"Wiking". Rzeź i krzyki. Najbrutalniejszy film roku
"Wiking" Roberta Eggersa był uznawany za jeden z najbardziej oczekiwanych filmów 2022 r. Okazuje się, że słusznie. Jego twórca nie zawiódł i dostarczył dzieło o niezwykłej intensywności, które poraża brutalnością i hipnotycznymi obrazami. Szykujcie się na mocny seans.
21.04.2022 | aktual.: 21.04.2022 11:17
Robert Eggers jest jeszcze przed czterdziestką, ale już powinno się o nim mówić jako o jednym ze współczesnych mistrzów kina gatunkowego. Amerykanin miał do tej pory na koncie dwie znakomite produkcje. Pierwszą z nich jest "Czarownica: Bajka ludowa z Nowej Anglii", jedyne w swoim rodzaju połączenie psychodramy w stylu Ingmara Bergmana z złowieszczym okultystycznym horrorem, a drugą gęsty i pokręcony "Lighthouse", gdzie Robert Pattinson i Willem Dafoe w niesamowity sposób zatopili się w odmętach szaleństwa.
Jednak żaden z tych obrazów nie miał takiej skali jak najnowsza produkcja Eggersa. Reżyser miał do swojej dyspozycji 90 milionów dolarów i ten budżet widać właściwie w każdej minucie "Wikinga". Takie ruchy w stronę mainstreamu nie zawsze kończą się najlepiej dla twórców wywodzących się z kina niezależnego, ale na szczęście Eggers nie pozwolił sobie na wiele kompromisów – "Wiking" wciąż wygląda jak kino w pełni autorskie, a nie coś, co wymyślili "specjaliści" z korporacji.
Zobacz: zwiastun filmu "Wiking"
Film, który oparto na nordyckiej legendzie o Amlethie (bezpośrednia inspiracja dla "Hamleta" Williama Shakespeare’a), opowiada o księciu wikingów poszukującym zemsty na swoim wuju za zamordowanie ojca i porwanie matki. Fabuła nie jest może szczególnie skomplikowana, ale w tym przypadku nie musiała być. Tym razem dla Eggersa mniej ważna była sama treść, więc postawił przede wszystkim na spektakl.
"Wiking" bywa drastyczny. Na porządku dziennym jest w nim podrzynanie gardeł, odcinanie głów czy palenie żywcem niewinnych ludzi. Niektóre sceny przemocy przypominają przesadną stylizację takich produkcji jak "300", bo na dobrą sprawę Amleth (Alexander Skarsgard) jest górą mięśni, która tylko czeka, by wykazać się w boju. Jednak w przeciwieństwie do tamtego filmu, reżyser nie zapomniał obnażyć, jak prymitywne i destrukcyjne bywa upajanie się baśniami o honorze i obowiązku. Morał z poczynań Amletha i innych mężczyzn jest może oczywisty, ale też odpowiednio gorzki.
Krzyki i rzeź to jedno, ale widz może wejść podczas seansu w stan upojenia głównie za sprawą tego, jak "Wiking" prezentuje się wizualnie. Eggers zdradził w jednym z wywiadów, że z jednej strony inspirował się kultowym "Conanem Barbarzyńcą" z Arnoldem Schwarzeneggerem, a z drugiej - arcydziełem "Andriejem Rublowem" Tarkowskiego.
W przypadku tego drugiego tytułu widać to w samej próbie odtworzenia średniowiecza – świat przedstawiony zaskakuje swoją autentycznością. Nie są to zresztą jedynie odwołania do wielkiego kina z przeszłości – w scenie inwazji na wioskę można dostrzec wstrząsający styl, jaki zaproponował Elem Klimow w genialnym "Idź i patrz".
Oko zachwycają już same krajobrazy, pełne surowego piękna i tajemniczości. W klimatycznych scenach nocnych główny bohater krąży po tej krainie niczym zjawa – jeśli akurat nie szuka miecza, to zabija swoje kolejne ofiary w sposób sugerujący, że coś złego zawitało do wioski znienawidzonego wuja.
"Wiking" hipnotyzuje również swoim odrealnieniem, które podbija niesamowicie intensywna i rytmiczna ścieżka dźwiękowa. Pełno w nim dziwnych, wręcz psychodelicznych obrazów, które zacierają granice pomiędzy snem a jawą. Amletha często nawiedzają wizje, które mogłyby być efektem zażycia halucynogennych grzybków. To sprawia, że produkcja czasami wygląda jak bardziej pulpowy brat innego świetnego filmu osadzonego w czasach średniowiecza – ubiegłorocznego "Zielonego rycerza".
Co ciekawe, choć w "Wikingu" poza Skarsgardem zagrali także m.in. Ethan Hawke, Nicole Kidman, Anna Taylor-Joy, Willem Dafoe i Bjork, to jednak ich role są tak dobrze rozpisane w fabule, że nigdy nie odnosi się wrażenia, że ktoś wybija się ponad resztę. Jeśli już to Kidman jako matka głównego bohatera dostała w sumie najwięcej momentów, gdy mogła aktorsko poszaleć.
Filmów i seriali o wikingach mieliśmy w tym wieku wiele, ale o większości z nich lepiej zapomnieć. Za to "Wiking" - tak jak wspaniały "Valhalla: mroczny wojownik" sprzed 13 lat - jest akurat jedną z tych produkcji, które zasługują na uznanie. Mimo wszystko nie nazwałbym go szczytowym osiągnięciem w kwestii tego, jak popkultura wykorzystuje mitologię nordycką do własnych celów. Tu palmę pierwszeństwa dzierży doskonała gra wideo "God of War" z 2018 r. Nie zmienia to faktu, że Eggers po raz trzeci z rzędu dostarczył imponujący film, który koniecznie trzeba zobaczyć w kinie. Teraz wiemy, że świetne opinie zagranicznych krytyków były uzasadnione.
"Wikinga" w polskich kinach można oglądać od 22 kwietnia.
Kamil Dachnij, dziennikarz Wirtualnej Polski