Bez krwi, bez szybkiej akcji, bez muzyki, sugerującej, że za chwilę coś się stanie, bez głośnych dźwięków, od których ciało aż podskakuje, bez obdarzonych dużymi piersiami blondynek zabijanych przez zamaskowanych chorych psychicznie, bez przypominającego teledysk montażu i ścieżki dźwiękowej, która trafia na listy przebojów - bez tego wszystkiego można zrobić niesamowicie straszny horror. By się o tym przekonać, wystarczy wybrać się do kina na japońską produkcję zatytułowaną The Ring - Krąg.
Wśród młodzieży krąży historia o tajemniczej taśmie wideo. Ci, którzy ją obejrzą, po siedmiu dniach umierają w niewyjaśnionych okolicznościach. Jedną z ofiar jest kuzynka dziennikarki Reiko. Kobieta postanawia więc dowiedzieć się czegoś więcej o sprawie. Szybko jednak sama staje się częścią horroru, stawiając w obliczu ogromnego zagrożenia życie własne i swojego dziecka. Rozpoczyna się tragiczny wyścig z czasem...
Minimalizm dźwięku i obrazu to podstawa tego filmu. Nie ma tu gigantycznych efektów specjalnych, a to działa tylko na korzyść tego kameralnego obrazu. Kombinacja przyciemnionego światła, niedoskonałego obrazu i oryginalnego dźwięku, zamiast lejącej się krwi są tu głównym źródłem strachu.
Większość horrorów posługuje się maksymalnie krwawymi ujęciami po to, by widza zszokować, a nie prawdziwie przestraszyć. Dlatego, mimo iż przechodzą nas ciarki podczas seansu, wychodzimy z kina kompletnie zrelaksowani i zaraz o wszystkim co zobaczyliśmy zapominamy. Tymczasem The Ring - Krąg zostawia w naszych umysłach ślad na długo. Zamiast bombardować widza tanimi chwytami, scenami pościgów i gwałtownych morderstw, film zabiera nas w świat niepewności, która z ekranu przenosi się wprost na widza. Oglądanie telewizji w ciemnym pokoju długo jeszcze potem nie będzie pozbawione dreszczyku emocji, a każdy telefon będzie przyprawiał o drżenie serca. No i już na pewno nikt nie włoży do odtwarzacza wideo kasety niewiadomego pochodzenia. Siła filmu tkwi w osadzeniu jego akcji w bliskiej rzeczywistości, w odwołaniu się do rzeczy powszechnego użytku. Takie filmy jak The Ring - Krąg sugestywnie przekonują nas, że w tym co codzienne i dobrze znane, także może kryć się
coś strasznego i nieprzewidywalnego, że horror może pojawić się w każdej chwili i z najmniej spodziewanej strony.
Film ma całkiem dobry, choć nie pozbawiony miejscami śmieszności czy nonsensu scenariusz. Wykorzystany on jednak został przez bardzo utalentowanego reżysera. Nakata tworzy nam bardzo przekonującą wizję strasznego potwora, który nie potrzebuje hokejowej maski i tasaka, by sprawiać takie wrażenie. Widok kobiety z opuszczonymi na twarz włosami, jednym zerkającym złowieszczo okiem i dłońmi ze zdartymi paznokciami będzie widza prześladował nie tylko podczas filmu, ale także po jego zakończeniu. Także to, co zostało pokazane na tajemniczej taśmie jest już straszne same w sobie. Szumy, trzaski i niewyraźny obraz przywodzą skojarzenia z klasycznym "Duchem". I cały czas ma się nieodłączne wrażenie, że zobaczymy coś, czego wcale nie chcielibyśmy zobaczyć, przynajmniej w rzeczywistości. Boimy się, a jednak przyciągnięci magią bijącą z ekranu oglądamy dalej. Atmosferę narastającej grozy potęguje jeszcze liczenie upływającego czasu.
A co się rzadko zdarza w horrorach, nasz niepokój najbardziej podsyca końcówka. Ona też sprawia, że wybaczamy filmowi wszelkie dotychczasowe niedociągnięcia i tymczasową naiwność. Zakończenie jest bowiem bardzo dokładnie przemyślane i równie niepokojące, co cały film. Zdecydowanie nie da się go zapomnieć.
Utarło się już, że aktorzy w horrorach w zasadzie nie muszą grać. Braki nadrabia za nich bowiem atmosfera stwarzana przez scenografa, specjalistę od efektów specjalnych czy dźwiękowca. W przypadku The Ring - Krąg jest jednak inaczej. Aktorka grająca rolę dziennikarki jest postacią bardzo autentyczną. Jako samotna matka jest bardzo zdeterminowana ale też pełna strachu o życie swoje i synka. Jej mąż zaś sprawia wrażenie jakby już w przeszłości miał do czynienia z siłami paranormalnymi, co czyni film jeszcze bardziej zagadkowym. Oboje lawirują między wyraźnym ascetyzmem a nagłą, niepohamowaną żywiołowością.
Ci, którzy wychowali się na amerykańskich horrorach, szczególnie tych typu Krzyk, mogą nie zrozumieć klimatu opowieści Nakaty. The Ring - Krąg zakorzeniony jest bowiem mocno w japońskiej szkole filmowej, zarówno w sposobie budowania napięcia jak i w pewnym manieryzmie aktorów. Odcyfrowywanie zagadkowych wskazówek, tajemnicze przesłania, przedmioty i miejsca przeklęte - to tematy mocno już w kinie eksploatowane. Jednak mimo wszystko, nie ma tu stereotypów, a w wielu momentach nasze wyobrażenia o rozwoju akcji okazują się zupełnie mylne. I choć temat wydaje się bardzo zachodni, jego eksploatacja jest przesiąknięta tajemniczością i bogactwem Wschodu. Tak jak we wszystkich filmach japońskich klasyków, tak i tu czuje się te same ponadnaturalne, nadprzyrodzone siły, które rządzą ludzkim życiem. W odróżnieniu od amerykańskich przedstawicieli gatunku, przede wszystkim brak tu jednak humoru, który towarzyszy hollywoodzkim produkcjom i sprawia, że wydarzenia
interpretujemy trochę z przymrużeniem oka. W The Ring - Krąg wszystko jest poważne, suche i przez to bardzo prawdziwe.
Nie będziecie się jednak bać nie biorąc poprawki na odmienność wschodniej kultury, objawiającej się głównie w zachowaniu głównych bohaterów. Musicie dać się porwać specyficznej atmosferze i stworzyć klimat do jej oglądnia. Duży ekran, dobry dźwięk a przede wszystkim totalna ciemność są tu wręcz niezbędne. I jeśli lubicie filmy inteligentne, z klimatem, spokojnie narastającą atmosferą i powolnie budowanym napięciem, to The Ring - Krąg jest właśnie dla Was.