"Wiking" Roberta Eggersa okazał się za mocny. Najbrutalniejszy film roku poniósł klęskę [BOX OFFICE]
Z tym filmem wiązano ogromne nadzieje. "Wiking" Roberta Eggersa podbił serca krytyków, zachwycił widzów na przedpremierowych pokazach. Jednak, gdy wszedł do dystrybucji kinowej, okazał się zbyt brutalną produkcją dla szerokiej widownia. Tematyka zawiązana ze skandynawskimi wojownikami mogła się też znudzić po marnej produkcji Netfliksa "Wikingowie. Walhalla".
Na portalu Rottentomatoes, który zbiera filmowe recenzje niemal z całego świata, "Wiking" zgromadził aż 89 proc. pozytywnych opinii krytyków. Hanna Flint z opiniotwórczego magazynu "Empire": "Jest to brutalna, szekspirowska epopeja. Współczesna wersja 'Hamleta'. Błyskotliwie zrealizowana historia, przesiąknięta rodzinnymi konfliktami, barbarzyńskimi podbojami i krwawą przemocą".
Na tym samym portalu swoją opinię o filmach mogą wyrazić także widzowie. Zwraca uwagę fakt, że ich oceny "Wikinga" są dużo niższe. Zazwyczaj to krytycy dają słabsze noty. Tym razem jest odwrotnie. Na Rottentomatoes widzowie wystawili filmowi 68 proc. pozytywnych ocen. Ten wynik sam w sobie nie jest zły, niemniej pokazuje, że kinowa widownia "Wikingiem" nie jest zachwycona. Najczęściej powtarzający się zarzut dotyczy zbyt dużej brutalności, jaka została pokazana w filmie Roberta Eggersa.
Jeden z internautów napisał: "Film trwa 135 min, podczas gdy powinien trwać 90 min, ponieważ fabuły i historii nie ma w nim więcej niż na półtorej godziny. Pozostały czas wypełniają skąpani we krwi, półnadzy mężczyźni, którzy wyglądają, jakby właśnie obejrzeli 'Podziemny krąg' i za wszelką cenę muszą udowodnić, jacy są męscy".
Rozkład procentowy osób w odniesieniu do płci jasno wskazuje, kto jest zainteresowany "Wikingiem". Blisko 70 proc. weekendowej widowni w USA to mężczyźni, którzy, dodajmy, generalnie rzadziej chodzą w Ameryce do kina niż kobiety. Alexander Skarsgard – człowiek z nagim torsem – kiedyś Tarzan, dziś Wiking, nie zainteresował płci pięknej.
Warto w tym miejscu jednak podkreślić, że brutalność wpisana była w charakter dwunastowiecznych opowieści, na których został oparty "Wiking". Wiele osób zwraca uwagę, że film Eggersa pozbawiony jest hollywoodzkiej czy też ostatnio netfliksowej poprawności.
Obraz urzeka autentycznością. Wspomniana już recenzentka "Empire" zauważa: "Żaden filmowiec w ciągu ostatnich 20 lat nie zajmował się folklorem tak, jak Robert Eggers. 'Czarownica', 'Lighthouse', a teraz 'Wiking' pokazały zręczną umiejętność transponowania dawnych historii w celuloidową formę, bez utraty historycznej, mistycznej i kulturowej prawdziwości ich pochodzenia".
Zastosowanie drastycznych scen w "Wikingu" łatwo można więc usprawiedliwić. Nie zmienia to jednak faktu, że brutalność jest czynnikiem, który pod względem finansowym ciągnie obraz Roberta Eggersa mocno w dół.
W efekcie podczas premierowego weekendu dramat historyczny zarobił w amerykańskich kinach zaledwie 12 mln dol. (dopiero czwarta pozycja na weekendowej liście przebojów). Przy budżecie, który sięgnął 70-90 mln dol., szanse na uniknięcie finansowej klęski są praktycznie równe zeru. Tym bardziej że "Wiking" słabiutko sprzedaje się także w innych krajach.
Słaba postawa "Wikinga" w krajach europejskich to na pewno przykra niespodzianka, gdyż historyczne produkcje rodem z Hollywood zawsze cieszyły się na Starym Kontynencie dużą popularnością. Nieraz europejski widz ratował je przed klapą. Tym razem raczej tak nie będzie. Podczas minionego weekendu film Eggersa zarobił poza Ameryką niespełna 10 mln dol.
Analitycy rynku filmowego zwracają uwagę, że do porażki "Wikinga" mógł się przyczynić serial Netfliksa "Wikingowie: Walhalla". Ta produkcja także zbierała przed premierą bardzo dobre recenzje, a okazała się przegadaną, pseudohistoryczką papką zbudowaną z przetrawionego materiału.
Dramat Roberta Eggersa to jednak całkiem inna bajka. Godna polecania, choć, jak napisał jeden z krytyków, nie jest to filiżanka herbaty dla każdego.
Przemek Romanowski, dziennikarz Wirtualnej Polski
Słuchasz podcastów? Jeśli tak, spróbuj nowej produkcji WP Kultura o filmach, netfliksach, książkach i telewizji. "Clickbait. Podcast o popkulturze" dostępny jest na Spotify oraz w aplikacji Podcasty na iPhonach i iPadach. A co, jeśli nie słuchasz? Po prostu zacznij.