W "Polityce" Vegi gra Grzegorza Schetynę. Nam mówi: "A niech się, k...a, boją"
- Przypadek mocnego filmu braci Sekielskich pokazuje, że niekoniecznie odkrywanie prawdy przynosi rezultat. W "Polityce" jest mocny przekaz podkorowy, bo nie jest dokumentalna, a fabularna, a przez to grubiej ciosana niż "Tylko nie mów nikomu". Może dzięki temu trafi młotem w oglądających? - mówi WP Zbigniew Suszyński, którego reżyser "Polityki" obsadził w roli lidera opozycji.
Artur Zaborski, Wirtualna Polska: Pańska postać w "Polityce" przypomina Grzegorza Schetynę…
Zbigniew Suszyński: Nie ukrywamy, że inspiracją dla mnie i dla Patryka Vegi był lider partii opozycji. Dużo go obserwowałem. W odróżnieniu od "Ucha prezesa", w którym zagrałem marszałka Sejmu Stanisława, postać również inspirowaną rzeczywistym politykiem, panem Karczewskim, tutaj zagrałem bohatera, który jest mało charakterystyczny. Starałem się więc mu nadać pewien rys, wyróżnić go.
Zależało Panu, żeby bawił widza?
Nie chciałem unikać śmieszności, ale tym bardziej nie chciałem go ośmieszać. Śmieszność i tak wychodzi z pewnego rodzaju zachowań. Nie wyobrażam sobie, żeby takie postaci pokazywać w sposób jedynie śmieszny, bo one są groźne. Budują przecież rzeczywistość dla naszych dzieci i wnuków. To są jak najbardziej poważne sprawy, o których my mówimy w gatunku komediodramatu.
Zgadzaliście się z Vegą co do tej wizji?
Mam z Patrykiem tak zwaną chemię, dobry przepływ. Jego uwagi mnie budują. Nie musimy przez kilkanaście godzin debatować nad kształtem bohatera, tylko wiemy, jak chcemy go pokazać, od razu. To się na planach filmowych bardzo rzadko zdarza.
Pan ma jednak większe doświadczenie w obrazowaniu polityków niż Vega.
Rzeczywiście, tak się składa, że w ostatnim czasie dostaję sporo ról posłów, a w teatrze zagrałem nawet księdza. To są interesujące, rozwijające kreacje, ale mnie zawsze zależy, żeby kolejna rola była inna od poprzedniej. Patryk zadbał o to, żeby ta postać była osobna.
Zaskakujące jest to, że po serii postaci, które w filmie kojarzą się z przedstawicielami obozu władzy, teraz dostaliśmy bohatera inspirowanego kimś z opozycji. "Polityka" uderza we wszystkich po równo?
To jest wielka siła tego filmu, że pokazuje wszystkie kolory władzy. W takim filmie to powinno być meritum, bo tylko w ten sposób można wykazać widzowi, że mechanizmy władzy są zawsze takie same, niezależnie od nazwy partii. Zawarte w nim komentarze są aktualne i powtarzają się cały czas.
W udostępnionym fragmencie filmu jest nawiązanie do skandalu z ośmiorniczkami. "Polityka" z odniesień do rzeczywistości będzie utkana czy czeka nas jednak popis wyobraźni scenarzysty?
Ośmiorniczki to był znak, wokół jakiego obozu toczy się fabuła. Tam są też inne sceny, kiedy poznajemy inne barwy i spojrzenie na rzeczywistość, ale nie dostaniemy jej kopii jeden do jednego. Ja przecież nie jestem fizycznie podobny do pana Schetyny, więc nie mogło być o tym mowy. Mogliśmy się tylko inspirować faktami.
Czy pański bohater pokazuje tylko mroczne strony?
Skupiamy się nie tylko na przywarach. Jest też jego kreatywność, energia. "Polityka" to nie jest film, który pokaże polityków tylko in plus albo tylko in minus. To musi być wypadkowa jednego i drugiego, dlatego mojego bohatera charakteryzuje też zaradność, zorganizowanie, energiczność, oczy z tyłu głowy…
Film już napotyka na ostry sprzeciw rządzących. Odsądza się go od czci i wiary, oskarża o oszczerstwa i upartyjnienie. Pan się już przyzwyczaił do takich reakcji po "Uchu prezesa"?
Tutaj mamy zdecydowanie cięższy kaliber, więc i sprzężenie zwrotne jest silniejsze. W "Polityce" miałem przyjemność wystąpić u boku Iwony Bielskiej, z którą grałem już wcześniej w kilku spektaklach. Uwielbiam jej talent. Zgodziliśmy się, że tak to właśnie trzeba było pokazać, żeby trafić do szerszej publiczności. Może dzięki temu niektórym ludziom pootwierają się oczy?
Wierzy Pan w to?
Przypadek mocnego filmu braci Sekielskich pokazuje, że niekoniecznie odkrywanie prawdy przynosi rezultat. W "Polityce" jest mocny przekaz podkorowy, bo nie jest dokumentalna, a fabularna, a przez to grubiej ciosana niż "Tylko nie mów nikomu". Może dzięki temu trafi młotem w oglądających? Bardzo bym tego chciał.
Politycy też się najwyraźniej boją, że tak się stanie.
Trawestując jedną z postaci w "Polityce", mogę powiedzieć: "A niech się, k...a, boją". "Polityka" jest skierowana do osób, które mają problem z dostrzeżeniem, że za fasadą polityków nic nie stoi. My pokazujemy, że często za tym dymem, który oni robią, nie ma nic. Oby dzięki "Polityce" ten pył opadł i się to nic wyłoniło.
Wokół filmu jest wielkie zamieszanie. Nie żałuje Pan udziału w nim?
Nikt z nas - aktorów i ekipy tego filmu nie ma wątpliwości, że udział w nim to był dobry krok. Dobrze, że się pewne rzeczy nazywa po imieniu, a my robimy to bez podziału na prawo i lewo. Wszyscy zdajemy sobie sprawę, że wystąpiliśmy w ważnej produkcji, która ma szanse dotrzeć do elektoratu odpornego na inne rzeczy. Chodzi o takich widzów, którzy nie mają pewnej wrażliwości, brak jest im punktów odniesienia. Może coś w nich zbudzi.