Trwa ładowanie...
d1s73as

Podróż do jądra ciemności

d1s73as
d1s73as

* Nie jest niespodzianką, że wprowadzając na ekrany starszy film Nicolasa Windinga Refna, dystrybutor próbuje odcinać kupony od sukcesu „Drive”. Nawiązanie do zeszłorocznego hitu z Ryanem Goslingiemskreślone jest na plakacie „Mrocznego wojownika” czcionką równie wyraźną, co ów problematyczny polski podtytuł (w oryginale: „Valhalla Rising”). O dziwo, marketingowe skojarzenie jest w tym przypadku wyjątkowo trafne – pomimo odległych czasoprzestrzeni, oba filmy zdecydowanie więcej łączy, niż dzieli.*

Bohaterem „Valhalli…” jest Jednooki, niemy wojownik o nieznanym pochodzeniu, więziony przez plemię koczowników gdzieś pośród chłodnych wzgórz Starego Kontynentu. Wykorzystywany do pojedynków za pieniądze, zniewolony bohater stale zwiększa swoją sprawność fizyczna, stając się tym samym niebezpieczną bronią, która – podskórnie to przeczuwamy – musi w końcu eksplodować. Gdy pewnego dnia Jednooki znajduje na dnie potoku kamienny grot, którym będzie mógł przeciąć więzy, los jego oprawców zostaje przesądzony. Jego krwawą pomstę przetrwa tylko bezbronny chłopiec.

Refn otwarcie przyznaje się do fascynacji spaghetti westernami i samurajską chambarą, nie dziwi więc, że film ów jest do pewnego stopnia ich wypadową – to fatalistyczna, impresyjna podróż na dno piekła, w której nie brakuje intensywnej, osadzonej na tle stylistycznych monumentów przemocy, za to niewiele jest dialogów, potraktowanych przez reżysera jako zbędny dodatek.

Zorientowany widz zauważy, że Jednooki podąża ścieżką, którą w przeszłości kroczyli już inni. Nieprzejednana fizjonomia Madsa Mikkelsena skrywa w sobie tę samą tajemnicę, co zaciśnięte usta bezimiennego bohatera trylogii dolarowej Sergio Leone, zaś małoletni kompan kojarzy się z samurajską serią „Samotny wilk i szczenię”. Sama podróż z kolei, zwłaszcza w bardzo długiej, nastrojowej scenie przeprawy łodzią przez gęstą mgłę, ma w sobie coś z „Jądra ciemności” Conrada – to nieuchronny pęd ku własnemu przeznaczeniu, z tą różnicą, że na końcu drogi nie czeka żaden Kurtz.

d1s73as

To duszny, gęsty film, ale jednocześnie – w pewnych kategoriach – bardzo widowiskowy. Z brutalnych mordów Refn czyni jedyną w swoim rodzaju sztukę umierania, zaś wszechobecna śmierć, uwieczniona na stylowych zwolnieniach i w otoczeniu surowych plenerów, staje się w końcu nieodzowną towarzyszką podróży. Kusząc jej przewrotnym pięknem, Refn sięga jednak dalej niż twórcy przeestetyzowanych widowisk w stylu „300” – u niego cierpienie stanowi mało przyjemną odpowiedź na pytanie o istotę człowieczeństwa.

d1s73as
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d1s73as

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje siętutaj