nasze życie jako bezsens zakończony śmiercią. Von Trier pozwala nam ją zobaczyć, przeżyć. W swojej paranoi zniszczenia kreuje wizję równie absurdalną, jak to, co pokazał Quentin Tarantino w „Bękartach wojny”. Z tą różnicą, że Amerykanin opowiedział o zniszczeniu hitlerowców przez Żydów. Europejczyk opowiedział odwrotnie, o triumfie absolutnego zła. Czy to wystarczający powód, by zrobić film? Czy to nietrafiona prowokacja, czy raczej przepowiednia geniusza?

Reżyser rozkoszuje się pokazywaniem rozkładu świata, przedstawia powolną śmierć. Jego wizja jest jak zaawansowana depresja, choroba, od której nie ma ucieczki. Jest to choroba zwana życiem.

To film niebezpieczny, zostaje w widzach. Oby ta depresja nie była zaraźliwa, inaczej von Triera można by oskarżyć o ludobójstwo. Mam nadzieję, że to nie o to chodzi. Mam nadzieję, że ta obejrzana własna śmierć, oznacza, że już jesteśmy po reinkarnacji.

d194eqr
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d194eqr