"O czym to kur*a jest?!". Linda skomentował "Irlandczyka". Grabowski i Seweryn też
W ramach promocji swojego najnowszego i najbardziej prestiżowego projektu pełnometrażowego Netflix zorganizował spotkanie trzech legend polskiego kina. Linda, Grabowski i Seweryn przez ponad 40 minut rozmawiali o "Irlandczyku". I podobnież jak nad Scorsesem, i nad tą rozmową nie do końca miał kto zapanować.
- Dobry film jest jak wiersz, a wiersz ma wiele znaczeń - zaczął swoją impresję na temat "Irlandczyka" Bogusław Linda. Zawtórowali mu pozostali obecni przy okrągłym stole i przez moment, przynajmniej na początku, zrobiło się nieco filozoficznie. Dopiero w dalszej części rozmowy panowie się rozkręcili.
- Scorsese kocha polskie kino i zwykle przed rozpoczęciem prac nad jakąś produkcją, puszcza swoim współpracownikom jakiś polski film. Być może z tobą, być może z tobą - mówił Linda, wskazując raz na Grabowskiego, a raz na Seweryna, starając się chyba nieco usprawiedliwić fakt, że to właśnie tych trzech panów zaproszono do rozmowy o najnowszym filmie legendarnego reżysera.
Zobacz też: Zwiastun "Irlandczyka" Martina Scorsese
Rozmowa trzech aktorów nie była moderowana przez konkretnego prowadzącego, wiec panowie skakali nieco z tematu na temat, losując ze stołu kartki z pytaniami, odnoszącym się i do "Irlandczyka", i do aktorów w nim grających. Tym sposobem mogliśmy się dowiedzieć, że Andrzej Seweryn za najlepszą rolę Joe Pesciego uważa... włamywacza z "Kevina samego w domu".
W samej rozmowie, nieco skompromitował się Andrzej Grabowski, który na pytanie za jaką rolę najbardziej podziwia swoich współrozmówców, nie potrafił sobie przypomnieć tytułu "filmu o Beksińskim, no wiemy o czym mowa", za który Andrzej Seweryn otrzymał i nagrodę w Locarno, i Orła, i gdyńskiego Lwa. (chodzi o "Ostatnią rodzinę" - przyp. red.)
W odpowiedzi na wpadkę Grabowskiego, sam Seweryn nie potrafił sobie przypomnieć nazwy serialu, w którym Grabowski gra pierwsze skrzypce. Dopiero z pomocą Lindy, którym niczym teatralny sufler rzucił słowo klucz - "Kiepski", udało się mu poprawnie zidentyfikować rolę, z którą sam Grabowski nie lubi być kojarzony. Sam zresztą przyznaje w tej rozmowie, że wiele zawdzięcza Patrykowi Vedze, który ofiarowawszy mu rolę komisarza Goebbelsa w "Pitbullu", wybawił go od wiecznych skojarzeń z serialem Polsatu.
Najlepszym jednak przytykiem do Andrzeja Grabowskiego (pomijając fakt, że Seweryn chciałby przez chwilę wskoczyć w jego buty) jest w 41-minutowej rozmowie moment, gdy ten ostatni wspominając rolę pijanego szlachcica w "Ogniem i mieczem", dostaje od Bogusława Lindy armatnią salwę w postaci komentarza: - Tego nie trzeba było grać. Odtwórcy roli Ferdynanda Kiepskiego nie pozostało nic innego, jak odparować: - Ja zawsze unikam grania.
Całe spotkanie trzech polskich legend warte jest obejrzenia, niemniej wielka szkoda, że otwierający je monolog Lindy na temat dialogów "Irlandczyka", skwitowane krótkim "O czym to ku..a jest?" (wypowiedzianym, w założeniu, przez członka Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej), jest jedynym, choć odrobinę krytycznym spojrzeniem na dzieło Scorsesego. Dzieło, które choć miało być jego opus magnum, ze strony największych fanów stawiane jest dużo niżej niż "Chłopcy z ferajny", "Taksówkarz" czy "Wściekły byk".