Richard Kiel: Historia najsłynniejszego z przeciwników 007
28.08.2014 | aktual.: 22.03.2017 17:44
Przekonajcie się co słychać u pamiętnego "Buźki"
Recenzenci „Skyfall”, 23. oficjalnej odsłony przygód Agenta 007, nie kryją zachwytu kreacją Javiera Bardema, nazywając go jednym z najlepszych dotychczasowych wrogów Jamesa Bonda. Na pewno jest w tym trochę prawdy. Jednak, choć mąż Penelopy Cruz jest wyśmienitym aktorem, nigdy nie dorówna legendarnemu „Buźce”!
Ponad dwumetrowy dryblas o metalowych szczękach zdolnych przegryźć metalową linę grubości kilku centymetrów, mimo że pojawił się w „Bondzie” ponad 30 lat temu, nadal cieszy się niesłabnącą popularnością wśród fanów serii.
Kim jest aktor, który się w niego wcielił? Poznajcie historię Richarda Kiela, wielkiego faceta o gołębim sercu.
Tak zwrócił na siebie uwagę
Urodzony w 1939 roku gigant z Detroit zanim został jednym z najsłynniejszych aktorów charakterystycznych, imał się różnych zajęć.
Richard Kiel pracował m.in. jako ochroniarz w nocnym klubie, sprzedawca kwater na cmentarzu, a nawet korepetytor matematyki w szkole wieczorowej w kalifornijskim Burbank.
Po raz pierwszy zadebiutował na małym ekranie w 1960 roku w popularnym serialu NBC zatytułowanym „Laramie”. Choć jego rola w westernie sprowadzała się do błahego epizodu, Kiel zwrócił na siebie uwagę producentów.
Imponujący wzrost
Szybko okazało się, że mierzący ponad 217 cm wzrostu dwudziestokilkulatek ma warunki, aby swoim wyglądam podbić kino. Oczywiście nie chodziło wtedy o filmy z Agentem 007, bo na takie propozycje aktor musiał jeszcze trochę poczekać.
Richard Kiel na początku swojej kariery był skazany na granie w niskobudżetowych horrorach i filmach science fiction. Na dużym ekranie zadebiutował w 1961 roku jako Solarite – pokraczne monstrum z filmu „The Phantom Planet”.
Rok później pojawił się w tytułowej roli w taniej produkcji zatytułowanej „Eegah”. Tym razem aktor zagrał wściekłego jaskiniowca, który zakochuje się w nastolatce i sieje zniszczenie w pobliskim miasteczku.
Wielki dziwoląg w Bondzie
Aż do roku 1977 roku i przełomowej roli w „Szpiegu, który mnie kochał” Kiel musiał zadowalać się epizodycznymi rolami dryblasów, często nie wymienianymi w napisach końcowych .
Wszystko zmieniło się wraz z telefonem od agenta aktora, który umówił go na lunch z producentem filmów o Jamesie Bondzie. Okazało się, że w kolejnej odsłonie serii pojawi się wielki zabójca, który zamiast zębów ma mieć żelazne szczęki.
Kolejna rola wielkiego dziwoląga niezbyt przypadła mu do gustu, jednak Kiel od zawsze był miłośnikiem serii o Jamesie Bondzie, więc zgodził się bez gadania.
Niewiarygodny sukces
Kreacja Kiela w „Szpiegu, który mnie kochał” okazała się niewiarygodnym wręcz sukcesem. Wielkolud wyposażony w potężne szczęki zdolne rozszarpać każdego i przegryźć metal do dziś uznawany jest za jednego z najlepszych przeciwników, z jakimi 007 musiał się zmierzyć.
Ku radości fanów „Buźki” (lub, jak kto woli, „Szczęk”) Kiel powrócił dwa lata później w „Moonrakerze”, aby ponownie prześladować Rogera Moora i kolejną partnerującą mu piękność – tym razem padło na boską Lois Chiles.
W swojej biografii wydanej w 2002 roku aktor wspomina, że jedna ze scen sprawiła mu spore trudności. Przeszkodą okazał się lęk wysokości. Koniec końców producenci zdecydowali się na ujęcia z dublerem, ponieważ Kiel kategorycznie odmówił wzięcia udziału w sekwencjach kręconych w kolejce linowej.
Doczekał się kilku fanklubów
Rola przeciwnika Jamesa Bonda przyniosła Richardowi Kielowi rozgłos na jaki czekał od kilkunastu lat. Aktor doczekał się kilku fanklubów, był częstym gościem programów telewizyjnych i radiowych.
Popularność przełożyła się na kolejne oferty ról. Mierzący ponad 217 cm dryblas pojawił się m.in. w „Komandosach z Navarony”, komedio-horrorze „Hysterical” oraz niesławnej włoskiej podróbce „Gwiezdnych wojen” zatytułowanej „Humanoid”. Jak nietrudno się domyślić, Kielowi przypadła w udziale tytułowa rola…
Mało brakowało, a Kiel zostałby również odtwórcą Hulka w serialu telewizyjnym. Niestety, po nakręceniu odcinka testowego twórcy doszli do wniosku, że aktor nie jest wystarczająco umięśniony i zbyt wysoki.
Współpracował z Adamem Sandlerem
Od końca lat 80. Richard Kiel* coraz rzadziej pojawiał się na ekranach*, grywając przeważnie raz na kilka lat.
W 1991 roku aktor dał się poznać jako scenarzysta i producent filmu familijnego ”The Giant of Thunder Mountain”, a pięć lat później wystąpił u boku Adama Sandlera w komedii „Farciarz Gilmore”.
Dwa lata temu Kiel powrócił na ekrany. Widzowie mogli go usłyszeć w bijącej rekordy popularności animacji Disneya pt. „Zaplątani”.
Wypadek samochodowy
We wrześniu tego roku Richard Kiel skończył 73 lata. Wskutek obrażeń, jakie odniósł w wypadku samochodowym z 1992 roku, aktor cierpi na problemy z równowagą. Dlatego zmuszony jest do poruszania się na wózku elektrycznym.
Prywatnie aktor jest uroczym starszym panem, który z prawdziwą przyjemnością odwiedza konwenty, opowiada o pracy na planie „Bondów” oraz cierpliwie pozuje do zdjęć z fanami.
Mówi o sobie, że jest nowonarodzonym chrześcijaninem. Na swojej oficjalnej stronie internetowej aktor napisał, że wiara pomogła mu zwalczyć alkoholizm i stać się lepszym człowiekiem.
Jeśli wierzyć zapowiedziom, w przyszłym roku aktor być może pojawi się w obsadzie komedii romantycznej „The Engagement Ring” w reżyserii Gary’ego T. Smitha. (gk/mf/mn)