Trwa ładowanie...
Andrzej Wajda
10-03-2011 12:01

Marcin Wrona: Jubileusz Mistrza

Marcin Wrona: Jubileusz MistrzaŹródło: AKPA
d3u8v9x
d3u8v9x

Jak każdy młody filmowiec nie przepadałem za Nim. Ciągle kręci te filmy, nie robi nam miejsca i w dodatku dostaje takie pieniądze, za które mogłoby zadebiutować kilku młodych zdolnych. Potem patrząc na Jego filmy myślałem: po co w kółko „wałkować“ tę polskość, te krwawe i tragiczne losy kraju? Przecież my chcemy do Europy. Jesteśmy Europejczykami! Co to jest ten patriotyzm? I na co to komu? Nie chcemy ciągnąć narodowej traumy niczym kuli u nogi. Chcemy nowej energii i świeżej krwi!

Osobiście poznałem go w 1997 roku, jeszcze na studiach filmoznawczych, kiedy Andrzej Wajda zorganizował spotkanie krakowskiego środowiska uniwersyteckiego, by wspólnie zastanowić się czy warto ponownie adaptować „Pana Tadeusza“. Wystąpił wówczas w podwójnej roli adwokata i oskarżyciela własnego pomysłu, praktycznie sam ze sobą polemizując przez większą część spotkania. Pod koniec tylko ktoś podrzucił pomysł na rolę Mickiewicza, która potem stała się faktem (zagrał śp. Krzysztof Kolberger). Spotkanie dało mi do myślenia: Wajda miał rację, że konsultował się z intelektualistami, w końcu chodziło o sprawę narodową. Miał rację, że przytaczał argumenty za i przeciw. Poszerzał przez to spektrum możliwości tematu, pobudzał nasze myślenie i pewnie sam ostatecznie przekonywał się do idei. Poza tym, miał świetny pomysł formalny na to spotkanie.

Podobno na planie filmowym czasem udaje zagubionego. Takiego, co nie wie jak nakręcić scenę. Oczywiście wie doskonale, choć pewnie nie w każdym przypadku, jest to najlepszy pomysł z możliwych. Wówczas to, kiedy Wajda zdaje się bezradny, każdy w ekipie mobilizuje się. Począwszy od aktorów, poprzez operatora, a na kierowcach skończywszy, każdy głowi się nad owym idealnym rozwiązaniem danej sceny. Jakiż to zaszczyt podpowiedzieć samemu Mistrzowi! Być przez niego zauważonym i docenionym oraz dołożyć cegiełkę do historii polskiej kinematografii. Znana scena z płonącymi kieliszkami w „Popiele i diamencie“ jest współautorstwa Jego ówczesnego asystenta Janusza Morgersterna. Mistrz wie, że czasem trzeba skorzystać z cudzego pomysłu, nawet wycofać się, gdy ktoś dobrze mówi. I nie przeszkadzać. Mało którego reżysera stać na takie nieprzeszkadzanie. Ponoć na początku przygotowań do każdego filmu robi zebranie całej ekipy, tak by miał możliwość zapamiętania imienia każdego z osobna. Ile tych ekip przewinęło się w bogatej
karierze Mistrza, ile imion polskich, francuskich, rosyjskich, niemieckich... Jednak jest to wciąż najlepszy sposób na utrzymanie dyscypliny. Bo co będzie jeżeli w trakcie zdjęć nagle Mistrz zakrzyknie: Jerzy! Albo: Krystyna! Paweł! Emil! Janusz! I właściciela owego imienia nie będzie?

Wajda imponuje umiejętnością myślenia skrótem i prostą anegdotą, która metaforyzuje temat. Owa prostota, jasność przedstawiania problemu i wyciąganie wniosków w klarowny sposób uruchamia twórcze myślenie słuchaczy. Pamiętam jak mojemu wybitnemu koledze, który pisał dość drastyczną historię, powiedział, że czytając ten tekst ma się wrażenie, jakby autor trzymał widza za głowę pod wodą, ale kino będzie dopiero wtedy, jak pozwoli się temu widzowi na chwilę wynurzyć i odetchnąć. Mnie kiedyś poradził, by zakończyć mój pierwszy film podobnie jak „Popiół i diament“: bohater kończy swoje życie na śmietniku pozostałym po Stadionie X-lecia, jako znak odejścia tego człowieka, ale też i symbol zakończenia pewnej epoki. Szkoda, że z tego pomysłu nie mogłem już skorzystać, ale samo nawiązanie do klasyki kina, choćby w rozmowie, było nobilitujące...

Pamiętam spotkanie w Szkole Wajdy, obecni byli m.in. Polański, Marczewski, Łoziński, minister kultury Francji, no i Andrzej Wajda. Chodziło o nawiązanie międzynarodowej współpracy. Tłumy przyszły najpewniej dla Polańskiego, ale to Wajda dyplomatycznie, z wdziękiem intelektualisty w starym, dobrym stylu przykuł uwagę wszystkich wnikliwą analizą tego, co dzieje się ze współczesną Europą.

d3u8v9x

To właśnie w Szkole Wajdy, która przerodziła się z czasem w międzypokoleniowe miejsce spotkań twórców kina, miałem okazję świętować Jego urodziny. Pamiętam jak dokładnie pięć lat wcześniej, składając mu życzenia zauważyłem, że szanowny Jubilat jest w świetnej formie. „No wie pan, praca na świeżym powietrzu“ – odpowiedział. Jak nikt potrafi w interesujący sposób opowiedzieć anegdotę. I tym razem tak się stało. Wajda opowiedział autentyczną historię o pewnym francuskim reżyserze, który miał zwyczaj porzucania ekipy w trakcie zdjęć, na korzyść smacznego obiadu w najbliższej restauracji. Przyłapany przez pewnego dziennikarza, odpowiedział: „Nie chcę im przeszkadzać.“ Mistrz sam sobie zarzuca, że nie poświęca tyle czasu szkole, ile powinien, ile by chciał. Ale ma na to wytłumacznie (kierując te słowa głównie do Wojciecha Marczewskiego): „Nie chce wam przeszkadzać“.

Studenci szkoły przygotowali specjalny film – alfabet na temat imponującej twórczości reżysera. Film trwał 8 i pół minuty. W niedzielę 6 marca Andrzej Wajda skończył 85 lat. Ciekaw jestem i czekam na kolejnego filmu Mistrza.

d3u8v9x
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d3u8v9x