"To właśnie miłość": przemocowiec, stalker i zdrajca w filmie świątecznym [OPINIA]
Najlepszy film świąteczny? Najlepsza komedia romantyczna wszech czasów? Za takie uchodzi "To właśnie miłość", które po 20 latach od premiery ponownie zagościło na ekranach kin. Moim zdaniem ten film zupełnie na te określenia nie zasługuje, a oglądany po latach wypada jeszcze gorzej niż dwie dekady temu.
Jeżeli oglądaliście "To właśnie miłość" więcej niż kilka razy, a na samą myśl o facecie przerzucającym karteluszki przed Keirą Knightley przy dźwiękach kolędy robi wam się ciepło na serduszku i nie chcecie sobie psuć tego wrażenia, lepiej nie czytajcie dalej. W tym tekście mam zamiar pastwić się nad waszym ulubionym filmem – w końcu są święta i ktoś musi być Grinchem. Jeżeli nie oglądaliście tego filmu, a macie zamiar, musicie wiedzieć, że nie będę unikać spoilerów.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Co po "Barbie"? W kinach nie będzie nudy
Miłość?
W "To właśnie miłość" przeplata się wiele historii, które kręcą się wokół tematu miłości – a przynajmniej tak nam każą wierzyć twórcy. Trudno bowiem wyobrazić sobie, że w którymkolwiek z wątków chodzi o prawdziwą miłość. Każda komedia romantyczna jest w pewnym stopniu umowna i naiwna, ale w tym filmie w ogóle nie ma mowy o jakimkolwiek pogłębieniu postaci czy relacji między nimi. Bohaterowie zakochują się w sobie po dwóch minutach rozmowy, której temat jest tak bez znaczenia, że mogą nawet posługiwać się dwoma różnymi językami. Nie to jest jednak najgorsze.
Relacja władzy
Aż trzy z wątków przedstawiają relacje, w których szef wdaje się (lub ma zamiar się wdać) w romans z podwładną. Mamy tu historię pisarza (Colin Firth), który zakochuje się w swojej portugalskiej gosposi (Lucia Moniz), choć nie zamienił z nią słowa – za to widział ją w bieliźnie. Jest historia żonatego mężczyzny (Alan Rickman), który jest o krok od nawiązania romansu ze swoją pracowniczką (Heike Makatsch). Wreszcie, najbardziej absurdalny wątek – jest premier Wielkiej Brytanii (Hugh Grant) zakochujący się w pokojówce (Martine McCutcheon).
W każdej z tych sytuacji między kochankami jest mniej więcej 20 lat różnicy i to nie kobiety są starsze. Biorąc pod uwagę wiek postaci i pozycję zawodową, można zacząć mieć wątpliwości, czy przypadkiem nie oglądamy filmu o przemocy w związku, wykorzystywaniu albo molestowaniu w pracy. Naprawdę, trudno na to dziś patrzeć bez zażenowania.
Stalker
Twórcy "To właśnie miłość" wpadli też na pomysł, by zmusić widza do współczucia dwulicowemu typowi, który próbuje odbić żonę swojego najlepszego przyjaciela. Historia jest co najmniej podejrzana. Najpierw mężczyzna unika tej dziewczyny, więc pewnie można uznać, że zna ją bardziej z widzenia niż realnie. Potem na ślubie łazi za nią z kamerą i nagrywa ją (i tylko ją!) w zbliżeniach. A na koniec przychodzi pod jej dom i każe jej okłamać męża, by nie dowiedział się, że do niej przyszedł. W zamian za knucie i stalking dostaje od niej całusa. Bardzo dziwne.
Plejada osobliwości
Ale jest tu więcej dziwnych wątków. Chłopiec, który w ogóle nie przejął się tym, że przed chwilą stracił matkę, ale za to ojczym pomaga mu poderwać dziewczynę. Są bardzo stereotypowo potraktowane Amerykanki, które zaciągają do łóżka chłopaka tylko dlatego, że ma brytyjski akcent. Jest też para dublerów, którzy kręcą erotyczne sceny i przy okazji prowadzą small talki – zdaje się, że wprowadzono ich do filmu chyba tylko po to, by była jakaś golizna na ekranie.
Niedoszli kochankowie
Niemal każdy dostaje w tym filmie swój miłosny happy end – nawet mąż, który prawie zdradził, zostaje przywrócony do łask przez wspaniałomyślną żonę. Nie dostaje go jednak jedyna postać, której kibicowałam. To grana przez Laurę Linney Sarah, która skrycie podkochuje się w swoim koledze z pracy.
Gdy ten po świątecznej imprezie firmowej ląduje u niej w łóżku, okazuje się, że Sarah ma chorego brata, który często do niej dzwoni i wymaga jej atencji nawet wtedy, gdy ona akurat jest z kimś w łóżku. Niedoszły kochanek nie chce znosić takiego utrapienia. Sarah zostaje bez miłości na święta.
I tego wątku nie mogę przeboleć. Bo to przez niego z "To właśnie miłość" bije następujący przekaz: na miłość zasługuje każdy, ale pod warunkiem, że: a) jest mężczyzną b) jest młodą kobietą (najlepiej 20 lat młodszą od partnera), bez żadnych zobowiązań wobec innych osób.
Nie wiem, kogo winić za ponowne wprowadzenie "To właśnie miłość" do kin. Scenarzystów, którzy strajkowali w Hollywood, w efekcie czego pod koniec roku zabrakło tytułów godnych wprowadzenia na ekrany polskich kin? Dystrybutorów, którzy stwierdzili, że ludzie pójdą do tych kin z sentymentu? A może widzów, którzy ten sentyment żywią? Cóż, prawdopodobnie wszystkich. Wiem, że jeśli kochacie ten film, to i tak obejrzycie go jeszcze wiele razy. Ale ja uważam, że zasługujemy na lepszy, a na pewno mądrzejszy i bardziej aktualny świąteczny klasyk. Życzę sobie i wam, żebyśmy go dostali.
W najnowszym odcinku podcastu "Clickbait" wskazujemy Najlepsze filmy i seriale, Największe rozczarowania, afery i skandale oraz Największą bekę 2023 roku. Możesz nas słuchać na Spotify, w Google Podcasts, Open FM oraz aplikacji Podcasty na iPhonach i iPadach.