Marcin Wrona nie żyje. ''To ogromna strata dla nas i świata filmu''

Na wieść o śmierci reżysera Marcina Wrony przez internet przetoczyła się fala niedowierzania. Ciało filmowca znaleziono w sobotę rano 19 września w pokoju hotelowym (więcej tutaj)
. Jego „Demon” (czytaj recenzję)
startował w konkursie głównym 40. Festiwalu Filmowego w Gdyni.

Marcin Wrona nie żyje. ''To ogromna strata dla nas i świata filmu''
Źródło zdjęć: © East News

19.09.2015 14:31

- Wstrząs i niedowierzanie, to tylko dwa słowa, które cisną mi się na usta. Wielka tragedia, wielka strata, to będzie smutny czas - napisał Krzysztof Spór, dziennikarz filmowy i publicysta, który nie jest odosobniony w swojej reakcji.

Dziennikarze, twórcy, przyjaciele i znajomi Marcina Wrony – w Gdyni nikt nie może uwierzyć w to, co się stało. „Demon” Wrony, który był niedawno pokazywany na festiwalu w Toronto i spotkał się z niezwykle pozytywnymi reakcjami, zbiera wszędzie bardzo pochlebne recenzje i jest nazywany największym osiągnięciem w jego karierze.

- Podzielałem jego miłość do kina gatunkowego i konsekwentne próby przeszczepiania wzorców tegoż na polski grunt. Wcześniej udawało się to z mieszanymi efektami (choć cenię tak „Moją krew”, jak i „Chrzest”), ale ostatni film - prezentowany w Gdyni („Demon” – przyp. red.) z domieszką groteski, elementami horroru i filmu jidysz - jest filmem spełnionym. Perfekcyjnie napisanym i świetnym warsztatowo- mówi o „Demonie” w rozmowie z WP krytyk filmowy Jacek Dziduszko. - Widać tu znakomitą, reżyserską rękę Marcina. Doskonały casting - to Wrona wpadł na pomyśl zatrudnienia Itaya Tirana znanego z „Libanu” (2009, reż. Samuel Maoz), a który gra rolę wartą najlepszych laurów, dodaje Dziduszko.

Marcin Wrona na planie filmu "Chrzest" (fot. filmpolski.pl)

Tajemnicą poliszynela jest, że po pokazie na festiwalu w Kanadzie, Wrona dostał propozycję nakręcenia amerykańskiego remakeu swojego filmu.

W środowisku Marcin Wrona uchodził nie tylko za niezwykle utalentowanego twórcę (reżyserował również seriale oraz przedstawienia), ale porządnego, kontaktowego faceta.

- Był moim kolegą ze studiów, w każdej sytuacji mogłem na niego liczyć. Ale najważniejsze, i to mówię z pełną odpowiedzialnością, Marcin był człowiekiem wielkiego serca, nie było w nim zawiści, był na swój sposób prawy, szlachetny. To ogromna strata dla nas i świata filmu - mówi w rozmowie z WP doktor Piotr Kletowski, filmoznawca, krytyk i wykładowca na Uniwersytecie Jagiellońskim.

- Odszedł w momencie, kiedy znalazł się na szczycie zawodowej kariery. Mogę śmiało powiedzieć, że był najwybitniejszym polskim reżyserem młodego pokolenia, który z powodzeniem mógł kręcić za granicą- dodaje Kletowski.

Od prawej: Marcin Wrona z żoną, Magnus von Horn i Agnieszka Wojtowicz Vosloo podczas 37. Festiwalu Filmów w Gdyni (fot. EastNews)

Wtóruje mu Jacek Dziduszko, podkreślając ogromną stratę, jaką poniosła polska kinematografia.

- Polskie kino straciło bardzo utalentowanego reżysera. Ja straciłem znajomego, ale przede wszystkim twórcę, na którego kolejne filmy po prostu czekałem ja oraz wszyscy miłośnicy dobrego kina. Rest in Peace, bro - mówi dziennikarz.

Marcin Wrona był reżyserem teatralnym, telewizyjnym i filmowym oraz publicystą Wirtualnej Polski (). Urodził się 25 marca 1973 roku w Tarnowie. Był absolwentem filmoznawstwa na UJ w Krakowie, a także reżyserii na Wydziale Radia i Telewizji Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach. Ukończył Mistrzowską Szkołę Reżyserii Andrzeja Wajdy oraz Binger Film Institute w Amsterdamie (2005 rok). Od 2006 roku wykładał reżyserię na Wydziale Radia i Telewizji Uniwersytetu Śląskiego.

W 2007 roku Wrona za scenariusz „Mojej krwi” (tytuł roboczy „Tamagotchi”) zdobył Grand Prix polskiej edycji konkursu scenariuszowego Hartley-Merrill, a także zajął trzecie miejsce w międzynarodowym finale tego konkursu w Cannes. Reżyser zrealizował „Moją krew” w 2009 roku i zdobył swoim debiutanckim filmem Nagrodę Dziennikarzy oraz Nagrodę za Scenariusz na Festiwalu Debiutów Młodzi i Film w Koszalinie (2009 r.).

Jego drugim pełnometrażowym filmem był „Chrzest” z 2010 roku, który na festiwalu w Gdyni zdobył Srebrne Lwy Gdańskie (czytaj naszą recenzję)
.

- Polska kinematografia ma do zaoferowania tylko jakieś głupoty w komercyjnych filmach. Ubolewam nad tym, dlatego chciałbym zaproponować im coś ciekawego - tłumaczył Wrona w rozmowie Anną Kilian dla portalu audiowizualni.pl. Choć to zdanie odnosiło do „Chrztu”, można nim podsuwać całą twórczość nieżyjącego reżysera.

Marcin Wrona tryumfuje na 35. Festiwalu w Gdyni (fot. EastNews)

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (105)