Na jego pogrzebie nie było smutku. Graham Chapman odszedł za wcześnie
Przez całe życie nie stronił od kontrowersji, więc pewnie szczerze by się ucieszył, słysząc, że jego pogrzeb wywołał niemały skandal, zaś ludzie zamiast rozpaczać i lamentować, płakali... ze śmiechu.
Był człowiekiem niezwykłym i wyprzedzającym swoje czasy; inteligentnym, zabawnym, barwnym, o bystrym i ciętym umyśle. Miał zostać lekarzem, jednak, wbrew rozsądkowi i woli rodziców, wybrał niepewną karierę komika.
Rzadko rozstawał się z butelką – dzień zaczynał ponoć od kieliszeczka ginu – a jego swobodne obyczaje i orientacja seksualna wprowadzały zamęt i wzbudzały szok w konserwatywnym angielskim społeczeństwie. Ale Grahamowi Chapmanowi, który w styczniu obchodziłby 77 urodziny, o to właśnie chodziło.
Pasjonat komedii
Urodził się 8 stycznia 1941 r. w Leicester, w szanowanej i dobrze sytuowanej rodzinie.
Jego ojciec, policjant, zadbał o edukację syna – po ukończeniu szkoły Graham Chapman rozpoczął studia na Emmanuel College w Cambridge, później zaś trafił do St Bartholomew's Medical College. Przez jakiś czas pozwalał wierzyć swoim bliskim, że zostanie przykładnym angielskim obywatelem i szanowanym lekarzem.
Od dzieciństwa jednak był pasjonatem komedii i marzył po cichu, że w przyszłości sam stanie na scenie i będzie rozbawiał tłumy. Nie sądził chyba, że stanie się to tak prędko.
Żywot Grahama
Jeszcze w college'u w Cambridge dołączył do amatorskiego klubu teatralnego Footlights, gdzie zaprzyjaźnił się z Johnem Cleese'em – ta znajomość miała zmienić całe jego starannie zaplanowane przez innych życie.
Wreszcie, gdy razem wyjechali w trasę i zasmakowali życia na scenie, Chapman już na dobre porzucił plany związane z medycyną i zdecydował, że zostanie aktorem.
Na początku lat 60. obaj panowie próbowali zaistnieć w telewizji i radiu, występując i pisząc scenariusze, aż wreszcie postanowili zacząć działać na własny rachunek. W 1969 r. wraz z Terrym Gilliamem, Erikiem Idle'em, Terrym Jonesem i Michaelem Palinem stworzyli grupę, która miała zdobyć sławę jako Monty Python.
Walka z zaściankiem
Równie barwne jak jego twórczość, było też życie osobiste Chapmana. W 1967 r., jako jedna z pierwszych sławnych osób, oznajmił publicznie, że jest homoseksualistą. Od tamtej pory chętnie pokazywał się ze swoim partnerem i często głośno żartował z uprzedzeń społeczeństwa.
Nie obawiał się zabierać głosu, stając w obronie praw osób homoseksualnych i współpracując z magazynem "Gay News". Wzbudził też prawdziwą sensację, kiedy wraz ze Davidem Sherlockiem adoptował nastoletniego Johna Tomiczka – i to za zgodą biologicznego ojca chłopaka.
Zgubne nałogi
Jego największymi nałogami stały się alkohol i papierosy. Po butelkę zaczął sięgać już na studiach, a że artystyczne życie sprzyjało suto zakrapianym imprezom, Chapman pił coraz częściej i coraz więcej.
Wreszcie jego alkoholizm zaczął przeszkadzać w pracy; aktor zapominał swoich kwestii, zdarzało mu się bełkotać, omijać próby. Wreszcie, kiedy zorientował się, że traci kontakt z rzeczywistością, postanowił odstawić ukochany trunek i wieść życie w trzeźwości. Wynagradzał to sobie palonymi w ogromnych ilościach papierosami. I to one doprowadziły wreszcie do jego śmierci.
Walka z nowotworem
To miała być tylko rutynowa wizyta u dentysty, ale podczas badania lekarz dostrzegł narośl na migdałku Chapmana. Późniejsza diagnoza mroziła krew w żyłach: rak krtani. Aktora poddawano zabiegom chirurgicznym i chemioterapii, a leczenie stopniowo odbierało mu siły.
W ostatnich miesiącach poruszał się już wyłącznie na wózku inwalidzkim. Starał się jednak nie tracić nadziei, wciąż występował w telewizji, dając z siebie wszystko.
Na początku października zachorował na zapalenie płuc. Choroba jeszcze bardziej osłabiła jego wyniszczony organizm. Zmarł trzy dni później, 4 października 1989 r.
Legendarny pogrzeb
Przyjaciele z Monty Pythona zadbali o to, by pogrzeb Chapmana nie był zwyczajną, ponurą uroczystością i przeszedł do legendy.
- Grahama Chapmana, współautora "Skeczu z papugą" już nie ma – mówił John Cleese w swojej mowie pogrzebowej. - Przestał istnieć. Opuściło go życie i spoczywa w pokoju. Kopnął w kalendarz, odwalił kitę, obrócił się w proch i wącha kwiatki od spodu. Wydał ostatnie tchnienie i udał się na spotkanie z Wszechmocnym Kierownikiem działu niebiańskiej rozrywki. Zgaduję, że każdy z nas rozmyśla nad tym, jak smutne jest to, że człowiek o takim talencie, takich zdolnościach i dobroci, takiej inteligencji, tak nieoczekiwanie wyzionął ducha w wieku zaledwie czterdziestu ośmiu lat, zanim nie osiągnął jeszcze tak wielu rzeczy, do których byłby zdolny, i zanim nie przestał być wystarczająco zabawny.
''Always Look on the Bright Side of Life''
- Cóż... - kontynuował. - Czuję, że powinienem powiedzieć: "Bzdura! Dobrze, że uwolniliśmy się od tego luzackiego bękarta! Mam nadzieję, że się smaży". A powodem, dla którego sądzę, że powinienem tak powiedzieć, jest to, że on nigdy by mi nie wybaczył, gdybym tego nie zrobił, gdybym nie wykorzystał tej wspaniałej okazji, by was wszystkich zaszokować w jego imieniu. To wszystko dla niego, ale w porąbanym dobrym stylu. Jakbym słyszał go, gdy pisałem te słowa wczoraj w nocy, szepczącego mi do ucha: "Dobra, Cleese, możesz być bardzo dumny, że jesteś osobą, która niegdyś jako pierwsza powiedziała 'shit' w brytyjskiej telewizji. Jeśli to nabożeństwo ma być faktycznie na moją cześć, chciałbym byś był osobą, która jako pierwsza podczas brytyjskiego nabożeństwa pogrzebowego powie: "F..k!" (Tłumaczenie: J. M. Masłowski "Caligo").
Dołączył do niego Idle:
- A ja chcę być osobą, która jako ostatnia powie na tym spotkaniu "f..k". Dziękuję bardzo. Boże, pobłogosław Grahama.
Na koniec z głośników rozległo się "Always Look on the Bright Side of Life". Szkoda, że Graham nie dożył tego pogrzebu.