Wygrał walkę o żonę z naczelnym playboyem PRL‑u. Wspominamy Gustawa Lutkiewicza
Byli małżeństwem, które w branży filmowej mogło pochwalić się jednym z najdłuższych staży. W dodatku, mimo upływu lat, wciąż nie potrafili bez siebie żyć i byli praktycznie nierozłączni. Poznali się w szkole teatralnej. Zmarły 24 lutego Gustaw Lutkiewicz od pierwszej chwili zapałał uczuciem do pięknej studentki Wiesławy. Ale o jej względy musiał stoczyć walkę z naczelnym playboyem PRL-u. I wygrał.
Sukcesy odnosił też w życiu zawodowym, choć droga do szczęścia nie była łatwa. Ubogi aktor sypiał w piwnicy, a później tułał się po hotelach robotniczych, walcząc o każdą rolę. Ale cierpliwość i upór się opłaciły.
O śmierci 92-letniego Gustawa Lutkiewicza poinformowała jego córka Katarzyna (więcej tutaj. Aktor od kilku lat był nieobecny na dużym i małym ekranie. Z powodu choroby musiał wycofać się z zawodu i przejść na emeryturę,czego do końca życia nie mógł przeboleć. Granie było bowiem jego największa pasją.
Nie miał pomysłu na siebie
Lutkiewicz długo nie wiedział, co powinien robić w życiu. W szkole szło mu średnio, miał bardzo słabe wyniki w nauce i chwalono go jedynie za występy w szkolnych przedstawieniach.
- Matematyka i pokrewne to był horror. Nawet musiałem powtarzać drugi rok gimnazjum. Ale lubiłem literaturę, recytować, stać na scenie – wspominał.
Kiedy wyrzucono go ze szkoły, by zarobić na swoje utrzymanie, zatrudnił się w fabryce kabli, potem pracował jako pomocnik kierowcy.
Ale edukacji porzucać nie zamierzał. Zawziął się, zdał maturę i postanowił dostać się na studia.
Studia z głupoty i klepanie biedy
Choć rodzice byli przekonani, że wybierze szkołę aktorską, Lutkiewicz zdecydował się na prawo.
- Z głupoty, bo kolega też tam poszedł. Ale to prawo było pomyłką – wyznał po latach w jednym z wywiadów dla kolorowej prasy.
W wolnych chwilach statystował w teatrze. Aż wreszcie któregoś dnia reżyser zasugerował mu, że minął się z powołaniem i powinien zostać aktorem. Tym razem Lutkiewicz posłuchał. Rzucił prawo, wyjechał do Łodzi. Egzamin do szkoły teatralnej zdał bez większego trudu.
Czas spędzony na uczelni wspomina z sentymentem – już na trzecim roku dostał szansę, by zadebiutować na teatralnej scenie, dzięki czemu zdobywał niezbędne doświadczenie.
- To było dobre, bo człowiek jak już został dyplomowanym aktorem, to szedł do teatru nie jak ta nietknięta dziewica – opowiadał w „Super Expressie”. Nie przeszkadzało mu nawet to, że klepał biedę i nie miał nawet własnego kąta do spania.
Miłość od pierwszego wejrzenia
To właśnie na uczelni, kiedy był już na trzecim roku, Lutkiewicz poznał dopiero zaczynającą naukę Wiesławę Mazurkiewicz (na zdjęciu).
– Gdy ujrzałem efektowną, zgrabną blondynkę, natychmiast straciłem głowę – cytuje jego słowa „Życie na gorąco”.
Ale zakochał się nie tylko w jej wyglądzie. Zachwycił się również – a może przede wszystkim – jej silnym charakterem.
- Była fajną koleżanką, dobrą i skromną. Miała ciężkie życie, podczas wojny uciekła przed Niemcami. Długo się ukrywała, ciężko pracowała u pewnej rodziny. Myślę, że to ją ukształtowało na resztę życia – dodawał Lutkiewicz.
Walczył o nią z niepoprawnym kobieciarzem
Młody aktor rywalizował o względy pięknej studentki z najprawdziwszym ekranowym amantem, rozchwytywanym Tadeuszem Plucińskim (na zdjęciu), który także ostrzył sobie na nią zęby.
- Byłem wówczas przystojnym, szczupłym młodzieńcem, jednak uwiedzenie Wiesi nie było takie łatwe. Miała ogromne powodzenie – mówił.
Udało mu się jednak znaleźć sposób na poderwanie koleżanki.
- Musiałem wytworzyć wokół siebie artystyczną aurę. Żona twierdzi, że zakochała się w mojej grze na gitarze, pięknym śpiewie. Nabrała się na stworzony przeze mnie, jak to się dziś mówi, image.
- Nie mogłam się w nim nie zakochać – twierdziła Mazurkiewicz.
Wiedzieli, że są dla siebie stworzeni. Ślub wzięli już w 1950 roku, a niedługo potem na świat przyszła ich córka Katarzyna.
Miłość na odległość
Przez kilka lat występowali w łódzkich teatrach, ale później Mazurkiewicz dostała angaż w Krakowie, Lutkiewicza zaś zaproszono do Warszawy.
A ponieważ byli w kiepskiej sytuacji finansowej, wiedzieli, że nie mogą odrzucić zleceń.
- Do Warszawy przyjechałem sam, żona pracy tutaj nie miała. Trzy sezony byliśmy tak "rozstani", ale na szczęście nic nas nie było w stanie rozdzielić – opowiadał w „Super Expressie”.
- Wynająłem pokoik u pewnej starszej pani na Saskiej Kępie. Wreszcie żona przyjechała, ale tej pani to się nie spodobało. Tułaliśmy się więc po hotelach robotniczych, aż Wiesia zapisała nas do spółdzielni na Saskiej Kępie. To żona wychodziła mieszkanie. Do dziś w nim mieszkamy - mówił kilka lat temu.
Emerytura mu nie służyła
Lutkiewicz i Mazurkiewicz byli nierozłączni (na zdjęciu z 2014 roku). Ona wciąż pozostaje aktywna zawodowo – niedawno wystąpiła w serialu „Strażnicy”. Niestety Lutkiewicz ze względu na postępującą chorobę kilka lat temu musiał pożegnać się z aktorstwem. Jak sam przyznawał, emerytura wyraźnie mu nie służyła.
– W roli emeryta czuję się fatalnie. Brakuje mi pracy, ale choroba oczu wyklucza mnie zawodowo. Nie mogę czytać, nie chodzę do kina, nie oglądam telewizji. Wiedzieć i pamiętać, jak wygląda świat i ukochani ludzie, ale już nie móc ich zobaczyć, to prawie jak ubezwłasnowolnienie – tłumaczył w „Życiu na gorąco”.
I tylko towarzystwo troskliwej małżonki dodawało mu sił.
- Opieka żony to dar niebios.