Zimna wojna, 20 lat później
"Salt" rozczarowuje. Ten film udaje nowoczesny thriller szpiegowski, lecz nieudolny scenariusz sprawia, że jest zwykłym kinem akcji klasy B. Zawodnikiem tej samej ligi, co "Niezniszczalni" Stallone'a. Wysokobudżetowym (ponad 100 milionów dolarów), dobrze zagranym i sprawnie zrealizowanym, a jednocześnie nielogicznym i miejscami wręcz kiczowatym popisem tego, jak zmarnować dobry pomysł.
Rzecz jest o amerykańskiej agentce CIA, Evelyn Salt (Jolie), która w dwa lata po wpadce w Korei Północnej szykuje się do odejścia za biurko. Nie pozwala jej na to agent rosyjskiego FSB (Daniel Olbrychski)
oskarżający ją o planowanie zabójstwa rosyjskiego prezydenta wizytującego USA (w tej roli drugi Polak w obsadzie, Olek Krupa).
To lakoniczne streszczenie musi niestety wystarczyć, bo jeżeli coś wyszło scenarzystom "Salt" to właśnie zwroty akcji. Jest ich tu kilka i niektóre potrafią zaskoczyć nawet wyrafinowanych miłośników kina szpiegowskiego. Problem w tym, że zwroty akcji, to jedyne na co stać było tych świetnie opłacanych partaczy (Kurt Wimmer, Brian Helgeland). W pozostałych punktach scenariusz po prostu leży. "Salt" pełna jest nielogiczności i naiwności - niezwykle drażniących w filmie, który próbuje być realistycznym kinem szpiegowskim. I nie chodzi tu o zwykłe w tego typu tytułach "zawieszenie niewiary", ale o naprawdę poważne niedopatrzenia - jak chociażby niewyjaśniona zagadka jak Evelyn wydostała się z pokoju przesłuchań na samym początku filmu. Drażnią też łopatologicznie podsunięte tropy (zwróćcie uwagę na pająki czy scenę, w której Salt konstruuje bombę), a kiczowate przebłyski z sielskiej przeszłości Salt i jej męża sprawiają wrażenie wyciągniętych z taniego melodramatu.
Ta fabularna nieporadność sprawia, że obraz Phillipa Noyce'a z trzymającego w napięciu dreszczowca staje się prowokującym do złośliwego komentowania płytkim filmem o superagentach - a w tej kategorii, niestety dla Jolie, wciąż lepiej spisują się Jason Bourne i Ethan Hunt ("Mission: Impossible"), zwłaszcza, że przy ich przygodach zatrudniono o klasę lepszych pisarzy i speców od inscenizacji walk.
Nie znaczy to jednak, że "Salt" ogląda się źle. Wszak produkcje powyżej pewnego budżetu naprawdę rzadko okazują się gniotami. Wystarczy otrząsnąć się z rozczarowania i przyjąć, że to tylko kolejny film akcji. Noyce umiejętnie odświeża formułę zimnowojennego thrillera o superagentach i nuklearnych spiskach. Nie zawodzi pierwszoligowa obsada (dobrze spisuje się także Olbrychski). Fabule udaje się zwodzić widza do samego końca. Problem w tym, że to zdecydowanie zbyt mało, by o "Salt" warto było pamiętać.