"Powrót Bena" [RECENZJA]. Ben i jego pies
Ten dramat zaczyna się znakomicie: portret rodziny w kryzysie eksploduje emocjami. Niestety dziwaczny pomysł reżysera grzebie ten film.
11.01.2019 | aktual.: 11.01.2019 17:38
Jedna z najważniejszych kinowych nowości początku roku to "Powrót Bena”, czwarty film w reżyserskim dorobku Petera Hedgesa. W głównej, tytułowej roli twórca obsadził swojego syna, Lucasa, który za sprawą oskarowej nominacji za rolę w filmie "Manchester by the Sea” i ciekawych kreacji w takich obrazach jak m.in.: "Lady Bird”, "Mid 90’s” czy "Wymazać siebie”, jest dziś bardzo gorącym nazwiskiem światowego kina.
Świetnie naoliwiona rodzinna maszyna
"Powrót Bena” to najnowsze dzieło twórcy, który w Hollywood ma od dawna bardzo mocną pozycję, ale raczej jako scenarzysta niż reżyser. Jej fundamentem jest scenariusz do słynnego filmu "Co gryzie Gilberta Grape’a”, który już od samej premiery, ponad ćwierć wieku temu, cieszy się popularnością i przyczynił się do wielkiej sławy grających tam główne role aktorów: Juliette Lewis, Johnny’ego Deppa i Leonarda DiCaprio.
Do spokojnego domu w małym miasteczku w przededniu świąt niespodziewanie wraca nastoletni syn-narkoman. Był na odwyku i właśnie wyszedł na wigilijną przepustkę. Jednak bożonarodzeniowa sielanka nagle zamienia się w istną szopkę.
Hedges ponownie pokazuje tu swoją mistrzowską rękę do budowania takich sytuacji. To, co dzieje się w rodzinnym domu tytułowego bohatera to świetnie funkcjonująca filmowa maszyna, skutecznie napędzana bogatym paliwem emocji. Każdy ma tu swoje miejsce, każdy ma swój wyrazisty charakter: zdystansowany ojciec, który zarabia pieniądze i bardziej niż na czymkolwiek innym zależy mu na spokoju, siostra, w której gorąca miłość do brata walczy ze wściekłością na to, jak bardzo destrukcyjny wpływ miał do tej pory na rodzinę. Nawet dwójka młodszych dzieci, choć nie ma wielkiego wpływu na to, co dzieje się w domu, zajmuje ważne miejsce w tej świetnie rozpisanej układance.
Zobacz zwiastun filmu:
Para pełna chemii
Jednym z ważnych powodów, który sprawia, że ta maszyna działa, jest także znakomita gra aktorów. Na plan pierwszy wysuwa się para głównych bohaterów: matka i syn. Tą pierwszą gra Julia Roberts, jej syna - Lucas Hedges. To właśnie między nimi toczy się najbardziej emocjonująca gra, oparta z jednej strony na miłości, z drugiej - mocno nadwyrężonym zaufaniu, na ostrożności i na walce o bezpieczeństwo reszty rodziny.
To jeden z najciekawszych pojedynków aktorskich ostatnich miesięcy: między Roberts i Hedgesem jest ewidentna chemia, eksplodująca niemal w każdej ich wspólnej scenie. Ona jest skupiona, skoncentrowana, czujna w niemal zwierzęcy sposób. On za wszelką cenę stara się być dobry, ale przeszłość okazuje się zbyt trudna do zapomnienia, więc miota się między skrajnościami. Oboje - zarówno bardzo doświadczona aktorka, jak i młody talent, dopiero budujący swoją popularność i pozycję, radzą sobie z tymi zadaniami znakomicie i napędzają film w bardzo skuteczny sposób.
Wszystko przez psa
Niestety, w drugiej części filmu wszystko zaczyna się psuć. Hedges, jakby zadowolony z tego, jak dobrze działa stworzony przez niego mechnizm, postanawia wsadzić kij między szprychy. Ni stąd ni zowąd pojawia się niemal zupełnie absurdalny motyw porwania psa, którego Ben postanawia czym prędzej odzyskać. Kamera wychodzi z tętniącego emocjami i kolędami domu i zaczyna brnąć przez miasto za bohaterem i ścigającą go matką.
Widz ma okazję przejechać się po całej mrocznej stronie miasteczka, w którym toczy się akcja, a które na początku filmu robiło niemal idylliczne wrażenie. Nagle okazuje się być jednak prawdziwym królestwem mrocznych zbrodni, a poszukiwania kanapowego pudla zaczynają wyglądać niemal jak niezamierzona parodia klasycznych filmów sensacyjnych.
To przełamanie, które miało zapewne na celu wrzucenie szybszego biegu w drugiej części filmu, zupełnie zatrzymało jego silnik. Bardzo łatwo stracić zainteresowanie kolejnymi spotkaniami Bena z coraz bardziej posępnymi przestępcami i rosnącą na jego twarzy ilością malowniczych siniaków i krwawych rozcięć. Nie to obiecywał Hedges znakomitą pierwszą częścią swojego najnowszego filmu.
Przez przypadek polskich kinach niemal jednocześnie pojawiły się dwa obrazy na bardzo podobny temat: relacje wewnątrz rodzin naznaczonych narkomanią. To "Powrót Bena” i "Mój piękny syn”. Ten zupełnie niepotrzebny sensacyjny fragment tego pierwszego sprawia, że w niepisanej rywalizacji między nimi nieznacznie zwycięża ten drugi.