O świecie pełnym grzybów

A życie toczy się dalej jak gdyby nigdy nic. Od kilku lat amerykańscy producenci telewizyjni przestali się bać fantastyki. To znaczy seriale fantastyczne zawsze miały swoje miejce i swoją widownię w USA, ale były tworzone z myślą o fanach gatunku.

Nie o szerokiej widowni. Sytuacja zaczęła się zmieniać po "Archiwum X", a w ostatnich latach runęły ostatnie bastiony. Elementy fantastyki wkroczyły na salony i stały się podobnie jak w literaturze wytrychem. Dzięki wprowadzeniu jakiegoś pomysłu "nie z naszego świata" można nie tylko fabułę przyśpieszyć, ale i wprowadzić na poziom, na który historia czysto realistyczna nie miałaby racji bytu. I tak dochodzimy do "Jericho". Bo przede wszystkim to sympatyczny serial o życiu małego prowincjonalnego miasteczka, coś jak "Przystanek Alaska" czy "Kochane kłopoty". Tyle że (i tu element fantastyczny) miasteczko Jericho z racji swojej prowincjonalności (czyli oddalenia od centrów cywilizacji) ocalało z zagłady nuklearnej, która spotkała amerykańskie metropolie.

O świecie pełnym grzybów

01.02.2007 10:34

Gdzieś tam na horyzoncie pojawia się jeden atomowy grzyb. I już. Tyle fantastyki. Dalej już mamy obyczajową, realistyczną opowieść o burmistrzu, który usiłuje utrzymać porządek w mieście, jego przegranym konkurencie z ostatnich wyborów (skąd my to znamy?), który jakoś nie do końca ma ochotę współpracować w sytuacji zagrożenia, o rozlicznych mieszkańcach - młodych, starych, odważnych i tchórzliwych.

Ten serial jest o życiu. A że zaczyna się od ciutki fantastyki? Na szczęście nie odstrasza to już widowni, a pozwala opowiadać jeszcze lepsze, szybsze, mocniejsze, a kto wie, czy nie bardziej realistyczne historie.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)