"The Devil Next Door". Najokrutniejszy człowiek w dziejach. Kim był John Demianiuk?
Mateusz Morawiecki zarzuca Netfliksowi przekłamanie w serialu dokumentalnym "The Devil Next Door" (w polskim tłumaczeniu: "Ivan Groźny z Treblinki") opowiadającym o nazistowskim zbrodniarzu. Ma rację. Ale i tak to najlepsza rzecz, jaka trafiła na platformę w tym roku.
Kontrowersje dotyczą pojawienia się współczesnej mapy Polski, na której zaznaczono nazistowskie obozy. Kłopot w tym, że nie wspomniano, iż w tamtym czasie tereny te były pod niemiecką okupacją. A kraj nie istniał jako niepodległe państwo.
To zresztą niejedyne wpadki twórców 5-odcinkowego dokumentu, jeśli chodzi o fakty historyczno-geograficzne. Szerzej pisze o tym Marcin Makowski. Sprawa nabiera już zasięgu międzynarodowego. Piszą o niej m.in. IndieWire, "The New York Times", "The Daily Telegraph" czy "The Hollywood Reporter".
Jednak wszystkim umyka podstawowy fakt. "Ivan Groźny z Treblinki" to wciąż trzymająca za gardło, autentyczna i wstrząsająca historia. Świetnie zrealizowana produkcja i prawdopodobnie najlepsza rzecz, jaka wylądowała na Netfliksie w tym roku.
John Demianiuk chodził do kościoła, był przykładnym pracownikiem, mężem, ojcem, dziadkiem. Aż pewnego dnia okazało się, że być może nie jest tym, za kogo się podaje. Kim był? Niesłusznie zaszczutym emigrantem? Czy "Iwanem Groźnym" - potworem z Treblinki, który ucinał Żydówkom piersi i z rozkoszą wpychał dzieci do komór gazowych?
Sadysta z Treblinki
Iwan Demianiuk trafia do USA w 1952 r. 6 lat później uzyskuje obywatelstwo i zmienia imię na John. Ma żonę, trójkę dzieci, przez 30 lat pracuje w fabryce Forda. Rodzina ma dom niedaleko Cleveland.
Sielankę burzą rewelacje dziennikarza Michaela Hanusiaka. W 1975 r. publikuje on listę ukraińskich emigrantów mających w czasie wojny współpracować z nazistami. Wśród nich figuruje Demianiuk.
Rozpoczyna się śledztwo, w którym ocalali z Holocaustu wskazują go jako "Iwana Groźnego". Sadystę obsługującego komory gazowe w Treblince, słynącego z niewyobrażalnego okrucieństwa. Dowodem ma być legitymacja z obozu szkoleniowego SS w Trawnikach. Na zdjęciu jest uderzająco podobny młody mężczyzna.
W USA nie można go sądzić. Jedyny sposób to deportacja. Demianiukowi zostaje odebrane obywatelstwo.
- Zwróciłem się wtedy do ministra sprawiedliwości, aby Izrael zażądał od USA wydania nam Johna Demianiuka, żebyśmy mogli postawić go przed sądem - mówi Wirtualnej Polsce Szewach Weiss, ówczesny wiceprzewodniczący Knesetu.
W 1983 r. Izrael występuje o ekstradycję. Proces startuje w listopadzie 1986 r. I budzi sensację.
Drugi Eichmann
Do Jerozolimy przylatują reporterzy z całego świata. W radiu i telewizji nie mówi się o niczym innym. Izraelczycy widzą w Demianiuku drugiego Adolfa Eichmanna, który w takim samym procesie został skazany na śmierć w 1962 r.
Jednym z obrońców zostaje izraelski prawnik Yoram Sheftel. Nikomu nie mieści się to w głowie.
- Nienawidzili mnie bardziej niż mojego klienta - śmieje się Sheftel.
Sheftel przyjmuje propozycję reprezentowania Demianiuka, bo nie wierzy, że to Iwan Groźny. Uważa, że obrona ma bardzo słabe dowody. Jego zdaniem legitymacja i zdjęcie pochodzące z archiwów KGB to fałszywki.
Matka Sheftela nazywa go zdrajcą, ktoś obleje go kwasem. Ale on i tak powie później, że była to najlepsza decyzja, jaką podjął w życiu. Zyskał rozgłos, pieniądze, napisał o sprawie książkę. I do dziś uważa, że miał rację.
"Chcę do mamusi"
W procesie zeznają ocaleni z Treblinki. To najbardziej wstrząsające momenty "Ivana Groźnego z Treblinki". Na autentycznych nagraniach z sali sądowej zarejestrowano m.in. zeznania Pinchasa Epsteina.
Urodzony w Częstochowie mężczyzna opowiada, jak "Iwan Groźny" maltretował więźniów metalową pałką, okaleczał mieczem, dźgał ciężarne kobiety nożem. Wszystko chwilę przed wepchnięciem ich do komory gazowej.
Epstein przytacza też scenę, gdzie cudem ocalała dziewczynka krzyczy po polsku "Chcę do mamusi". Chwilę później kończy zastrzelona w dole pełnym trupów. Kiedy padają te słowa, salę sądową rozsadzają emocje. Słychać szloch, ktoś krzyczy: "morderca!".
Świadek wskazuje na Demianiuka i mówi, że to kat z Treblinki, który śni mu się od 40 lat. Wtórują mu inni ocaleni. Ale twarz oskarżonego jest niewzruszona. Uparcie utrzymuje, że to pomyłka. O jego niewinności cały czas przekonani są rodzina i bliscy.
Szewach Weiss:
- Na procesie siedziałem obok jego 19-letniego syna. Myślałem: "Boże, jaki ten świat dziwny. Ja, dziecko Holocaustu uratowane przez Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata, mogłem być ofiarą jego ojca. Z jednej strony było to surrealistyczne. Z drugiej byłem dumny, że stworzyliśmy demokratyczne państwo, w którym sąd i prawo są tak ważne.
Choć Sheftel poddaje w wątpliwość pamięć ocalałych z Zagłady, w kwietniu 1988 r. Demianiuk zostaje uznany winnym i skazany na śmierć. Ale radość w Izraelu jest przedwczesna.
28 tys. zarzutów
Demianiuk spędza w celi śmierci 5 lat. Tapetuje ją pocztówkami, które spływają z całego świata. Są to wyrazy solidarności od ludzi, którzy nie wierzą w jego winę.
W międzyczasie KGB otwiera archiwa.To tam znajdują się zeznania innych ukraińskich wachmanów z Treblinki. Wskazali oni, że "Iwanem Groźnym" był różniący się od Demianiuka wyglądem Iwan Marchenko.
Mimo że oskarżony ma tatuaż z grupą krwi, charakterystyczny dla SS, a w podaniu o amerykańskie obywatelstwo w rubryce "Nazwisko matki" wpisał właśnie Marchenko, w 1993 r. zostaje oczyszczony z zarzutów. Jego prawnik triumfuje.Tym razem, jak zauważają w serialu oskarżyciele i ludzie przyglądający się procesowi, Shaftelowi nie przeszkadza źródło dowodów.
Szewach Weiss:
- W głębi duszy byłem wściekły na Yorama Sheftela, ale nie mogłem go krytykować, bo on wygrał proces. Rozumiałem, że najwyższą wartością w Izraelu jest sprawiedliwy sąd.
Sprawa na tym się nie kończy. Choć Demianiuk odzyskuje obywatelstwo amerykańskie w 1998 r., to traci je ponownie 3 lata później. Nowe dowody wskazują, że choć może nie był "Iwanem Groźnym", to pracował w obozach w Sobiborze, Majdanku i niemieckim Flossenbürgu.
Amerykańcy oskarżyciele chcą jego deportacji do Niemiec, ale Demianiuk zasłania się kiepskim staniem zdrowia. Sąd przekonują dopiero nagrania z ukrycia, na których mężczyzna porusza się o własnych siłach i wstaje z wózka inwalidzkiego.
Demianiuk zostaje przetransportowany do Monachium, gdzie prokuratura stawia mu blisko 28 tys. zarzutów asystowania w morderstwach. Proces rusza w listopadzie 2009 r. Oskarżony gra do końca. Udaje chorego, na rozprawie nie otwiera oczu.
12 maja 2011 r. zostaje uznany winnym i skazany na 5 lat więzienia. 14 marca 2012 r. umiera w domu opieki. Ponieważ toczy się apelacja, w świetle niemieckiego prawa pozostaje niewinny.
Syn Demianiuka w rozmowie z Associated Press: