Zastanawiasz się, czy "Noc oczyszczenia" ma sens? Zapytaliśmy psycholog. Nie ma wątpliwości, że to bzdura
W "Noc oczyszczenia" wszystko jest możliwe: kradzieże, pobicia, mordowanie, gwałty. Totalny chaos, który trwa przez 12 godzin. Do kin wchodzi już czwarty film serii. Reżyser zaklina, że chce pokazać, do czego prowadzi polityka przyzwalająca na agresję. Robi to w najgorszy sposób.
W artykule znajdują się linki i boksy z produktami naszych partnerów. Wybierając je, wspierasz nasz rozwój.
Jesteście fanami "Nocy oczyszczenia"? W kinie teraz znów będziecie mieć okazję do debatowania, czy jedna noc pełna morderstw rzeczywiście sprawdziłaby się w prawdziwym życiu. James DeMonaco stworzył czwarty już film serii, czyli "Pierwszą noc oczyszczenia". Opowiada o tym, kto wpadł na pomysł legalnego mordowania raz w roku. Powiecie: może coś w tym jest? Bzdura.
- Twórcy tego filmu bazują na szkodliwym micie katharsis przez agresję, który obalono już dawno temu – mówi w rozmowie z WP Film Agnieszka Fanslau, psycholog Uniwersytetu Gdańskiego.
Anonimowi mordercy
Zaczęło się w 2013 roku, gdy do kin trafił pierwszy film serii. "Noc oczyszczenia" Jamesa DeMonaco wzbudziła wiele emocji. Opowiada historię Amerykanów, którzy przez 12 godzin mogą popełniać wszystkie możliwe przestępstwa. Nawet najbardziej brutalne morderstwa są legalne. Nie można wezwać policji, szpitale odmawiają pomocy, a obywatele sami wymierzają sprawiedliwość. Każdy próbuje przeżyć. I każdy może zostać mordercą: sąsiad z naprzeciwka, nauczycielka z przedszkola, grzeczna studentka. Po ulicy jak oszaleli biegają ludzie w maskach, obowiązkowo z siekierą u boku.
Pierwszy film, wyprodukowany za bagatela 3 mln dolarów, przyniósł spory zysk – 34 mln dolarów. Dużo, patrząc na wkład w produkcję. Choć krytycy próbowali niejednokrotnie przejechać walcem po filmie i nie dopuścić, by przypadkiem ktoś zrobił kolejne części tego – w gruncie rzeczy – bardzo słabego filmu, to i tak seria ma się dobrze. Amerykanie "Nocą oczyszczenia" są zafascynowani.
Film miał być odpowiedzią na rosnącą przemoc w Stanach Zjednoczonych. Przy czwartym filmie noc pełna brutalnych przestępstw nie jest już tylko mrocznym, filmowym trikiem na przyciągnięcie tłumów do kina, a odpowiedzią na politykę Donalda Trumpa, na pojawiające się wciąż doniesienia o kolejnych strzelaninach, na coraz mniej kontrolowane użycie broni przez obywateli kraju wuja Sama. Tak przynajmniej sądzą amerykańscy dziennikarze i twórcy.
- Filmy opowiadają tak naprawdę o naszym chorym przywiązaniu do broni i o tym, że jest jej dziś więcej niż ludzi w Stanach – mówi Jason Blum, producent "Pierwszej nocy oczyszczenia". – Kongres zablokował ustawę zmieniającą zasady dostępu do broni. Ja i James DeMonaco jesteśmy bardzo zaangażowany politycznie i pokazujemy to w naszych filmach. Mówią o władzy, jaką mają rządzący, o absurdalnym prawie dostępu do broni. To ostrzegawcza opowieść o tym, jak niebezpieczne są dziś działania rządu – dodaje.
Twórcy biorą wszystko to, co najgorsze w dzisiejszej amerykańskiej polityce. Rasistowskich polityków, konserwatywne poglądy na posiadanie broni - dodają do tego mnóstwo krwi i wychodzi przerażająca wizja świata kontrolowanego przez przemoc. – Kochamy broń. Kochamy przemoc. A potem jesteśmy przerażeni, gdy dzieją się te morderstwa. W naszym kraju prowadzimy niebezpieczną grę z przemocą. Myślę, że film dokładnie pokazuje palcem, z czym mamy problem – mówił podczas promocji pierwszej części Ethan Hawke, który wcielił się w jedną z głównych postaci "Nocy oczyszczenia".
Nie ma co się spierać z faktem, że film został jednak zrobiony głównie po to, by zabawiać widzów przemocą. "Noc oczyszczenia" ma urzeczywistniać mroczne fantazje o bezkarnym zabijaniu, mszczeniu się. Rządza krwi jest na czasie. Trudno jednak nie rozpatrywać tego filmu pod kątem psychologicznym. Czy jeśli ubierzemy maski, dostaniemy siekiery w dłonie, to wszyscy się jak jeden mąż wybijemy i będziemy "oczyszczeni"? Co do tego poważne wątpliwości mają psycholodzy i socjolodzy.
Katharsis z siekierą w dłoni
- Takie oczyszczenie nie jest możliwe. To jest kontr-skuteczne. Rozładowywanie agresji nie ma własności katartycznej. Wie pani, była kiedyś taka stara koncepcja katharsis, że jeśli ktoś rozładuje agresję, to lepiej się poczuje, a to jest nieprawda. Bo jeśli człowiek jest pobudzony i dokona aktu agresji, to będzie tylko jeszcze bardziej skłonny do przemocy. Tworzy się spirala agresji – mówi Agnieszka Fanslau.
- Najlepszym lekarstwem na agresję w społeczeństwie jest edukacja rodziców, żeby mogli wychowywać dzieci w taki sposób, by nie modelować agresywnych zachowań. Jeśli ktoś czuje się pobudzony, powinien się wyciszyć, zrelaksować. Od dawna wiadomo, że żadne rozładowanie agresji przez równie agresywne akty nie redukują przemocy w społeczeństwie – dodaje.
Z psycholog zgodziliby się i amerykańscy eksperci.
- Może się wydawać, że taka agresja doprowadzi do uwolnienia emocji, ale prawda jest taka, że jedna noc pełna przemocy tylko zwiększyłaby agresję w społeczeństwie i o żadnym oczyszczeniu nie ma mowy – uważa dr Carolyn Kaufman, psycholog. – Co więcej, nosząc się cały rok z nienawiścią do kogoś i chęcią zemsty, by potem wziąć udział w masakrze, wcale nie sprawi, że ta osoba będzie przestrzegała zasad, które powinny panować w społeczeństwie. To prawdopodobnie wpłynie tylko na mniejsze poczucie winy, które odczuwamy, gdy przemawia przez nas agresja, a nie zdrowy rozsądek.
Kaufman uważa, że cała idea wyżywania się na ludziach raz w roku jest absurdalna. Agresja rodzi agresję. – Ludzie przeważnie nie są źli na jedną osobę. Są źli na swoich przełożonych, na korki, na wrzeszczące dziecko sąsiada, na niedziałającą klimatyzację, na rząd, na popsuty samochód – tego nie da się zrzucić na jedną osobę. Co tylko pokazuje, że katharsis nigdy nie byłoby możliwe – podkreśla amerykańska psycholog.
Dlaczego więc Amerykanie tak fascynują się "Nocą oczyszczenia"? Kaufman zauważa, że może to być realna odpowiedź na biblijne "oko za oko". Ktoś zrobił mi coś złego, teraz ja skrzywdzę jego. – Tyle że ta zasada nie została stworzona tylko po to, by bezkarnie dokonywać przestępstw. „Oko za oko” zostało wymyślone, bo w tamtych czasach, gdy ktoś kogoś skrzywdził, to ofiara nie tylko odwzajemniała się tym samym i czuła satysfakcję. O nie, pokrzywdzony kradł tej osobie kozy, porywał żonę, gwałcił córki, mordował synów. Innymi słowy, kiedy ludzie czuli się bezkarni, sprawy przybierały koszmarny obrót – opowiada psycholog.
- Taki film dokłada tylko argumentów do dyskusji: co jeszcze trzeba zrobić, żeby zaszokować. Amerykanie – w prawdziwym życiu – bardzo pracują nad tym, by przemocy było mniej. Z różnym skutkiem jak widać – przyznaje Fanslau.
Misją twórców "Nocy oczyszczenia" było przestrzeżenie polityków, do czego może doprowadzić piętrząca się agresja w społeczeństwie. Z tej misji jednak nie zostaje wiele, gdy posłucha się psychologów. Zostaje jedynie film pełen brutalnych scen. Nie dajcie się wciągnąć w dyskusję, że takie oczyszczenie miałoby sens.
- Społeczeństwo się przyzwyczaja do agresji w filmach. Jesteśmy coraz bardziej znieczuleni na przemoc, co jest szczególnie niebezpieczne dla dzieci. Badania mówią, że nawykowe badania agresji w filmach i grach wpływa na agresywne zachowanie oglądających. Zależność jest dosyć mała, ale jeśli popatrzymy na wielość bodźców agresywnych, to nie należy tego lekceważyć. Zastanawiam się, gdzie leży granica, kiedy ta przemoc będzie nam przeszkadzać – dodaje Fanslau.
W artykule znajdują się linki i boksy z produktami naszych partnerów. Wybierając je, wspierasz nasz rozwój.