Szybko i wściekle
Fot. Imperial CinePix
Z filmem Davida Sorena jest trochę jak z jego bohaterem, ślimakiem o nadludzkiej (nadślimaczej?) prędkości – rozkręca się powoli, ale gdy już nabierze rozpędu, trudno go zatrzymać. Co ciekawe, nowa animacja studia DreamWorks tym razem nie próbuje ścigać się z tytułami Pixara, stawiając na to, co – poczynając od „Shreka” – wychodziło jej najlepiej: czyli flirt z hollywoodzką popkulturą. W *„Turbo” znajdziemy więc sporo odniesień do kina samochodowego i… superbohaterskiego.*
Tytułowy bohater, niepozorny winniczek z wielkimi ambicjami, marzy o… wyścigach Formuły 1. I jak to w bajkach o niepoprawnych marzycielach bywa – jego życzenie w końcu się spełni. Zanim to jednak nastąpi, będzie musiał przebyć obowiązkową drogę od „zera do superbohatera”. Zupełnie jak Spider-man, który zrządzeniem losu zyskuje nadnaturalne zdolności.
„Turbo” to dzieło debiutanta. Soren pracował wcześniej przy tak znanych produkcjach DreamWorks, jak „Rybki z ferajny”, „Skok przez płot” czy „Jak wytresować smoka”, ale za kamerą dotąd nie stawał. Angaż przy „Turbo” dostał niejako w nagrodę. Gdy szefostwo studia ogłosiło wewnętrzny konkurs na jednostronicowy pomysł na film, jego wizja „Szybkich i wściekłych”, ze ślimakami zamiast ludźmi, spodobało się do tego stopnia, że natychmiast dostał zielone światło. I 135 milionów dolarów budżetu.
Fot. Imperial CinePix
Ten spożytkowano na dwa sposoby. Pierwszego nie będzie dane nam poznać, bo głosy zaproszonych do udziału gwiazd (m.in. Ryan Reynolds, Paul Giamatti, Snoop Dogg czy Samuel L. Jackson) skutecznie pokrywa polski dubbing. Ten jest zaś taki, jak zwykle – spodoba się dzieciakom, ale dorośli raz po raz zatęsknią za oryginalnym podkładem.
Ale już warstwa wizualna, niezwykle w tym przypadku istotna, potrafi zawrócić w głowie. Sceny pościgów zrealizowane są pomysłowo, ale i na najwyższych obrotach – choć to „tylko” animacja, a nie kolejny „szybko-wściekły” film z Vinem Dieslem i Paulem Walkerem, sceny pościgów skutecznie wciskają w fotel.
Można oczywiście narzekać, że – jak to w DreamWorks bywa – rozwój bohatera do najbardziej oryginalnych nie należy, a fabuła składa się z przetrawionych przez kino gatunkowe klisz, ale przecież to film o ścigających się ślimakach! Jeśli z jakiegoś powodu znaleźliście się na kinowej sali, to dobrze wiecie czego oczekiwać – kilku wzruszeń, garści gagów i gatunkowej żonglerki w klasycznym Hollywoodzkim wydaniu!