Zabrała rolę modelce "Playboya". Po "Masce" została wielką gwiazdą
26 grudnia 1994 roku na ekrany polskich kin wszedł film, który od momentu amerykańskiej premiery zarobił fortunę, rozbawił widzów w wielu zakątkach globu. Dziś "Maska", z niezapomnianą rolą Jima Carreya, to jeden z symboli kina lat 90. i klasyka komedii. Obraz był także trampoliną do kariery dla Cameron Diaz. Jak dostała angaż?
Zaczęło się od jednego rysunku. Z czasem seria komiksów "Maska", stworzona przez Mike'a Richardsona na początku lat 80., ewoluowała w komiksowy horror, który po raz pierwszy zaprezentowano w antologii "Dark Horse Presents" w 1987 roku.
Główny bohater, pierwotnie znany jako "Big Head", pojawił się ponownie w antologii "Mayhem". Tam niejaki Stanley Ipkiss, nieśmiały urzędnik bankowy, odkrywa magiczną maskę, która daje mu niezwykłe moce, ale także budzi w nim skłonności do przemocy i szaleństwa. Ta transformacja z łagodnej jednostki w brutalnego antybohatera spodobała się fanom komiksów. Przedstawiona w komiksie mieszanka kreskówkowej przemocy i humoru rezonowała z kinowymi trendami przełomu lat 80. i 90., nic więc dziwnego, że "Maska" przyciągnęła uwagę Hollywood.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Scenariusz ekranizacji mieli przygotować Mike Werb, Mark Verheiden i Michael Fallon. Reżyserię powierzono Chuckowi Russellowi, który w swoim portfolio miał między innymi "Koszmar z ulicy Wiązów III: Wojownicy snów" i nie chciał robić kolejnego horroru. Z "Maski" postanowił wydobyć przede wszystkim humor. Mroczny i krwawy materiał przekształcono więc w komedię, podkreślając motywy takie jak odkrywanie siebie i dwoistość ludzkiej natury. Wprowadzono też niezwykle sympatyczną postać – psa o imieniu Milo, który stał się jednym z najbarwniejszych bohaterów i wpłynął na popularnośść rasy Jack Russell terrier.
Twórcy filmu czerpali inspirację z dokonań znanych animatorów, zwłaszcza Texa Avery’ego (to on stworzył między innymi Królika Bugsa czy Kaczora Daffy’ego), aby osiągnąć unikalną estetykę, która znacznie różniła się od oryginalnego tonu komiksu.
Casting – start!
Chuck Russell potrzebował nie tylko zabawnego scenariusza i speców od efektów specjalnych (o tym za chwilę), ale też utalentowanego aktora, który byłby wiarygodny jako (zbyt) miły facet, któremu kobiety łamią serca i którego szef ma za nic, ale też jako szalony gość o zielonej twarzy, trochę przypominający Jokera, a trochę Diabła Tasmańskiego. Któż mógłby podołać? Reżyser zwrócił uwagę na kanadyjskiego komika, od paru lat próbującego szczęścia w Hollywood.
Jim Carrey zaczynał przygodę z komedią jako stand-uper w Toronto. Był błyskotliwy, miał plastyczną twarz, ciało i głos – mógł naśladować każdego i zagrać wszystko. W Los Angeles nie od razu odniósł sukces, jednak z czasem zaczął pojawiać się w programach telewizyjnych, potem dostawał role w lepszych i gorszych filmach. Russell kojarzył Carreya z komediowego show "In Living Color", widział też występ Jima w klubie The Comedy Store. Jego zdaniem ten nadzwyczajnie utalentowany człowiek był wręcz stworzony do roli Stanleya Ipkissa aka Maski. Reżyser musiał jednak przekonać producentów, a ci początkowo sceptycznie podchodzili do zaangażowania aktora, którego nazwisko niewiele im mówiło. Rick Moranis, Robin Williams – to były nazwiska, jakie przyciągnęłyby do kin tłumy. Russell zapewniał, że żaden z hollywoodzkich gwiazdorów nie zaprezentowałby na ekranie takiego połączenia dobroduszności i kreskówkowego szaleństwa, jakie miało być siłą napędową filmu. Producenci skapitulowali, a Jim Carrey dostał rolę.
Jeszcze przed premierą "Maski", zaplanowaną na lipiec 1994 roku, w kwietniu na ekrany kin wszedł film "Ace Ventura: Psi detektyw" z Jimem w roli ekscentrycznego tytułowego bohatera. Komedia ta nie zachwyciła krytyków, ale Carrey z dnia na dzień stał się ulubieńcem widzów i prawdziwą gwiazdą. Gdy latem zaprezentowano "Maskę", tłumy ruszyły po bilety, a film Russella odniósł ogromny sukces – było to zasługą Jima Carreya, pod wieloma względami.
W komiksie i w filmie Ipkiss wzdycha do ponętnej piosenkarki, Tiny Carlyle. Russell wspominał, że znalezienie odpowiedniej aktorki do tej roli było nie lada wyzwaniem. Panna Carlyle miała być seksowna, ale jednocześnie urocza. Reżyser chciał, by miała w sobie coś z Marilyn Monroe czy Jessiki Rabbit. Poważnie rozważał powierzenie roli Anne Nicole Smith, znanej z sesji dla "Playboya". Gdy przeglądał zdjęcia dziewcząt, które zgłosiły się na casting, jedna fotografia zwróciła jego uwagę. Nazwisko "Cameron Diaz" nic mu nie mówiło – bo co mogło mówić, skoro młodziutka modelka nie miała doświadczenia aktorskiego? Tak czy inaczej, postanowił się z nią spotkać.
Diaz aż osiem razy przychodziła na przesłuchania. Spotkała Jima Carreya i okazało się, że całkiem dobrze się dogadywali, była między nimi chemia, która zauroczyła Russella i mogłaby zauroczyć widzów. Mając świadomość pewnych braków, Diaz wzięła lekcje aktorstwa i tańca, aby sprostać wyzwaniom. Jej gotowość do ciężkiej pracy była godna podziwu i bardzo ułatwiła reżyserowi przekonanie producentów, że Cameron była odpowiednią kandydatką do roli Tiny. O naturalnym wdzięku i sex appealu nie trzeba było nikogo przekonywać.
Coś nowego
Film Chucka Russella był przełomowy pod wieloma względami, także dzięki efektom specjalnym i animacji. Łączył techniki komputerowe z tradycyjnym filmowaniem. Russell czerpał inspirację z klasycznych kreskówek, szczególnie ze "Zwariowanych melodii" Warner Brothers, dzięki czemu film był pełen zabawnych niespodzianek. "Maska" to jeden z pierwszych filmów komediowych, w których zastosowano efekty komputerowe (CGI) na dużą skalę. Studio Industrial Light & Magic (ILM), założone przez George'a Lucasa i będące hollywoodzkim pionierem w dziedzinie efektów wizualnych, stworzyło na potrzeby "Maski" wiele trików, łącząc animację 3D z nagranymi scenami. W przeciwieństwie do wcześniejszych filmów, które używały animacji 2D (jak "Kto wrobił Królika Rogera?" z 1988 roku), tutaj kluczowe było zaawansowane renderowanie i precyzyjne dopasowania efektów do ruchu kamery.
Russella interesowała także interakcja aktorów z techniką. Dla Jima Carreya było to wyzwanie – wiele scen wymagało od niego intuicyjnego dopasowania mimiki do jeszcze niewidocznych dla niego efektów cyfrowych. Skoro o mimice mowa, warto wspomnieć, że charakteryzatorzy zrezygnowali z gumowej maski na rzecz warstwy silikonu (kilka godzin charakteryzacji co rano), by pokazać zdolności mimiczne Jima. Połączenie jego talentu z nowatorskimi technikami stworzyło wiele kultowych scen (jak metamorfoza Stanleya w Maskę) i uczyniło komedię Chucka Russella oryginalną.
Fenomen
Film nie tylko zarobił ponad 300 milionów dolarów, uczynił z Jima Carreya najpopularniejszego komika w Hollywood, przyniósł szczęście Cameron Diaz, ale też stał się kulturowym fenomenem. Powstał też serial animowany, odcinający kupony od sukcesu filmu.
Scott Squires, Steve 'Spaz' Williams, Tom Bertino i Jon Farhat zostali nominowani do Oscara za efekty specjalne ("Maska" przegrała z "Forrestem Gumpem"), a Jim Carrey został nominowany do Złotego Globa (przegrał z Hugh Grantem, ale kilka lat później dostał nagrodę dwa razy z rzędu: za "Truman Show" i "Człowieka z księżyca").
Nowatorskie jak na lata 90. efekty specjalne, inteligentne połączenie elementów kina gangsterskiego z komedią romantyczną, musicalem (ciekawostka: Jim Carrey zaśpiewał tu "Cuban Pete" – szlagier znany z sitcomu "I love Lucy") i szalonymi kreskówkami stworzyły niezwykły klimat i sprawiły, że w 1994 roku "Maska" była kinowym hitem, a dziś pozostaje kultową komedią i symbolem beztroskiej dekady, do której wielu z nas ma sentyment. Jest i przesłanie – dla każdego inne, ale zawsze krzepiące. Poza tym mamy tu Jima Carreya w szczytowej formie, możemy podziwiać jego komediowy geniusz, talent wokalny i taneczny. Mistrzostwo.