Wstrząsający film, prawdziwa historia. "Zadłużyła się chwilówkami, prawie rujnując swoje życie"
- Amerykanki podchodziły i mówiły, że są wstrząśnięte tą historią. Byłam poruszona tym, jak oni odebrali nasz film. Okazało się, że choć historia osadzona jest na polskim blokowisku, to jest uniwersalna - mówi w rozmowie z WP Dorota Pomykała, aktorka docenionej w świecie i na polskich festiwalach "Kobiety na dachu". 9 grudnia film wszedł do kin.
Magda Drozdek, Wirtualna Polska: Agnieszka Smoczyńska powiedziała w jednym z ostatnich wywiadów, że choć dużo mówi się o historiach kobiet, to jednak świat filmu jest męski. Zgodzi się pani z tym?
Dorota Pomykała: W ogóle świat zdominowany jest wciąż przez mężczyzn. Ale coś się zmienia. Koleżanka powiedziała mi: "Wiesz Dorota, przyszedł czas na dojrzałe kobiety w kinie". I mi się też tak wydaje. Z przyjemnością oglądałam "Nomadland". Nie odrywałam oczu od Frances McDormand. Niedawno w kinach można było oglądać film "Powodzenia, Leo Grande" z Emmą Thompson.
Podobno Nicole Kidman po 40. usłyszała, że jest za stara na granie w filmach. Załamała się, ale matka powiedziała jej, że jest za zdolna, aby tak odpuścić. Założyła firmę producencką, a niedługo później zdobyła Oscara. Myślę, że widzowie chcą oglądać dojrzałe kobiety. Ja na szczęście mam teatr i nieobecności kobiecych historii w filmach nie odczułam tak bardzo.
Wspomniana Emma Thompson w filmie pokazuje swoją cielesność, godzi się z tym, jak wygląda jej ciało po sześćdziesiątce. W "Kobiecie na dachu" też zdecydowaliście się pokazać ciało dojrzałej kobiety.
Tak, nagość Mirki robi duże wrażenie, jak podejrzewam. Reżyserka zapytała mnie wcześniej, czy takie sceny będą dla mnie problematyczne, ale tu każdy kadr ma sens. Nie ma tu zbędnych elementów. Gdybym miała wejść do pokoju, bez sensu rozebrać się i wyskoczyć z okna, to bym się nie zgodziła. Nagość w tym filmie ma ogromne znaczenie.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Hity i klapy. Najgłośniejsze filmy roku
Jaka jest najważniejsza lekcja, jaka płynie z tego filmu?
Żeby kobiety nie przeoczyły swojego życia. Wiele młodszych dziewczyn potrafi rozdzielić pracę, obowiązki domowe od swoich własnych potrzeb, opiekowania się sobą samą. Potrafią znaleźć czas, by zadbać o siebie, spełniać marzenia. Mam koleżankę, ginekolożkę, która odkryła w sobie pasję do malowania. Wcześniej była pochłonięta swoją pracą, a gdy wracała, była tak zmęczona, że padała. Lekcją z tego filmu jest to, by dziewczyny nie zapominały o malowaniu własnych światów i nie żyły tylko dla swojego pana i władcy.
Cieszę się, bo ten film trafi także do mężczyzn, którzy spojrzą na takie historie kobiet z ich własnej perspektywy. Zasypie jakieś podziały, które mamy w społeczeństwie. Bo ile razy słyszymy, że jeśli kobieta zajmuje się domem, to nic nie robi i nie ma prawa być zmęczona? Fajny facet zrozumie, jak naprawdę wygląda sytuacja partnerki. O tych drugich nie warto mówić.
Każdy z nas zna taką Mirkę?
Myślę, że codziennie na ulicy mijamy kobiety takie, jak moja filmowa Mirka. To wielka zasługa Anny, że ma niezwykłą wrażliwość i potrafi dotrzeć do serc kobiet, by pokazać ich historie. Ta oparta jest na prawdziwych wydarzeniach z Polski. Pewna kobieta z Łodzi zadłużyła się chwilówkami, prawie rujnując swoje życie. Wyjechała z kraju i niestety nie udało się do niej dotrzeć, ale jak wiele jest podobnych historii wokół nas? Dlatego byłam bardzo ciekawa, jak Polacy odbiorą ten film, jakie będą reakcje widzów po projekcji? Czy pokochają moją Mirkę?
Ja ją bardzo polubiłam i nie uważam, żeby ona była nieszczęśliwa, dlatego że zajmuje się pracą i domem. Dla wielu kobiet to jest po prostu najważniejsze źródło szczęścia. Moja mama taka była. Jej największym spełnieniem było to, jak mogła oglądać swoje córki, gdy szczęśliwie wracały ze szkoły do domu. Wspierała nas, bawiła się z nami w teatr, bo nie mieliśmy wiele zabawek. Dziś jest w niebie, ale czuję, że potwierdza moje słowa.
Co byłoby spełnieniem dla filmowej Mirki? To, że mąż i syn by ją zaczęli zauważać?
Myślę, że przede wszystkim to, że nie musiałaby już sobie wyobrażać, że siedzi w kawiarni i je ciastko, o co prosiła ją terapeutka w szpitalu psychiatrycznym. Spełnieniem byłoby to, że naprawdę mogłaby pójść do kawiarni na kilka godzin, zajadać się ciastkiem, pić wino i rozmawiać z kimś o pierdołach.
Zdobyła pani za tę rolę nagrodę w Nowym Jorku, na festiwalu Tribeca. Co mówili Amerykanie?
Amerykanki podchodziły i mówiły, że są wstrząśnięte tą historią. Pamiętam taką sytuację sprzed kina, gdzie stała dziewczyna i bardzo się trzęsła. W końcu podszedł do mnie jej chłopak i powiedział: "Proszę pani, ona nie jest w stanie mówić, ale upoważniła mnie, bym przekazał, że jej mama miała dokładnie taką samą historię".
Amerykanie kojarzyli mi się z wyzwoleniem, luzem, na pewno nie z ujarzmieniem kobiet w domach. A okazało się, że historia "Kobiety na dachu" nimi wstrząsnęła. Byłam poruszona tym, jak oni odebrali nasz film. Okazało się, że choć historia osadzona jest na polskim blokowisku, to jest uniwersalna.
Dla pani czerwone dywany, ścianki i imprezy nie są w ogóle ważne, prawda?
Nie, oj nie.
Dlaczego?
Chciałam być psychologiem. Dla mnie ważny jest człowiek, to co czuje. Historie, a nie bywanie. Ten rozgłos bardzo szybko przemija. Jest cudnie w danym momencie, bo trudno powiedzieć, że dostawanie nagród jest nieprzyjemne, ale nie warto tylko tym żyć. To jest piękne, fantastyczne, ale trzeba się na równi cieszyć z tym, co jest teraz, dookoła nas. Wie pani, nigdy nie rozpowiadałam w Polsce, że dostałam "duńskiego Oscara" od tamtejszej Akademii Filmowej w 1991 r.
Skoro padło hasło "Oscary"… Zagrała pani w docenionej przez Akademię "Sukience". Czuje się pani na nowo odkrywana przez filmowców?
Możliwe, choć nigdy nie czułam się zapomniana. Mam taką teorię, że zawsze dostaję to, co mam dostać. Mówią, że mam w sobie wielką siłę. A ja myślę, że moja siła tkwi w tym, że jestem wolna. Nie jestem o nic i o nikogo zazdrosna. Nie ma we mnie wewnętrznej walki ani poczucia przymusu. W świecie filmu i w ogóle w świecie jest miejsce dla każdego. Spokój to największe szczęście.
W najnowszym odcinku podcastu "Clickbait" rozkminiamy "1899" z Maciejem Musiałem, analizujemy "Zepsutą krew" na Disney+, a także polecamy (lub nie) "Kulawe konie", "Do ostatniej kości" i "Nie martw się, kochanie". Możesz nas słuchać na Spotify, w Google Podcasts, Open FM oraz aplikacji Podcasty na iPhonach i iPadach.