"San Andreas": Wspaniała katastrofa [RECENZJA BLU‑RAY]
Mistrzowie gatunku – John Guillermin („Płonący wieżowiec”) czy Mark Robson („Trzęsienie ziemi”) – z pewnością byliby dumni. Brad Peyton, do tej pory znany jako niezbyt utalentowany reżyser kina familijnego, nakręcił jedno z najbardziej wystawnych widowisko katastroficznych ostatnich lat. W jego *"San Andreas" znalazło się miejsce zarówno na kapitalne sceny destrukcji, humor oraz spajający wszystko nienachlany wątek obyczajowy.*
13.10.2015 13:55
Oczywiście Peytonowi można zarzucić fabularne chodzenie na skróty czy zalatujący nachalnym patosem finał. Jednak byłoby to nie do końca fair, wszak wszystko dzieje się tu w ramach pewnej konwencji. To zresztą niuanse, o których szybko zapomnicie, bowiem twórcy poszli na całość, tworząc jedno z najbardziej spektakularnych widowisk w dziejach gatunku.
Perfekcyjnie zrealizowane „San Andreas” jest dowodem, że staromodne efekty specjalne i użyte z głową CGI mogą dać fantastyczny rezultat, a trwające kilka minut, rozchwiane ujęcia jeszcze bardziej uwypuklają ich realizm. Warto zwrócić przy tym uwagę, że katastrofa, choć kardynalna w kontekście całego filmu, jest tu tak naprawdę tłem dla zmagań bohaterów – ludzkich, wzbudzających sympatię i co ważne – pierwszorzędnie obsadzonych.
Ocena: 7/10
Wydanie Blu-ray:
Wszyscy ci, którzy mieli już wcześniej do czynienia z DVD lub Blu-ray wydanymi nakładem Galapagos, wiedzą, że dystrybutor lubi rozpieszczać miłośników dodatków. Tak jest i tym razem. Do rąk dostajemy dwupłytowe combo (wersja 2 i 3D w niebieskim amarayu) wyładowane po brzegi materiałami należycie uzupełniającymi film. Na płycie z „San Andreas” znajdziecie:
- San Andreas: Prawdziwa linia uskoku: To trwający ponad sześć minut reportaż poświęcony powstawaniu filmu. Możemy prześledzić m.in. kręcenie sceny w restauracji z udziałem Carli Gugino, czyli filmowej Emmy, czy przekonać się na własne oczy, że gros efektów specjalnych nie jest dziełem komputera. Materiał może nie jest specjalnie długi, ale daje wystarczający ogląd na kolosalny rozmach produkcji i dążenie twórców do oddania jak największego realizmu.
- Dwayne Johnson na ratunek: Czyli ponownie making of, choć tym razem wypowiedzi twórców i ekipy (reżyser, scenarzysta, producenci itp.) bardziej skupione są na „Bestii z Samoa” i odtwarzanej przez niego postaci. Całość trwa nieco powyżej dziewięciu minut.
Scoring the Quake: Liczący ponad sześć minut dokument poświęcony komponowaniu muzyki do filmu autorstwa Andrew Lockingtona (m.in. „Percy Jackson: Morze potworów”).
- Skala trzęsienia: komentarz reżysera Brada Paytona: Gratka dla wszystkich tych, którzy chcą jeszcze dokładnie poznać kulisy i okoliczności powstania „San Andreas”.
- Sceny niewykorzystane: Czyli dziewięć scen, które ostatecznie nie znalazły się w filmie (cztery i pół minuty). Możecie obejrzeć je również z komentarzem Peytona.
- Gagi z planu: Około półtorej minuty wygłupów zarejestrowanych podczas kręcenia i przerw na planie.
- Kaskaderskie sceny akcji: Oto najlepsze fragmenty zarejestrowane podczas kręcenia niebezpiecznych ujęć w formie prawie trzyminutowego teledysku.
Ocena: 9/10