Trwa ładowanie...

38. Gdynia Film Festival: Recenzja ''W imię...'' - (Nie) kochać bliźniego swego!

38. Gdynia Film Festival: Recenzja ''W imię...'' - (Nie) kochać bliźniego swego!Źródło: Kino Świat
d13su2q
d13su2q

Jan Paweł II głosił, że Bóg jest miłością. Czy istnieje zły rodzaj miłości? Czy można kochać drugiego człowieka w nieodpowiednim tego słowa znaczeniu? Jak wielki jest dramat księdza, który szerzy powszechną miłość do bliźniego, a sam jest przeklęty w oczach kościoła? Te pytania stawia Małgorzata Szumowska w swoim najnowszym filmie "W imię...". Czy starczy polskim widzom odwagi, żeby się z nimi zmierzyć i spróbować na nie odpowiedzieć?

Szumowska w obrazie "W imię..." prezentuje poruszający obraz mężczyzny, dla którego doktryny kościoła są największą świętością. Dobry, poczciwy ksiądz, który od lat z pokorą wypełnia swoje powołanie, jest człowiekiem niezwykle samotnym. Osobisty dramat oraz niczym niezaspokojone naturalne pragnienie intymności jest jego największą zbrodnią i najokrutniejszą karą. Najgorsze dopiero nastąpi, kiedy zakocha się... w mężczyźnie.

Nigdy nie byłam entuzjastką twórczości Małgorzaty Szumowskiej. Jej charakterystyczny styl, dobór poruszanych tematów oraz prezentowana na ekranie wrażliwość nie znajdowały we mnie usatysfakcjonowanego odbiorcy. Do czasu premiery "W imię...". Estetyka obrazu, muzyka, aktorstwo, a przede wszystkim historia zachwycają od pierwszych minut i w sposób niezwykle przejmujący skupiają uwagę widzów na największym problemie - kiedy wiara i miłość do Boga wyklucza miłość do drugiego człowieka? Najnowszy obraz Szumowskiej opowiada o ogromnej samotności. Nie o księdzu ani o instytucji kościoła, lecz o pragnieniu bycia kochanym w rzeczywistości, gdzie jest to zakazane. Dramatem jest miłość, która skazuje na wieczne potępienie.

W roli księdza wystąpił znakomity Andrzej Chyra. Aktor w druzgocący sposób portretuje mężczyznę, który nie potrafi odnaleźć ukojenia. Wiara kontra miłość toczą w nim nieustanną walkę, a on sam staje się tragiczną ofiarą własnych sakralnych przekonań.
W filmie partneruje mu wycofany i nieokiełznany Mateusz Kościukiewicz, który niczym jak ranne zwierze szuka w osobie księdza uzdrowienia i akceptacji. Fenomenalna Maja Ostaszewska, której postać zakochuje się w miejscowym duchownym, stanowi dla głównej pary bohaterów interesujący kontrapunkt uczuć i fascynacji. A to wszystko przepięknie zaprezentował operator, Michał Englert, będący również współscenarzystą filmu. Każdy kadr autorstwa Englerta jest unikatowo nacechowany emocjami i tragizmem prezentowanej historii. Widać, to przede wszystkim w scenach, kiedy ksiądz Adam uprawia jogging. Las, w którym biega przypomina wzniosłą katedrę, a każdy jego wdech i wydech wydaje się być błagalną modlitwą.

Szumowska wykazała się dużą odwagą podejmując temat miłości księdza w polskim filmie. Już za sam scenariusz należą się jej, jak i Englertowi, słowa uznania. Puszka pandory polskiego kina powoli zaczyna uchylać swe wieko. Pomimo iż reżyserka ociera się o temat tabu, ale go nie przekracza, film "W imię..." wciąż jest jednym z najbardziej przełomowych filmów naszej kinematografii. Nareszcie! Odważniej! Teraz!

Ocena: 7/10

d13su2q
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d13su2q