O Oscarach... raz jeszcze
Oscary skończyły 80 lat. Ze skromnego bankietu urosły do rangi najsłynniejszego globalnego widowiska.
Źródło zdjęć: © AP
Statuetka Złotego Rycerza
[ (( bigphoto http://i.wp.pl/a/f/gif/8603/logo_przekroj.gif #size=50x44#)) ]( http://www.przekroj.pl )
**Oscary skończyły 80 lat. Ze skromnego bankietu urosły do rangi najsłynniejszego globalnego widowiska. Przez ten czas zmieniły się i kino, i Hollywood, tylko filozofia nagrody pozostała niezmienna – zadowolić wielu i obrazić jak najmniej**
Czy Andrzejowi Wajdzie naprawdę potrzebny jest Oscar? Oczywiście, że nie, a większość laureatów tej nagrody mogłaby mu najwyżej buty czyścić.
Ale i tak wszyscy kibicowali reżyserowi podczas niedzielnej nocy. Ceremonia oscarowa budzi zresztą wielkie emocje nawet wtedy, gdy w ogóle nas nie dotyczy (czyli w 99 procentach przypadków).
Już od 80 lat jej organizatorzy skutecznie nas przekonują, że nie ma na świecie ważniejszego święta kina i większego trofeum niż licząca 34 centymetry statuetka.
**Magia i miecz**
– On wygląda zupełnie jak mój wuj Oscar! – miała zakrzyknąć sekretarz Akademii Margaret Herrick na widok figurki w stylu art déco przedstawiającej rycerza z mieczem.
Był rok 1931, nagrodę Akademii przyznawano już od dwóch lat, jednak nie miała ona imienia.
Ponoć to właśnie epizod z wujem zadecydował o nadaniu rycerzowi imienia Oscar. Choć istnieje jeszcze inna wersja odnotowana w biografii Bette Davis.
Wedle niej złoty rycerz odziedziczył imię po mężu aktorki Harmonie Oscarze Nelsonie.
Tak naprawdę chyba nikogo nie obchodzi, jak to właściwie było – ważne, że statuetka ma swoją tajemnicę, swoją legendę tonącą gdzieś w mrokach dziejów, mimo że dzieje te liczą mniej niż wiek.
Do tej pory Amerykańska Akademia Filmowa wręczyła ponad 2700 statuetek. Ich właściciele mogą użyć Oscara na przykład do podparcia drzwi, co – jak twierdził pisarz Raymond Chandler – uczyniła pewna aktorka ze swoimi dwoma trofeami podczas przyjęcia w latach 40.
I tylko jednego zwycięzcy zrobić nie mogą: sprzedać nagrody bez wiedzy Akademii.
Od 1950 roku zastrzegła ona sobie prawo pierwokupu – ale kto chciałby się pozbyć rodzinnej pamiątki za 10 dolarów, bo tyle oferuje ta jakże zapobiegliwa i oszczędna instytucja? Jak dotąd na wątpliwy biznes zdecydowało się podobno 150 osób.
Ich statuetki kurzą się teraz gdzieś w skarbcach Akademii, czekając na powstanie muzeum.
Tymczasem na rynku spokojnie można kupić Oscary sprzed 1950 roku, pod warunkiem oczywiście że nas na to stać, gdyż ceny bywają oszałamiające. Michael Jackson zapłacił aż 1,5 miliona dolarów za statuetkę dla „Przeminęło z wiatrem”.
Pół miliona wydał z kolei Steven Spielberg na Oscara należącego niegdyś do Bette Davis, a 232 tysiące kosztowała Davida Copperfielda nagroda, którą otrzymał za „Casablankę” Michael Curtiz.
O ile Spielberg grzecznie przekazał swój nabytek Akademii, o tyle Copperfield postawił sobie Oscara w sypialni, twierdząc, że jest szalenie inspirującą i motywującą do pracy ozdobą. Co ze swoim Oscarem robi Michael Jackson, wolimy nawet nie myśleć.
Choć realna wartość to jakieś kilkadziesiąt dolarów, już od samych prapoczątków Oscary budziły niezdrowe emocje i były przedmiotem pożądania, czego dowodzi historia z 1938 roku, gdy statuetkę za najlepszą drugoplanową rolę kobiecą w imieniu chorej Alice Brady odebrał nieznany nikomu mężczyzna.
Nieznany, niestety, również samej Brady, która już nie odzyskała skradzionej podstępem nagrody.
I o to chodzi w Oscarach – o podtrzymanie wiary w szczególną, pozafinansową wartość trofeum, przedmiotu nieosiągalnego dla zwykłych śmiertelników. To rzecz z innego, baśniowego porządku, a nie zwyczajny kawałek metalu pokryty złotem.
Nawet jeśli ktoś podpiera sobie nim drzwi, czyni to wybraniec/wybranka losu. Bo co by było, gdyby każdy z nas mógł sobie kupić na aukcji w Christie’s złotą rybkę? Albo kwiat paproci na Allegro?
Natychmiast straciłyby swoją magiczną moc. A przecież tu najważniejsza jest właśnie magia.
**Harmonogram ważniejszy od wojny**
Fakt. Oscarowy wieczór to coś więcej niż święto amerykańskiego kina i precyzyjnie wyreżyserowany show. To społeczny rytuał, który – jak słusznie zauważył w swojej książce „Historia filmowego Oscara” filmoznawca Marek Hendrykowski – hołduje amerykańskiemu stylowi życia i amerykańskim wartościom: sukcesowi, karierze, pieniądzom, rywalizacji
Wszystko to podane w otoczce magii i nostalgii (stały punkt wieczoru to materiały archiwalne i wizyty dawnych gwiazd amerykańskiego kina) sprawia, że i my, przed ekranami telewizorów, zaczynamy mieć wrażenie, że oto jesteśmy świadkami i uczestnikami wielkiej historii, a chodzenie do kina to nie tylko przyjemność, lecz niemal „patriotyczny” obowiązek.
Te emocje przełożą się, rzecz jasna, na liczbę kupionych biletów i jakoś nie zauważymy, że Akademia Filmowa niekoniecznie nagradza naprawdę interesujące, wartościowe kino.
Filozofię Hollywood trafnie ujął niegdyś wspomniany już autor kryminałów Raymond Chandler: „Zadowolić wielu i obrazić jak najmniej”. I o to też chodzi w Oscarach, które niezmiennie hołdują konserwatywnym gustom, żywiąc zasadniczą niechęć do buntowników, twórców oryginalnych, indywidualistó
Jak inaczej wytłumaczyć nieobecność na liście nagrodzonych Hitchcocka, Altmana, Jarmuscha czy nawet Martina Scorsese, który doczekał się statuetki na starość za przeciętny remake cudzego dzieła („Infiltracja”).
Neutralność to również stała zasada samych ceremonii, których organizatorzy stają na głowie, żeby nie dopuścić do żadnych ekscesów na scenie, choć paradoksalnie to właśnie uroczystości z ekscesami- pamięta się najlepiej
Zgodnie z zasadą „show must go on” Oscary odbywały się nieprzerwanie w czasie toczonych przez USA wojen, a zabójstwo Martina Luthera Kinga bądź zamach na Ronalda Reagana doprowadziły jedynie do drobnych przesunięć w harmonogramie. Na harmonogram nie miała za to wpływu wojna w Iraku, która rozpoczęła się trzy dni przed uroczystością.
Dla niektórych tego było za wiele i właśnie to rozdanie nagród Akademii zbojkotowali między innymi Angelina Jolie, Cate Blanchett oraz Peter Jackson. „To nie jest najwspanialszy moment w historii ludzkości” - napisał w liście do Akademii fiński reżyser Aki Kaurismaki.