Patrz pod nogi
Znikąd, znaczy zewsząd. A jeśli zewsząd, to pole do popisu jest naprawdę szerokie. Sam Taylor Wood nie udaje, że ma zamiar sztywno trzymać się biografii młodego Lennona. Wręcz przeciwnie, rzuca w ekran tabloidowym brudem, melodramatyzując tym samym skomplikowane rodzicielstwo porzuconego przez matkę i wychowanego przez ciotkę chłopaka. Ów ekshibicjonistyczny balast jest całkiem zrozumiały - Wood, artystka konceptualna i fotograf, na dużym ekranie debiutowała w "Restricted", kontrowersyjnym nowelowym projekcie dyskutującym kulturę pornografii.
21.12.2010 16:02
W wyreżyserowanym przez nią kilkuminutowym epizodzie, młody chłopak masturbował się na środku pustyni. Tyle. Tylko i aż, bowiem, gdy sfrustrowany młodzian w końcu zaznawał rozkoszy, na ekranie pojawiały się napisy. Ta jedyna w swoim rodzaju pochwała samolubnej przyjemności przyświeca także "Chłopakowi znikąd". Na początku jest obietnica, napięcie.
Film rozkręca się powoli, rozluźnia, po czym cierpliwie drażni wyśrubowane oczekiwania, by... w najważniejszym momencie ulec frustracji opóźnionego szczytowania. Wood dręczy nas więc i męczy, świdruje, stosuje różne sztuczki, ale wymuszone spełnienie, które przychodzi w ostatnich scenach filmu, ulgę przynosi już tylko jej samej.
Ale to nie wszystko. Właściwym fetyszem jest tu grający Lennona Aaron Johnson, młody gwiazdor znany z "Kick-Ass", a prywatnie partner... 23 lata starszej Wood. Nie dziwi zatem, że sam film jest raczej... skrupulatnym zbiorem jego wystudiowanych póz, którym przyświeca kult ciała i ducha (od buntownika, po artystę), aniżeli tworem stricte fabularnym. Nażelowany fryz, onieśmielające spojrzenie i postura młodego boga - oto Lennon za młodu. Poszukujący, nieco zagubiony, ale już bezczelny i zdeterminowany swym zagmatwanym życiorysem, z którego autorka filmu robi ckliwą telenowelę.
Szkoda, przede wszystkim czasu i miejsca dla wszystkich tych przeniesionych żywcem z lat pięćdziesiątych tyrad o powinnościach i przynależności, ale też zaprzepaszczonego potencjału na biografię pełną gębą, prowokującą.
"Chłopiec..." zaczyna się od subtelnego szkicu wzbierającej świadomości młodego lekkoducha ("-Dlaczego Bóg nie uczynił mnie Elvisem? -Oszczędzał cię na Lennona"), ale kończy pretensją wpisaną w relacje dwóch skłóconych ze sobą sióstr. To niesamowite, jak wiele fabuł spuentować można wpadnięciem którejś z kluczowych postaci pod koła samochodu.