Paulina Gałązka wychowała się w ubóstwie. Nosiła ciuchy po kuzynach
Paulina Gałązka, słynna Emi z "Dziewczyn z Dubaju", jest dzieckiem warszawskiej Pragi. Nie miała lekko. "Mieszkałam w kamienicy bez centralnego ogrzewania" - wspominała aktorka. Od posępnej rzeczywistości uciekała w marzenia naznaczone "piegami pana Kleksa".
W tym roku pojawiły się już dwa filmy z udziałem Pauliny Gałązki: "Fuks 2" i "Sami swoi. Początek", ale masowa widownia kojarzy ją głównie jako Emi, jedną z "Dziewczyn z Dubaju". Ta postać zbudowała, na jakiś czas, dość stereotypowy wizerunek aktorki.
- Na co dzień się nie maluję, chodzę w dresach, nienawidzę kupować ubrań. Ciuchy dostaję po przyjaciółce. A tu nagle [...] zaczęłam słyszeć, że jestem za ładna do jakiejś roli. Niezrozumiałe, tym bardziej że przez lata słyszałam, że jestem charakterystyczna, a nie ładna - mówiła w "Wysokich Obcasach".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Historia dziewczyny ze wsi, która trafiła do miasta"
Aktorstwo nie było marzeniem Pauliny Gałązki, za którym uganiała się od dzieciństwa, choć pochodzi z rodziny, w której nie brakowało artystycznych dusz.
- Dziadek skończył tylko pięć klas podstawówki i pracował na roli, ale był też artystą folkowym. Pisał wiersze, wystawiał spektakle, robił zdjęcia, zbudował nawet swój własny aparat fotograficzny - opowiadała w wywiadzie.
Z kolei mama aktorki miała talent wokalny, ale nie zdecydowała się go rozwijać.
- Mama wyrzekła się artystycznej drogi, choć miała piękny głos. Zaproponowano jej, by została wokalistką w zespole, ale w tamtych czasach na wsi źle się to kojarzyło. Babcia poradziła jej, by poszła do technikum technologii żywności. I tak trafiła do [...] fabryki tytoniu. Ostatnio znalazłam paczki po papierosach Karo z tamtych czasów, a na nich wiersze, które pisała na opakowaniach. Nie czuć, by była wtedy szczęśliwa. Taka historia dziewczyny ze wsi, która trafiła do miasta. Przytłaczające poczucie samotności - zauważyła Paulina Gałązka.
"Po równo, czyli nic"
Rodzice aktorki rozstali się niedługo po jej narodzinach. Dorastała w bardzo skromnych warunkach.
- Nigdy nie było u nas pieniędzy. Mieszkałam z mamą i siostrą w praskiej kamienicy bez centralnego ogrzewania. Ale jako dziecko nie czułam, że coś jest nie tak. Raczej, że wszyscy dookoła mają po równo, czyli nic. Wszystkie dzieciaki na podwórku były takie same. Dopiero jak poszłam do podstawówki, okazało się, że istnieje jakiś podział. Bywało, że czułam się głupio, chodząc w ubraniach po moich kuzynach, często chłopięcych - wspominała po latach.
"Jest we mnie dużo poczucia winy"
Odskocznią od tej prozy życia była barwna fikcja.
- Byłam dzieckiem marzycielskim, żyłam w świecie wyobraźni. Jak by to powiedział pan Kleks, miałam bardzo dużo mentalnych piegów - wyznała filmowa Niechajka z "Samych swoich".
Z jednej strony tamte czasy kojarzą się Paulinie Gałązce dość ciepło. Z drugiej zaś...
- Dzieciństwo zawsze wspominałam jako szczęśliwe, ale gdy poszłam na terapię, dokopałam się do różnych rzeczy. Nagle okazało się, że jest we mnie dużo poczucia winy, choćby związanego z rozstaniem rodziców - zwierzyła się w "WO".
"Z pokorą nie mam problemu, ale..."
Aktorka, od prawie ośmiu lat, jest szczęśliwą żoną norweskiego reżysera Sindre Sandemo. Nie narzeka, pogłębia samoświadomość. Łapie dystans, żeby więcej dostrzec i więcej dowiedzieć się także o sobie i o swoich słabościach.
- Kiedyś Daniel Olbrychski powiedział, że nasz zawód potrzebuje bardzo dużo pokory i bardzo dużo pewności siebie. Z pokorą nie mam problemu, ale nad wiarą w siebie pracuję - podsumowała Paulina Gałązka.
W 50. odcinku podcastu "Clickbait" zachwycamy się serialem (!) "Pan i Pani Smith", przeżywamy transformacje aktorskie w "Braciach ze stali" i bierzemy na warsztat… "Netfliksową zdradę". Żeby dowiedzieć się, czym jest, znajdź nas na Spotify, Apple Podcasts, YouTube, w Audiotece czy Open FM. Możesz też posłuchać poniżej: