Roman Wilhelmi: Do końca nie przyjmował do wiadomości, że jest śmiertelnie chory
Łaknął akceptacji jak tlenu
Depresyjny i wręcz płaczliwy w domu, kiedy przekraczał mury teatru, z miejsca programował się na sukces. A gdy wchodził na scenę, już po chwili wygrywała w nim spontaniczna energia.
- Depresyjny i wręcz płaczliwy w domu, kiedy przekraczał mury teatru, z miejsca programował się na sukces. A gdy wchodził na scenę, już po chwili wygrywała w nim spontaniczna energia – pisze we wstępie do wydanej właśnie książki „Roman Wilhelmi. Biografia” Marcin Rychcik.
Szastający forsą, cyniczny bon vivant, nałogowy kobieciarz, awanturnik i ograniczony intelektualnie macho? Czy popadający w histerię i jak tlenu łaknący akceptacji, wiecznie wątpiący w siebie geniusz?
O skomplikowanej, pełniej sprzeczności naturze jednego z najwybitniejszych artystów w dziejach polskiego teatru i kina pisze w swojej bogato ilustrowanej książce Marcin Rychcik, prywatnie również aktor.
Dzięki wręcz fanatycznej determinacji udało mu się dotrzeć do najbliższych Romana Wilhelmiego, zebrać wspomnienia jego współpracowników oraz przyjaciół i wykreować fascynujący obraz artysty, jakiego nikomu nie udało się do tej pory stworzyć.