Oscary 2021 zagrożone. Koronawirus krzyżuje wszystkie plany
Akademia Filmowa ogłosiła niedawno zmiany, które wprowadzono w procesie nominowania i przyznawania Oscarów ze względu na pandemię koronawirusa. Teraz pojawiły się głosy, że przyszłoroczna gala, zaplanowana na 28 lutego, zostanie odroczona.
W planach programowych stacji ABC czas antenowy 28 lutego 2021 r. jest cały czas zarezerwowany dla 93. gali rozdania nagród Amerykańskiej Akademii Filmowej. W środowisku filmowym coraz głośniej mówi się jednak o tym, że święto kina zostanie odroczone. Do kiedy? Nie wiadomo, ale źródło prestiżowego "Variety" mówi wprost, że trzeba się liczyć z przełożeniem lutowej imprezy. Anonim dodał, że w tym momencie nie ma jeszcze żadnych konkretów i nikt nie przedstawił zastępczej daty.
- Nikt nie wie, jak będzie wtedy wyglądała rzeczywistość. Wszyscy chcemy celebrować święto kina, ale nie wiemy, jaką formę ono przybierze – dodaje źródło.
Przypomnijmy, że pod koniec kwietnia Akademia Filmowa ogłosiła serię kluczowych zmian, które wpłyną na sposób przyznawania nominacji i Oscarów po pandemii koronawirusa. Akademicy zdecydowali, że jeden z kluczowych wymogów – konieczność wyświetlania filmu przez 7 dni w kinach na terenie hrabstwa Los Angeles – zostanie tymczasowo zniesiony.
W praktyce oznacza to, że tymczasowo filmy ubiegające się o Oscara nie będą musiały trafiać do kin. Zamiast tego członkowie Akademii domagają się 60-dniowego dostępu do danego filmu na prywatnej platformie streamingowej. Nie będzie więc tak, że każdy nowy film na Netfliksie czy VoD będzie potencjalnym kandydatem do Oscara.
Po otwarciu kin w Ameryce ograniczenie związane z projekcją filmu w Los Angeles będzie złagodzone. W przyszłości wystarczy, by kandydaci do Oscara organizowali pokazy w kinach w Nowym Jorku, Chicago, Miami czy Atlancie.
Ponadto od przyszłego roku oddzielne kategorie najlepszy dźwięk (sound mixing) i montaż dźwięku (sound editing) zostaną scalone w jedną nagrodę.
Szykuje się też mała rewolucja w sposobie oceniania filmów nieanglojęzycznych. Dwa lata temu, gdy "Zimna wojna" Pawła Pawlikowskiego przegrała po całości z meksykańską "Romą" (10 nominacji i 3 Oscary), było wiadomo, że sukces wynikał przede wszystkim z ogromnej promocji. Netflix władował 114 mln dol. w reklamy (dwa razy więcej niż budżet filmu) i dotarł do największej liczby członków Akademii, którzy nie mają obowiązku oglądania wszystkich filmów.
W przyszłym roku ma natomiast obowiązywać wstępne głosowanie, do którego będą dopuszczeni wybrani akademicy. Tacy, którzy obejrzą wymaganą liczbę filmów.