Michael Caine jak najlepsze wino
Ekranizacja znanej sztuki Anthony’ego Shaffera. Starzejący się pisarz powieści kryminalnych zaprasza kochanka swojej żony. Chce pozbyć się rywala i planuje zbrodnię doskonałą. Ale najlepszy nawet plan ma to do siebie, że lubi się popsuć w najbardziej niespodziewanym momencie.
„Pojedynek” ogląda się jak najlepszy thriller. Wszystko jest tu dopracowane do ostatniego szczegółu – intryga, zdjęcia, oprawa muzyczna. Napięcie dawkowane jest z aptekarską wręcz precyzją. A Kenneth Branagh (tym razem ograniczający się tylko do reżyserowania) znakomicie wykorzystał możliwości, jakie daje multimedialna technika. Jednak choć akcja nie szczędzi zaskakujących zwrotów, nie intryga jest w „Pojedynku” najważniejsza.
Liczą się przede wszystkim dwaj główni (a de facto jedyni, bo reszta obsady to epizody) bohaterowie. Sztuka została pomyślana bowiem jako aktorski pojedynek. Obsada jest więc kluczem do sukcesu. I trzeba przyznać, że Branagh dobrał ją znakomicie. Kochanka zagrał Jude Law. Obdarzył swojego bohatera uwodzicielskim wdziękiem, ale jest w nim także coś oślizgłego, niesympatycznego, co znakomicie współgra z przewrotnym zamysłem Shaffnera.
Bo sympatię budzi podstarzały i zdradzany pisarz. Choć planuje zbrodnię. Choć jest cyniczny, wyrachowany, mściwy. Mimo to widz zaczyna mu kibicować. Taka rola potrzebuje aktorskiego mistrza, a Branagh go znalazł.
Pisarza zagrał Michael Caine. Ten aktor jest jak najlepsze wino – czym starszy, tym lepszy. W „Pojedynku” jest wręcz znakomity. Co ciekawe, to jego drugi występ w sztuce Shaffnera. Caine zagrał także w jej ekranizacji z 1972 roku. Wtedy był oczywiście kochankiem. Rolę pisarza zagrał zaś sir Laurence Olivier.