RecenzjeUczyń ze mnie zwierzę

Uczyń ze mnie zwierzę

Fot. Monolith Films

02.10.2013 17:09

*„Labirynt“ Denisa Villeneuve’a to jeden z najlepszych filmów roku. To też kolejna produkcja reżysera „Pogorzeliska“ (2010), która wchodzi głęboko pod skórę i najpewniej zagnieździ się w pamięci na długie lata. To kryminał opowiedziany z takim kunsztem, że trudno oderwać od niego wzrok. To historia pełna paradoksów i niedopowiedzeń, ale napisana z niepospolitą precyzją. „Labirynt“ jest jak senny koszmar rządzący się własną logiką, ale odciskający głęboki ślad na rzeczywistości.*

Tak jak poprzedni film kanadyjskiego reżysera był głęboko zakorzeniony w antycznej historii o Edypie, tak „Labirynt“ wyrasta z dobrze znanej mitologii amerykańskiej. Już scena otwierająca historię o kidnaperze zapowiada, że świat, do którego wchodzimy, jest spleciony z tego, co dla pejzażu Ameryki kluczowe: religii, aktów agresji i hipokryzji kryjącej się pod osłoną drobnomieszczańskiej moralności. Sposób, w jaki Denis Villeneuve powoli odsłania sekrety schowane za fasadami jednorodzinnych domków, pozwala na porównanie struktury jego filmu do jednego z najbardziej klimatycznych seriali, jakie niedawno uwiodły widzów na świecie – zrealizowanego przez Jane Campion i Gerarda Lee „Top of the Lake” (2013). Ponad dwugodzinny film Villeneuve’a jest równie wciągający, mroczny i niejednoznaczny, co siedmioodcinkowy serial. Co ciekawe w obu produkcjach zaginięcie dziewczynki jest
pretekstem do zerwania warstwy politury z dobrze zakonserwowanego świata, zajrzenia do piwnic, w których tkwią zabite deskami wspomnienia i w dusze, w jakich kotłują się demony.

Villeneuve jest doskonały w portretowaniu bohaterów, którzy chcieliby być zapięci na ostatni guzik, ale nie potrafią ukryć tego, jak trudno im utrzymać emocje na wodzy. W „Labiryncie” takich bohaterów jest dwóch – to Keller Dover (fenomenalna rola Hugh Jackmana!) i detektyw Loki (znakomity Jake Gyllenhaal). Obaj walczą o jedną sprawę, choć równolegle ścierają się też między sobą. Villeneuve jest mistrzem paralelnej konstrukcji i aż dziwi fakt, że Aaron Guzikowski – scenarzystka, którego „Labirynt” jest drugim po „Kontrabandzie” Baltasara Kormakura dziełem – tak świetnie odnalazł się w roli jego współpracownika. Równym, nieśpiesznym tempem Villeneuve i Guzikowski opowiadają o porwaniu dwóch małych dziewczynek, które w dniu Święta Dziękczynienia gubią się (giną?) w drodze między sąsiadującymi ze sobą domami.
Z jednej strony „Labirynt” jest utkany z obrazów zdających się mieć charakter wspomnień, jakie nosimy w sobie sami – świątecznych spacerów z rodzicami i zabaw z kuzynami w jesienne popołudnia. Z drugiej strony film jest nasączony poczuciem obcości i strachem, jaki mogą odczuwać tylko rodzice na myśl o utracie dziecka.

Fot. Monolith Films

Sugerowane porwanie Anny i Joy jest punktem zapalnym intrygi – chwilą, w której rodzą się niebezpieczne, bliźniacze emocje – bezsilność przekuwana na agresję i wiara szukająca poklasku w cierpliwości i opanowanym działaniu. Pierwsza z nich opanowuje Kellera, ojca Anny, który nie może znieść oczekiwania i próbuje wymierzyć sprawiedliwość na własną rękę, druga jest domeną detektywa Lokiego. Zderzeniu ulega intelektualna analiza i brutalna, realna walka z materiałem ludzkim i tajemnicą, której nie da się wydobyć grzecznymi prośbami. Villeneuve pokazuje, co dzieje się z człowiekiem, kiedy zostaje przyciśnięty do muru i jak łatwo mu obudzić w sobie, uśpione przez kulturę, zwierzęce instynkty. Kolejny raz w jego filmie jedną z głównych ról grają bezduszne tortury, zagadki, których rozwiązania nie są podane na talerzu i sekrety, jakie nigdy nie ujrzą światła dziennego.

Choć Villeneuve bierze na tapetę klisze – postać sprawiedliwego ojca i detektywa z przeszłością, lokalnego głupka (Paul Dano) oraz jego dziwną ciotkę (Melissa Leo), a potem krąży z nimi po amerykańskich przedmieściach i opowiada historię, którą słyszeliśmy już niejeden raz – w jego filmie nie ma banałów, tandety, sentymentów i emocjonalnego szantażu. Z elementów świata, który na pozór tylko znamy, reżyser lepi film tak oryginalny i zaskakujący, jakby w jego rękach bliska nam rzeczywistość zamieniała się w gorzki rarytas, którego osobiście powinniśmy posmakować, żeby sprawdzić czy istotnie z niczym nie da się go porównać.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)