Marian Kociniak: "Chętnie wrócę do Ateneum"
Franek Dolas z serialu *"Jak rozpętałem II wojnę światową" i Murgrabia z "Janosika", przede wszystkim zaś człowiek teatru, przez 50 lat związany z warszawskim Teatrem Ateneum. Znany z tego, że konsekwentnie nie udziela wywiadów. W zeszłym roku, z okazji 50-lecia pracy artystycznej, przerwał długoletnie milczenie i udzielił wywiadu-rzeki Remigiuszowi Grzeli, czego owocem jest książka "Spełniony". Z Marianem Kociniakiem rozmawiamy o jego najnowszej roli w sztuce "Gotowane głowy" i o nadziejach związanych z powrotem do macierzystego Teatru Ateneum.*
20.01.2011 11:35
* - Przez 50 lat był Pan wierny Teatrowi Ateneum. W zeszłym roku ta współpraca zakończyła się. Teraz możemy podziwiać Pana na deskach Teatru Capitol w sztuce "Gotowane głowy". Tak się złożyło, że premiera spektaklu zbiegła się z Pana urodzinami?*
Dokładnie. Sztuka to taki mój prezent urodzinowy. Premiera odbyła się 10. stycznia, a ja dzień później skończyłem - nie będę ukrywał - 75 lat.
- Na scenie po raz kolejny zagrał Pan z Magdaleną Zawadzką. Wasze spotkanie to swego rodzaju czeskie "Igraszki z diabłem" po latach?
Troszkę tak. Poza tym dość dużo grałem z Magdą na deskach Teatru Ateneum. Ale od momentu, kiedy dyrekcję objęła w teatrze pani Iza Cywińska, nie mogłem się z panią dyrektor porozumieć i odszedłem z teatru. Słyszałem, że - na szczęście! - już abdykowała, ponieważ zespół zrobił jej pranie mózgu. Ja w ciągu 50. lat z dyrektorem Januszem Warmińskim, a później z moim przyjacielem Gustawem Holoubkiem, tworzyliśmy tam zespół, a ona w ciągu jednego sezonu potrafiła go rozbić w drobny mak. Gdyby chodziło o skuteczność, powinna dostać złoty medal. Cieszę się, że przyjdzie ktoś nowy i wszystko uporządkuje.
- Znów będzie tam dla Pana miejsce?
Myślę, że zostanę znowu zaproszony. Bardzo chętnie wrócę na deski tego teatru.
- Po zmianie dyrekcji rzadko grywa też Pan w Teatrze Na Woli?
Żal mi tego teatru oraz Macieja Kowalewskiego, ponieważ jako dyrektor stworzył tam naprawdę świetną scenę i zgromadził swoją publiczność. Ciągle gramy, choć niestety rzadko, jego sztukę "Bomba". Gram tam jeszcze z Barbarą Krafftówną spektakl "Oczy Brigitte Bardot" przygotowany na jej jubileusz.
- A w kogo wciela się Pan w najnowszym przedstawieniu "Gotowane głowy"?
To bardzo skomplikowana osoba i kontrowersyjna postać. Razem z Magdaleną Zawadzką tworzymy duet zwariowanych starców. Mój bohater w drugim akcie występuje z siekierą! Nie może sobie poradzić z dziwną młodzieżą, która wizytuje go w domu na wsi. Najpierw ściera się z nimi słownie, potem dochodzi do czynów. Mój bohater obcina uszy jednemu młodemu człowiekowi, a później, w finale, z Magdą gotujemy im głowy.
- Czyli tytuł spektaklu "Gotowane głowy" to nie przenośnia?
Tytuł jest dosłowny. Mamy duży garnek, no i w tym garze, na parze gotujemy im głowy.
- Dietetycznie...
Bardzo (śmiech). - Rzeczywiście, dziwna para...
To małżeństwo jest sobą znudzone. Dlatego, kiedy w ich domku pojawia się młoda osoba twierdząc, że ma 15 - choć ma co najmniej 18 - lat, to starszemu panu zaczynają się trząść łydki i zaczyna się do tej młodej dziewczyny pomaleńku dobierać. Ten starzec to stary świntuch!
- Jednym z tematów sztuki miał być konflikt pokoleń. Wychodzi na to, że starsze pokolenie jest gorsze?
Tak, starsze pokolenie jest zdziwaczałe i zwariowane.
- Co Pan sądzi o współczesnej młodzieży?
Mam na szczęście możliwość spotykać młodych i utalentowanych aktorów. Moją kochaną Olgę Sarzyńską, która występuje w "Gotowanych głowach", odkryłem razem z Romualdem Szejdem. Grałem z nią wcześniej dwukrotnie. Już trzeci sezon z powodzeniem gramy sztukę według Ingmara Bergmana, stanowiącą jak gdyby drugą część "Scen z życia małżeńskiego". W głównych rolach występuje Teresa Budzisz-Krzyżanowska, Olga i ja.
- Zdarza się Panu przeklinać?
Zdarza się, nawet troszkę za często, niestety.
- W sztuce roi się od wulgaryzmów...
Dlatego czasami proszę kolegów, żeby rezygnować z olbrzymich ilości wulgarności, które sztuka ze sobą niesie. Publiczność nie chce słuchać przekleństw. Poza tym domyśla się, o co chodzi. Nie trzeba dosłowności na scenie. Koledzy na szczęście słuchają starca i eliminują wszystkie nieprzyzwoite słowa na "k".
- Twórcy polecają ten spektakl przede wszystkim młodym widzom? Jak oni na niego reagują?
Młodzi ludzie reagują pięknie. Moje wnuki i dzieci, odbierają tę sztukę wspaniale. To aktualnie jedna z ciekawszych współczesnych sztuk w Warszawie.
- "Gotowane głowy" to tragikomedia. Skłania bardziej do śmiechu czy refleksji?
Sądzę, że do jednego i drugiego. Ja mam zacięcie komediowe, więc robię wszystko, żeby widzów rozbawić. Ale, kiedy czasem głośno ryknę, potrafię mrozić krew w żyłach.
- Jakie jest według Pana główne przesłanie tej sztuki?
Chodzi o to, żeby ludzie się dogadywali ze sobą, a szczególnie dwa pokolenia, starsi i młodzież. Sztuka ma na celu nakłaniać ich, żeby mówili wspólnym językiem. Niestety, nie umieją ze sobą rozmawiać i w tym jest największy szkopuł.
_* - Dziękuję za rozmowę Rozmawiała Ewa Jaśkiewicz*_