Mariusz Pudzianowski: Nie poddawać się!
Mariusz Pudzianowski ma ostatnio dobrą passę i to nie tylko w sporcie. Dzięki udziałowi w "Tańcu z gwiazdami" stał się nieoczekiwanie ulubieńcem telewidzów. Choć jeszcze kilka miesięcy temu nie wiedział co to jest walc angielski, dziś co tydzień kibicują mu i podziwiają na parkiecie miliony. Jego recepta na sukces jest bardzo prosta - trzeba ciężko pracować!
29.04.2008 15:05
**
Co pan sobie pomyślał, kiedy producent "Tańca z gwiazdami" zadzwonił z zaproszeniem do udziału w tym programie?**
Powiedziałem - zobaczymy, nie mówię ani tak, ani nie, dajcie mi troszeczkę czasu, pomyślę. Szczerze mówiąc, nie było to dla mnie zaskoczeniem. Od dawna współpracuję z TVN-em i wiedziałem, że wcześniej czy później ktoś do mnie przyjdzie z taką propozycją, bo będą chcieli zobaczyć jak sobie poradzę na parkiecie.
**
Pana partnerka powiedziała ostatnio, że przed rozpoczęciem treningów nie wiedział pan co to jest walc angielski, fokstrot czy jive. Naprawdę nigdy wcześniej pan nie tańczył?**
Rzeczywiście nigdy wcześniej nie tańczyłem. To są moje prawdziwe początki i próbuję tańczyć dopiero od trzech miesięcy.
**
Ale był pan kiedyś ochroniarzem na dyskotece, nigdy nie wyszedł pan na parkiet?**
Wchodziłem, ale z nogi na nogę to każdy potrafi skakać. Profesjonalny taniec to coś zupełnie innego i nigdy wcześniej nie miałem z nim do czynienia.
**
Dużo potu wylewa pan na ćwiczeniach?**
Ćwiczę po siedem godzin dziennie przez siedem dni w tygodniu! Kosztuje mnie to bardzo dużo, bo nabawiłem się zapalenia łękotki. Mam przeciążone kolano i co tydzień mam wyciąganą z niego wodę, a przed treningami biorę zastrzyk przeciwbólowy, żeby wytrzymać do końca turnieju.
**
Poczuł już pan bluesa?**
Trudno powiedzieć, przyjemność jest wtedy, kiedy ćwiczy się przez dwie godziny dziennie, a potem to już jest dorzynanie się (śmiech). Ale ja mam takie założenie - albo coś robię dobrze, albo wcale. Jak mam coś robić na odczepnego, wyjść na parkiet i robić z siebie klowna, to wolę się tym w ogóle nie zajmować. Żeby nauczyć się tańca i choreografii, naprawdę trzeba się ciężko napracować.
**
Z czym było najtrudniej?**
Najtrudniejsze były początki, bo taniec wymaga zupełnie innej koordynacji ruchowej. Ale trening czyni mistrza i z tygodnia na tydzień było coraz lepiej. Muszę powiedzieć, że trochę lepiej wychodzi mi taniec standardowy niż łacina.
**
Mięśnie bardziej pomagają czy przeszkadzają panu na parkiecie?**
Przeszkadzają! Ważę 140 kilogramów i jestem najcięższym uczestnikiem "Tańca z gwiazdami" na świecie. Takiego słonia ciężko rozruszać i niektórzy już na samym początku postawili na mnie krzyżyk.
**
Szybko stał się pan ulubieńcem publiczności, skąd to się wzięło?**
Nie mam zielonego pojęcia, może dlatego, że niczego nie udaję i nie mam ciśnienia, żeby za wszelką cenę wygrać? Robię tyle ile mogę, a widzowie widzą moje postępy i zostawiają mnie dalej. A ja się rozkręcam i tańczę coraz lepiej. Ciągle otrzymuję od widzów setki maili z gratulacjami i życzeniami. To bardzo miłe i sympatyczne.
**
Jest pan zaskoczony tym wszystkim co się teraz dzieje wokół pana?**
Trochę tak, bo sądziłem, że takiemu wielkiemu chłopu będą kibicowali głównie fani strongmana. A okazało się, że są to zupełnie inni ludzie, kobiety i dzieciaki. Nawet Iwona Pavlović powiedziała mi, że jak zaczyna lekcje tańca w swojej szkole to dzieciaki najpierw przez piętnaście minut rozmawiają o mnie.
**
Fajnie być idolem?**
Trudno być idolem, zwłaszcza dla małych dzieci, bo wśród nich mam najwięcej kibiców i wiernych fanów. Każdy jest człowiekiem, popełnia błędy i może się potknąć. Ciężko jest się pilnować przez cały czas, bo czasami człowiek chce się wyluzować, a tu na pewne rzeczy i wybryki nie można sobie pozwolić.
**
Ale pan jest chyba spokojnym człowiekiem?**
Tak i ciężko mnie do czegoś sprowokować. Po dyskotekach nie chodzę i nie rozrabiam, ale jak każdy mam swoje wady i zalety, idealny na pewno nigdy nie byłem i nie będę.
**
Gdzie jest trudniej o sukces - na parkiecie czy w sporcie?**
I tu i tam jest trudno. Jeśli chcesz być dobrym tancerzem to na treningach musisz wylać setki litrów potu, w sporcie jest to samo. Wszędzie jest ciężko.
**
Ma pan jeszcze czas na treningi na siłowni?**
Oczywiście, zaczynam wcześnie rano, a potem trenuję jeszcze w nocy. Nie ukrywam, że ciężko to wszystko połączyć.
**
Zdobędzie pan w tym roku po raz piąty tytuł mistrza świata i zostanie Strongmanem Roku 2008?**
Na razie najważniejsze dla mnie to wyleczyć kolano, zobaczymy co będzie dalej. Jeżeli będę musiał wycofać się ze sportu na jakiś czas, to na pewno to zrobię, żebym mógł wystartować w mistrzostwach świata. W Warszawie mam najlepszych lekarzy, którzy próbują doprowadzić moje kolano do porządku. Liczyłem się z tym ryzykiem.
**
Ale kłopoty z kolanem nie oznaczają końca pana kariery?**
Nie, miałem już robione szczegółowe badania, kolano jest w dobrym stanie, tylko trochę nadwyrężone i trzeba je zregenerować. Jeszcze dwa, trzy lata pociągnę, a potem odchodzę ze sportu.
**
I co dalej?**
Wszystko mam już mniej więcej zaplanowane i wiem jakie będę robił interesy. Już niedługo otworzę klub fitness, a potem może wezmę się za trenerkę.
**
Zobaczymy pana w jakimś filmie jak Arnolda Schwarzeneggera?**
Na razie o tym nie myślę. Może podobnie jak z "Tańcem z gwiazdami" propozycja przyjdzie sama? Może jakiś reżyser uzna, że warto mnie pokazać i będzie to strzał w dziesiątkę?
**
W Polsce czy w Hollywood?**
Nie wiem. Pochodzę z miasta, które ma trzy tysiące mieszkańców, zaczynałem od treningów w piwnicach, a potem krok po kroku wychodziłem na samą górę. Gdyby pięć lat temu ktoś mi powiedział co teraz będę robił, to pewnie bym go wyśmiał. Okazuje się jednak, że wszystko jest możliwe. Ale od razu powiem - tutaj szczęścia nie ma, decyduje tylko ciężka praca. To wynik dziewiętnastu lat moich treningów i naprawdę ciężkiej pracy. Nic nie przyszło samo - szczęście to można mieć w totolotku, jak się skreśli sześć dobrych cyfr. Ja szczęścia nie miałem i do wszystkiego doszedłem ciężką pracą.
**
Jaką ma pan receptę dla innych żeby się wybili?**
Trening czyni mistrza - nie poddawać się i cały czas iść do przodu.
**
Jest pan mistrzem, ale wszyscy ostatnio pytają się o pana towarzyszkę życia?**
Tak, wszyscy mnie o to pytają, ale jestem teraz sam z wyboru. Prowadzę taki tryb życia, jaki prowadzę i na razie nie zamierzam tego zmieniać.
**
Ma pan ideał kobiety?**
Ideał? Ideałów nie ma, bo idealne są tylko gwiazdy na niebie, a każdy człowiek ma swoje wady i zalety. Trzeba się tylko umieć dogadać z tą drugą osobą.
**
Nie smutno panu w domu?**
Czasami tak, kiedy wracam do domu o dwunastej w nocy byłoby fajnie, gdyby ktoś zrobił mi kolację. Ale jest to moja świadoma decyzja, bo przy moim trybie życie związek z drugą osobą mógłby jej tylko napsuć nerwów. Każdy związek jest jak kwiatek, trzeba go regularnie podlewać i o niego dbać, bo inaczej uschnie. Jak jest się razem z drugą osobą, to trzeba razem spędzać czas, a jak ja mam to robić kiedy wychodzę z domu rano, a wracam z treningów o drugiej w nocy? Czasami jestem zdenerwowany, a w związku to szybko wychodzi. Póki zajmuję się sportem nie chcę z nikim być.
**
Ma pan jakieś marzenia?**
Chciałbym po raz piąty zdobyć tytuł mistrza świata, to jest moje ciche marzenie. Jak mi się uda, to dalej już jakoś pójdzie. A prywatnie, chciałbym za dwa, trzy lata założyć rodzinę i normalnie żyć. Może to mi się uda.
**
Dziękuję za rozmowę.**