"Szalony kicz". Operator "Gladiatora" zdradza tajemnice kręcenia filmu
- Poszliśmy na całość. Ta scena jest po prostu absurdalna i przesadzona. To Las Vegas, to szalony kicz - o kulisach kręcenia pierwszego i drugiego "Gladiatora" opowiada WP John Mathieson, operator obu produkcji.
Magda Drozdek, Wirtualna Polska: Co znaczy dla ciebie pierwszy "Gladiator"?
John Mathieson: To był mój siódmy film w karierze, ale pierwszy tak ogromny. Kiedy kończyliśmy zdjęcia, nie miałem pojęcia, że stanie się kultowy. Uważałem, że zrobiliśmy kilka niezłych scen, ale ani ja, ani chyba nikt z ekipy nie spodziewał się, że to będzie taki hit. Nie miałem jeszcze doświadczenia z produkcją na taką skalę. A jednak się udało. Nawet po 24 latach zdarza mi się obejrzeć "Gladiatora" w jakimś małym hoteliku z telewizorem na taniej plastikowej komodzie. Wychodzę spod prysznica, siadam na krawędzi łóżka i po prostu oglądam.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Tak go lubisz?
Trudno ocenić film, który się zrobiło. Film jest jak zwierzę, któremu próbujesz mówić, w którą stronę ma iść, a i tak działa po swojemu. Starasz się trzymać go na smyczy, ale nie przewidzisz jego zachowania.
Russell Crowe udziela wywiadów i opowiada wciąż nowe ciekawostki z planu. Masz swoją ulubioną anegdotę z czasów kręcenia?
Russell Crowe jest świetny we wszystkim i uwielbiał zakładać się o różne rzeczy. Pamiętam, jak graliśmy w rzucanie papierowymi kubkami do kosza na śmieci. Grał przeciwko rekwizytorowi Mickey’emu Wilsonowi, który miał w tym doświadczenie. Russell nie wiedział, że Mickey zwerbował człowieka od efektów specjalnych z wiatrakiem, który cicho przesuwał kubek w powietrzu. Russell śmiał się, kiedy to odkrył.
Były też historie, których nie mogę opowiedzieć. O tym, co działo się pod Koloseum ze statystami... To było naprawdę dekadenckie. Widziałaś "Anorę"? To mniej więcej tak to wyglądało.
Nakręciłeś sceny, które dziś są kultowe. Weźmy choćby moment, w którym Maximus przesuwa dłonią po źdźbłach trawy.
To był dubler, który chodził po polu zboża, wykonując ten charakterystyczny gest ręką. Russell pojechał w trasę ze swoim zespołem, a my zostaliśmy z kaskaderem. Próbowałem go wtajemniczyć, że tak powiem, w rzemiosło. Mówię mu: "Wracasz do domu, mijasz wzgórze i tam niedaleko jest twoje gospodarstwo, twój syn i żona. Jest pięknie. Czekają na ciebie". A on zaczął robić tę rzecz z ręką. To ładny obrazek. Ridley uwielbiał takie, bo wywodził się z reklamy. Kręcił krótkie formy do reklam i wiedział, jak przyciągnąć wzrok widzów. Mówię ci, gdyby tam był Russell, to wszyscy skupiliby się na jego twarzy i nie byłoby takiego efektu. A kojarzysz moment, w którym Maximus przechodzi przez drzwi w zaświaty? Tam na ekranie widać moją rękę, nie Russella.
Skoro mowa o kultowych scenach, to jest też jeszcze legenda o nosorożcu, który podobno miał pojawić się w "Gladiatorze", ale nie było na to pieniędzy.
To prawda, budżet nas ograniczał nawet przy kręceniu scen walki. Scena bitwy z Germanią miała kosztować nas maksymalnie 100 mln dolarów, a cały czas wychodziło nam więcej. Wiesz, prawdziwa, porządna bitwa z kaskaderami jest bardzo kosztowna. Walkę dwóch głównych aktorów da się nakręcić w godzinę, ale muszą ćwiczyć przez dwa tygodnie, żeby dokładnie opanować ruchy, żeby się nie poranili. Trzeba więc było sięgnąć po abstrakcję. Martwe konie po bitwie, jakiś dym, wiewiórki leżące wokół ze strzałami w ciałach i Russell Crowe maszerujący wśród tej pożogi. Więc tym bardziej nie było pieniędzy na to, żeby stworzyć nosorożca do jednej sceny. Nawet w pewnym momencie nie zamierzali go budować, tylko sprowadzić prawdziwego.
Po dwóch dekadach scena z nosorożcem w końcu jest.
Zbudowali nosorożca, który napędzany był silnikami jak w samochodach elektrycznych. Mógł się normalnie poruszać, patrzyć na ciebie, mrugać czy parskać. Taki poziom animatroniki nie istniał w 2000 r. Można było kręcić naszego nosorożca od pasa w górę, bo miał gumowe koła. W szerokich ujęciach wykorzystaliśmy efekty specjalne. I tym sposobem mieliśmy prawdziwego człowieka na nie do końca prawdziwym nosorożcu.
A jak rekiny trafiły do Koloseum?
Myślałem, że może lepsze byłyby węże albo krokodyle, bo chyba Rzymianom w tamtych czasach łatwiej byłoby je złapać, prawda? Nie obchodzi mnie to, poszliśmy na całość. Ta scena jest po prostu absurdalna i przesadzona. To Las Vegas, to szalony kicz. Wszyscy gladiatorzy mają te eleganckie stroje, publiczność zajada się winogronami i pije wino. Prawdziwy Liberace na planie. To moja ulubiona scena w filmie. Czułem się tak, jakbym nagrywał koncert zespołu rockowego.
Rekiny, rekinami, ale to Denzel Washington kradnie całe show.
Nigdy nie wiedzieliśmy, co on zamierza zrobić. Nie sądzę, żeby nawet Denzel wiedział. Nie chciał, żebyśmy na planie zwracali się do niego po imieniu. Prosił, żeby nazywać go Macrinusem. Tak się w niego wczuwał. Jego postać jest znakomitym obserwatorem. Żałuję, że ten film nie wszedł do kin przed amerykańskimi wyborami na prezydenta.
Dlaczego?
Amerykanie zobaczyliby człowieka, który jest poza wszelką kontrolą. Może jako filmowcy nie powinniśmy takich rzeczy mówić, ale jaki jest sens naszego życia na planecie, która jest kontrolowana przez dyktatorów? "Gladiator II" nie jest tylko o walce w Koloseum. Jest o grze o władzę, o korupcji, o niszczeniu Senatu, o dyktatorach kontrolujących społeczeństwo przez strach i przekupstwo. Może być odniesieniem do prawdziwej rzeczywistości, w której pojawia się coraz więcej dyktatorów. Wystarczy spojrzeć za waszą wschodnią granicę.
Czy jesteś dumny z kontynuacji "Gladiatora"?
Tak, zdecydowanie. To zawsze ryzyko robić kontynuację, zwłaszcza gdy pierwszy film stał się ikoną. Wszyscy główni bohaterowie umarli w pierwszej części – Maximus, Kommodus, Marek Aureliusz. Ale myślę, że udało się stworzyć coś świeżego. Scenariusz jest sprytnie napisany, a film pełen niespodzianek.
Byłbyś zainteresowany udziałem w trzecim filmie?
Nie, to już nie dla mnie. Może krążą plotki, ale nie znam planów Ridley’a, Ma teraz inne projekty do ukończenia. Ale nigdy nie wiadomo, co przyniesie czas.
W najnowszym odcinku podcastu "Clickbait" opowiadamy o skandalu z "Konklawe", omawiamy porażających "Łowców skór" na Max i wyliczamy, co poszło nie tak z głośnym "Sprostowaniem". Znajdź nas na Spotify, Apple Podcasts, YouTube, w Audiotece czy Open FM. Możesz też posłuchać poniżej: