Trwa ładowanie...

Marta Żmuda Trzebiatowska dla WP: Mam szansę parodiować to, jak wyglądam

Marta Żmuda Trzebiatowska dla WP: Mam szansę parodiować to, jak wyglądamŹródło: AFP
dzyhwef
dzyhwef

*Marta Żmuda Trzebiatowska zaliczana jest do grona najpiękniejszych aktorek młodego pokolenia. Wiele firm marzy, aby była ich twarzą. Marta do tematu reklam podchodzi jednak z rozwagą i w każdej propozycji szuka, przede wszystkim, interesującej historii.*

- Pamiętasz swoją pierwszą poważną zmianę wizerunku na potrzeby roli?

Tak, to było przy okazji realizacji zdjęć do serialu ”Teraz albo nigdy”, gdzie próbowano rozjaśnić mi włosy na blond. Na początku byłam bardo odważna, ale dzień po tej metamorfozie obudziłam się, spojrzałam w lustro i powiedziałam: Jestem ruda (śmiech)! Chociaż, nie... jak powiedział mi później Leszek Czajka, to był kolor herbaciany.

- Lubisz zmiany czy każda taka decyzja długo w tobie dojrzewa?

Zawód aktora daje cudowną możliwość zmiany wizerunku. Polsce niestety nie ma tak bogatych tradycji. Więc, kiedy dostałam wtedy taką propozycję, nie wahałam się. Tym bardziej, że prywatnie, jak każda kobieta, lubię zmiany, a wówczas od dawna nosiłam się z zamiarem sięgnięcia po farbę i nożyczki.

- W latach szkolnych często szły w ruch „szalone nożyczki”?

Zawsze stylizował mnie mój tata. Kiedy byłam małą dziewczynką wkładał mi na włosy miskę i przycinał naokoło. To były moje pierwsze fryzury. Będąc już nastolatką sama przejęłam ten dryg i amatorsko eksperymentowałam z włosami. Kończyło się to tym, że przychodziłam do szkoły z nierówną grzywką, a ubawieni koledzy, pytali: „Kto ci to zrobił?”.

dzyhwef

- Uczyłaś się na swoich błędach?

Pamiętam moment, kiedy kończyłam podstawówkę i bardzo chciałam coś w sobie zmienić. A miałam włosy sięgające kolan... Znalazłam w katalogu piękną modelkę z fryzurką „na pazia”, przyszłam z tym zdjęciem do salonu i powiedziałam fryzjerce, że chcę tak wyglądać. Owszem, zrobiła co w jej mocy, fryzura była podobna, ale niestety, ja, nie wyglądałam jak ta modelka. Przeżyłam potworne rozczarowanie. Przyznam, że od tamtego drastycznego posunięcia nie eksperymentowałam aż tak bardzo z fryzurą. Walczyłam za to długo i wytrwale z zapuszczeniem grzywki. Udało się! Dzisiaj pozostaję wierna klasycznej fryzurze.

- O nas kobietach mówi się, że jak jest nam źle idziemy właśnie do fryzjera, aby poprawić sobie samopoczucie...

Tak, a wychodzimy z salonu z poczuciem, że jesteśmy piękniejsze i mamy w sobie większą radość życia.

- Wydajesz krocie na kosmetyki?

Nie. Mam na półce kilka sprawdzonych produktów. Raz w życiu wydawało mi się, że mieszkam w Seforze. Zostałam jurorką w pewnym konkursie i w tedy rzeczywiście nowości kosmetyczne napływały do mnie całymi kartonami.

- Otrzymujesz wiele propozycji reklam?

Podchodzę do kontraktów reklamowych z dużą rozwagą. Nie czułabym się dobrze reklamując coś, czego nie czuję, co jest mi obce, czego nie znam. Nie mogłabym być jedynie ładnym opakowaniem produktu.

dzyhwef

- Niedawno zostałaś twarzą znanej marki dbającej o pielęgnację włosów. To dobry wybór?

Kosmetyków tej firmy używam odkąd pamiętam, więc przyjęcie na siebie roli ambasadorki było dla mnie czymś naturalnym. Identyfikuję się z jej filozofią i podpisuję się pod jej jakością. Mam za sobą bardzo intensywny czas pracy, a moje włosy - mimo potwornej eksploatacji na planie - są w świetnej kondycji.

- Skoro mowa o pracy, twoja bohaterka z „Julii”, Monika, ma obsesję na punkcie swojego wyglądu?

Obie z mamusią mamy! Z tą różnicą, że mamusia ma już stan zaawansowany i spędza godziny w moim gabinecie, poddając się różnym zabiegom. Cóż, sztuka wymaga poświęceń (śmiech).

dzyhwef

- Monika oddaje się też w ręce wziętego chirurga plastycznego, Janka Janickiego?

Jeszcze nie, ale kto wie, jak moja obsesja - na kartkach scenariusza - daleko się rozwinie. To, co spodobało mi się w tym scenariuszu, to że historia dzieje się właśnie w klinice piękna. Postanowiłam, w dużym cudzysłowie, zakpić z moich warunków zewnętrznych. Zwykle bowiem jestem obsadzana w rolach amantek, a w "Julii" mam szansę parodiować to, jak wyglądam. Tą rolą chciałabym pokazać, że mam dystans do siebie.

- Wystąpiłaś także w najbardziej strzeżonej produkcji minionego roku „Stawce większej niż śmierć” *Patryka Vegi z Tomaszem Kotem w roli Hansa Klossa i Piotrem Adamczykiem jako Brunnerem. Kim jest ta dziewczyna?*

O tym filmie niewiele mogę powiedzieć, bo do tajemnicy obliguje mnie kontrakt. Moja bohaterka jest bardzo młodziutką dziewczyną, ma niespełna osiemnaście lat! Zdradzę tylko, że będę szaleńczo zakochana w Hansie Klossie. Historia rozgrywa się w 1945 roku, w związku z czym mam naprawdę bajeczną fryzurę, żywcem wyjętą z katalogów mody tamtych lat. To niesamowite, jak kostium przenosi w czasie.

- Także rynek reklam oferuje dziś przepięknie opowiedziane, nierzadko stylizowane historie z udziałem wielkich nazwisk kina. Masz wymarzony produkt, który oddałby twoją naturę?

To jest bardzo trudne pytanie. Będąc nastolatką śmiałam się, że mogłabym reklamować wodę mineralną, dobry samochód albo piękne perfumy. Wszystko zleży jednak od pomysłu, od scenariusza reklamy, tego, w jaki sposób opowiada o produkcie.

- Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiała Beata Banasiewicz/AKPA

dzyhwef
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
dzyhwef