''Popioły'': To nie efekty specjalne. Te zwierzęta ginęły na naszych oczach
Wszystko w imię ''większego realizmu''
25 września 1965 roku na ekrany kin wszedł dziewiąty pełnometrażowy film Andrzeja Wajdy. W okresie swojej premiery „Popioły” były jedną z trzech – obok „Faraona” i „Rękopisu znalezionego w Saragossie” – najkosztowniejszych polskich produkcji.
25 września 1965 roku na ekrany kin wszedł dziewiąty pełnometrażowy film Andrzeja Wajdy. W okresie swojej premiery „Popioły” były jedną z trzech – obok „Faraona” i „Rękopisu znalezionego w Saragossie” – najkosztowniejszych polskich produkcji.
Do historii przeszły nie tylko wyśmienite kreacje Daniela Olbrychskiego (Rafał Olbromski), Poli Raksy (Helena de With) czy Beaty Tyszkiewicz (Księżniczka Elżbieta)…
Na potrzeby jednej ze scen reżyser zezwolił na zabicie konia. Zwierzę zostało zrzucone ze skały. Spadając w przepaść koń najpierw połamał nogi, aby wreszcie ukrócić swoją agonię uderzając głową w ziemię i ginąc na miejscu…
Na planach filmowych zwierzęta ginęły od zawsze i to często w prawdziwych męczarniach. W imię uzyskania jak największego realizmu nie cofano się przed zabijaniem ich z zimną krwią. Do takich praktyk dochodziło nie tylko w Polsce.