Wojna. Stale obecna w dziejach ludzkości. Można by rzec nieśmiertelna. Po pięćdziesięciu latach kolejnej "krwawej jatki" Wielka Federacja Wschodu pokonała Eurazję. Gdzieniegdzie tylko walczą jeszcze niedobitki. Ziemia zaś stoi na granicy katastrofy. Chorobami zagrożone jest sześćdziesiąt procent populacji. Promieniowanie, odpady przemysłowe i broń chemiczna zrobiły swoje.
Niepokojąco szerzą się mutacje genetyczne. Wybitny genetyk, profesor Azuma odkrywa neo-komórki, nadzieję na "części zamienne" dla chorych ludzi. Komórki z których można wyhodować inne. Rządzący nie są jednak w tym momencie zainteresowani badaniami. Chętnie ich finansowania podejmuje się wojsko. Przypadkowo do życia zostają powołani mutanci.
Mimo, że są bezwzględnie unicestwiani przez wojsko, grupce z nich udaje się uciec i przeżyć. Stają do walki z ludźmi, którzy ich stworzyli. Oni - nieliczni neo-sapiens i wykorzystywane przez nich roboty. Przeciwko nim stają ludzie oraz Casshern, przywrócony do życia syn profesora Azumy.
Dlaczego ludzi ciągle walczą? (...) Krzywdzimy tych, którzy nas krzywdzą. Zabijamy, żeby nie zginąć... Obłędne koło.
Film niełatwy, dla wielu może nawet trudny w odbiorze. Nietypowa dla naszej kultury stylistyka. Inna gra aktorska. Inne wyrażanie emocji. Połączenie animacji, efektów specjalnych, zdjęć archiwalnych i… klasycznego filmu. Zaskakujące operowanie kolorem. Męczące, przytłaczające, powtarzające się obrazy. Dobitnie wyrażane emocje. Dużo przemocy, cierpienia, krwi. A wszystko osnute jakby senną nierzeczywistą mgłą. Odrealnione.
Obrazy nachodzą na siebie, przenikają się, mieszają. Zdarzenia przeszłe i bieżące. Sny i marzenia. Obrazy widziane oczyma różnych osób. Wszystko podporządkowane głównemu tematowi filmu: wojnie. Wojnie jako złu, które niszczy wszystkich biorących w niej udział. Pokonanych i zwycięzców. Wojnie, która rodzi chorobliwą i nieuleczalną nienawiść. Zabijaniu, które skutecznie uśmierca w zabijającym człowieka.
Nie masz pojęcia czym jest wojna...
Film powstał na podstawie serialu anime "Shinzou Ningen Cashern" ("New Superhero Casshern"). Nie jest może łatwy i przyjemny, ale ma w sobie to coś. Jest inny. Momentami odwołuje się do technik stosowanych w teledyskach. Atakuje szybko zmieniającymi się, barwnymi obrazami. Za chwilę może irytować pojawiającymi się dłużyznami. Wygląda to jednak na świadomy wybór reżysera.
Zmiany tempa akcji i ciągłe powroty pewnych obrazów i myśli. Wszyscy ludzie są w istocie tacy sami. Ale różnie wyrażają emocje. I to widać w tym filmie. Może on budzić sprzeczne uczucia. Na mnie zrobił wrażenie. Interesujący, niesztampowy film antywojenny.