Powrót złośliwego Żyda

Woody Allen może sobie kręcić greckie tragedie, podszywać się pod Almodovara, a nawet rozpływać w zachwytach nad Londynem i Katalonią, ale mnie nie nabierze. Brakowało mu Nowego Jorku, radosnego użalania nad otaczającą rzeczywistością i poklasku ze strony wiernych fanów. Czegóż bowiem oczekujemy od Allena? Parafrazując koszmarny polski tytuł - tego co nas kręci, co nas podnieca. A co podnieca nas, allenowskich snobów, najbardziej? Ironiczna riposta, miłosna nostalgia, niespenetrowane kamerą zakamarki Nowego Jorku. A wszystko to jest w "Whatever Works".

Coś się jednak od czasu "Melindy i Melindy" oraz "Życia i całej reszty" zmieniło. Woody przestał szukać swego następcy, skupił się zaś na wykreowanej na przestrzeni lat personie neurotycznego Żyda-tetryka. Więcej - spojrzał nań z przymrużeniem oka. Już w pierwszej scenie bohater filmu, Boris, spogląda wprost w kamerę i pyta nas: "Dlaczego w ogóle interesuje was moja historia?", z kolei aspołeczny wymiar jego powracających wywodów traktowany jest tu cokolwiek protekcjonalnie. "Skończ z tym studenckim biadoleniem", mówi mu była żona, podczas gdy znajomi ograniczają się do odruchowych żachnięć. Borisa nikt nie bierze serio - to jeden z nielicznych allenowskich intelektualistów, którzy nie definiują otaczającego świata szyderczą neurozą; to świat zdefiniował ich. Zakleszczył, ograniczył, wypchnął na margines.

Boris jest geniuszem fizyki kwantowej, ale też samotnym rozwodnikiem (jego żona była zbyt idealna) i niedoszłym samobójcą (świat był zbyt fascynujący). Zmiękczony ironią dramatyzm tej sytuacji uwypukla dopiero przypadkowo poznana Melody - bezdomna trzpiotka z Południa, dziewczyna naiwna, pozbawiona inteligencji i gustu. A jednak, z całym swym optymizmem i otwartością na świat, Melody okazuje się dla Borisa towarzyszem idealnym: nigdy nie podważy żadnej z jego herezji, nie zakwestionuje nihilistycznego cynizmu, a sama jej obecność będzie prawdziwie nieoceniona. To partnerstwo nierówne, ale pozwalające bohaterowi uwierzyć, że świat z całą swą nieprawdopodobną przypadkowością, jak określa poznanie dziewczyny, wart jest zachodu.

Spora w tym zasługa Evan Rachel Wood brawurowo grającej Melody. Rola, która wydaje się być napisana z myślą o Scarlett Johansson, w jej wykonaniu jest istną machiną przeobrażenia. Bladolica wampirzyca (aktorka preferuje makijaże w stylu Dity von Teese) staje się pogodną jasnowłosą dziewczynką z głębokiego Południa, która ponad wszystko zaangażowana jest... we własną infantylność. Jej postać jest płytka, ale nie jednowymiarowa - Wood wzbogaca Melody inteligentnym aktorstwem, dając nam tym samym drugą szansę jej szczerego docenienia.

Woody nie poprzestaje jednak na prostej historii miłosnej. Wydaje się, że w rozwijaniu swego początkowego konceptu posuwa się trochę za daleko, a już na pewno niepotrzebnie ulega dekoncentracji. Cóż bowiem robi? Sprowadza do... ...Nowego Jorku rodzinę małomiasteczkowych ignorantów (śladami Melody przybywają kolejno: matka i ojciec) i pastwi się nad ich zacofaniem. Odkrywa w nich talenty, wzbogaca światopogląd, edukuje seksualnie, przekonując, że w życiu trzeba zaakceptować to, co - i tu znów idąc za polskim tytułem - kręci i podnieca, nieważne jak absurdalne i sprzeczne z własnymi przekonaniami. Ale czy na pewno? Melody i jej rodzice to przecież bezwolne marionetki, podatne na sugestie i spragnione nowych doznań. Ileż ciekawsza byłaby to historia, gdyby bardziej doświadczyć samego Borisa! Ten wyraźnie przecież miota się i powątpiewa, domagając się uwagi i skupienia.

Paradoksalnie, w ten właśnie sposób Woody Allen znajduje swego następcę. Ale nie rozgadanego hipochondryka-safandułę, a skłóconego ze sobą samotnika, którego inteligencja jest fasadą. Larry David, hollywoodzki komik, producent i scenarzysta, współtwórca sukcesu "Kronik Seinfelda", jest najlepszą inkarnacją allenowskiej persony, jaką Woody mógł sobie wymarzyć. Tam gdzie zawiedli młodzianie (poczynając od Kennetha Branagha z "Celebrity", kończąc na Willu Ferrellu z "Melindy..."), sprawdził się 62-letni maruda i rozwodnik, który po tej akurat stronie kamery staje raczej niechętnie. Ale jako Boris jest fenomenalny - gdy zwraca się bezpośrednio do nas (a robi to kilka razy), o identyfikację z jego przekonaniami nie trudno. Bo czyż życie nie jest tak cudownie skomplikowane, że aż czasem trudno je znieść?

Wybrane dla Ciebie

"Tylko potwory bawią się w Boga". Do sieci trafił epicki zwiastun "Frankensteina"
"Tylko potwory bawią się w Boga". Do sieci trafił epicki zwiastun "Frankensteina"
Jimmy Kimmel komentuje groźby Donalda Trumpa. "To jest odwracalne"
Jimmy Kimmel komentuje groźby Donalda Trumpa. "To jest odwracalne"
Ma 59 lat i nie przestaje kusić. Jej najnowsze zdjęcie wywołało lawinę komentarzy
Ma 59 lat i nie przestaje kusić. Jej najnowsze zdjęcie wywołało lawinę komentarzy
Już do piątku w kinach. Przebój Camerona zarobił 2,32 miliarda dolarów
Już do piątku w kinach. Przebój Camerona zarobił 2,32 miliarda dolarów
Zagrał seryjnego mordercę. "Poszedłem na jego grób"
Zagrał seryjnego mordercę. "Poszedłem na jego grób"
Był nr 1 na świecie. Powraca jeden z najlepszych polskich seriali
Był nr 1 na świecie. Powraca jeden z najlepszych polskich seriali
Top Seriale. Ofensywa polskich produkcji i powrót ikony kina
Top Seriale. Ofensywa polskich produkcji i powrót ikony kina
13 mln widzów w ciągu 10 dni. Kinowy przebój bije rekordy oglądalności
13 mln widzów w ciągu 10 dni. Kinowy przebój bije rekordy oglądalności
"Do ostatniego tchu". Nieuleczalnie chory aktor zabrał głos
"Do ostatniego tchu". Nieuleczalnie chory aktor zabrał głos
To była katastrofa za 200 mln. "Próbowali sterować tym statkiem"
To była katastrofa za 200 mln. "Próbowali sterować tym statkiem"
Najlepszy film z aferą w tle. Mówiono o "szkodzie w pożytku publicznym"
Najlepszy film z aferą w tle. Mówiono o "szkodzie w pożytku publicznym"
Postapokaliptyczna produkcja wraca. "Realistyczny obraz katastrofy"
Postapokaliptyczna produkcja wraca. "Realistyczny obraz katastrofy"