Alicja Bachleda-Curuś: ''Szczerość jest seksowna'' [WYWIAD]
- Wychowałam się w romantycznym przekonaniu, że mężczyzna jest tym mocniejszy, im bardziej zaopiekuje się kobietą i ją wesprze. Mimo dzisiejszej rzeczywistości promującej model równouprawnienia, pobrzmiewa we mnie nuta nostalgii za takim typowym samczym mężczyzną. Takim, który upoluje tego bawoła i rozpali ognisko - przyznaje Alicja Bachleda-Curuś w rozmowie z WP.
Znana aktorka zagrała w komedii "7 rzeczy, których nie wiecie o facetach", która wchodzi do kin 26 lutego. W wywiadzie z Łukaszem Knapem opowiada, jakich cech szuka u mężczyzn, czym jest dla niej Polska i jak wychowuje swojego syna. Zdradza również, jakie pokusy czekają na aktorkę w Ameryce, z jakimi reżyserami chciałaby współpracować i po co jej konto na Instagramie.
Łukasz Knap: Nieczęsto grasz w polskich filmach.
Alicja Bachleda-Curuś: No nieczęsto.
Co więc sprawiło, że zgodziłaś się zagrać w „7 rzeczach, których nie wiesz o facetach”?
Scenariusz. Był napisany fajnym językiem. Czytany wielokrotnie rozśmieszył mnie kilkakrotnie w tych samych momentach, a to znaczy, że żart był dobry. Jest mądrzejszy od przeciętnej komedii romantycznej. Poza tym tęskniłam za graniem w Polsce, a że akurat zdjęcia wpasowały się idealnie w mój grafik, uznałam, że to jest jakiś znak i zmierzę się z takim wyzwaniem. Bo to było dla mnie wyzwanie, żeby po 15 latach zagrać w polskim filmie.
Film bawi się stereotypami związanymi z wzorami męskości i różnicami płci. Dla ciebie one mają znaczenie?
Nie każdy facet musi być macho i nie każda kobieta musi być delikatna. Wychowałam się w romantycznym przekonaniu, że mężczyzna jest tym mocniejszy, im bardziej zaopiekuje się kobietą i ją wesprze. Mimo dzisiejszej rzeczywistości promującej model równouprawnienia, pobrzmiewa we mnie nuta nostalgii za takim typowym samczym mężczyzną (śmiech). Takim, który upoluje tego bawoła i rozpali ognisko.
Czyli cechy, które szukasz u mężczyzn, to opiekuńczość.
Nie szukam niczego u mężczyzn. Na swojej drodze spotkałam różnych mężczyzn, każdy zaskakiwał mnie czymś innym. Nauczyłam się, że im więcej oczekuję, tym mniej się to sprawdza i potem jestem bardziej rozczarowana. Więc nie podchodzę do nowo napotkanego mężczyzny z ankietą do wypełnienia. Łatwiej mi powiedzieć, jakich cech mężczyzna nie powinien mieć.
Na przykład?
Myślę, że nie umiałabym zaakceptować mężczyzny, który jest niesłowny lub niesolidny. Jest to mało atrakcyjne. Ja mam w sobie tę solidność i poczucie, że powinno się być lojalnym w stosunku do osoby, z którą się jest.
Szczerość jest seksowna?
(śmiech) O tak, szczerość potrafi być obezwładniająca. Szczerość wiąże się z tym, że czasem widzimy kogoś słabszym, bardziej wrażliwym, ludzkim. Daje to konstruktywną przestrzeń do budowania czegoś trwałego.
A czego wymagasz od siebie?
Wielu rzeczy, na przykład, żeby się nie rozleniwiać, bo mam do tego predyspozycje. Wymagam od siebie szacunku do innych.
Jakie są twoje wady?
Spóźnianie się, brak poczucia czasu. Myślę, że jest to cecha, która współgra z tym, co robię w życiu. Podążam za marzeniami, a zarazem chcę ocalić w sobie naiwność. Im mniej konkretnych rzeczy w moim życiu, tym lepiej mi z tym.
Może ten brak czasu wynika z tego, że żyjesz jednocześnie w dwóch różnych strefach czasowych?
Faktycznie żyję na dwóch kontynentach i to trochę komplikuje moje poczucie czasu. Po zawiezieniu syna do szkoły na siódmą rano, mam czterogodzinne okienko na kontakt z Polską. Jeśli nie mam o tej porze zajęć, poświęcam go na Polskę, potem zaczynam swój amerykański dzień.
Przywiązanie do Polski nie jest dla ciebie ciężarem?
Na pewno byłoby mi łatwiej, gdybym skoncentrowała się na Stanach. Pod każdym względem. Pamiętam, że gdy po raz pierwszy przyjechałam do Nowego Jorku, mówiono mi, że absolutnie nie mogę mieć kontaktu z Polakami, że nie mogę mówić po polsku. Ale nie umiem wyrzec się Polski. Jestem tym, kim jestem tylko dlatego, że jestem Polką i dlatego, że mam takie, a nie inne wartości. Moje wychowanie i przywiązanie do kraju pomaga mi na każdym kroku. Świat, z którym mam styczność zawodowo, czasem podsuwa wiele pokus i dróg na skróty.
Co konkretnie masz na myśli? Chodzenie do łóżka z reżyserami lub producentami?
Ujmując to dość drastycznie, wiele osób w ten sposób funkcjonuje. Mnie udało się obronić przed tego typu kręgami. Chodzi mi na przykład o przymilanie się do kogoś, bo masz w tym interes. Ja tak nie umiem.
Ale co jest złego w byciu miłym dla osób, z którymi możesz potencjalnie współpracować?
Absolutnie nie ma w tym nic złego, ale nie jestem typem osoby, która na imprezie podchodzi do znanego producenta tylko dlatego, że może da mi rolę, jeśli będę dla niego sympatyczna.
Może po prostu brakuje ci przebojowości?
Być może mój charakter utrudnia mi pracę w moim zawodzie, ale już się z tym pogodziłam. Zawsze była we mnie wiara, że wszystko jest możliwe. Szłam do przodu z bujną wyobraźnią dziecka.
Masz fantazję i marzenia, ale trochę sama się blokujesz…
To prawda. Ale z drugiej strony ja w tym widzę jakiś balans. Może gdybym była troszkę mniej sentymentalna, byłoby mi łatwiej, ale wtedy może czyhałoby na mnie jakieś niebezpieczeństwo. Nie wiem. Wydaje mi się, że nic nie dzieje się bez przyczyny. Urodziłam się taka, a nie inna. Zdarza mi się czasami zazdrościć moim koleżankom z Polski, które od lat mieszkają w Stanach i nie planują nigdy wrócić do ojczyzny, nie lubią tu jeździć, odżegnują się od wszystkiego, co jest związane z Polską. Choć byłoby łatwiej, nie umiałabym tak.
Co w takim razie daje ci Polska?
Poczucie, że jestem skądś, z miejsca, które określa mnie w pewien sposób, daje mi bazę, także metafizyczną. Czuję się głupio, gdy mówię z amerykańskim akcentem, podkreślam więc swój akcent, który wywodzi się z miejsca mojego pochodzenia.
Zostałaś wychowana w tradycyjnej rodzinie. Nie tęsknisz za takim modelem rodziny dla siebie i swojego dziecka?
Każde pokolenie tworzy swój model rodziny najlepiej jak potrafi. Najważniejsze, że mój syn za niczym nie tęskni. Oczywiście mój dom rodzinny jest wspaniały, udało nam się stworzyć bardzo silną więź. Ale to, co jest dla mnie najważniejsze, to żeby mój syn nie czuł się poszkodowany w żaden sposób, a takim na pewno się nie czuje, bo nie zna innego modelu rodziny. Jest otoczony absolutną miłością z dwóch stron. Mamy z jego tatą przyjacielską relację i on to widzi, to jest najważniejsze. Gdybyśmy tkwili w nieporozumieniu i żalu, byłoby gorzej, bo to mogłoby się przełożyć na dziecko. Nam udało się ocalić bardzo przyjazną i kochającą atmosferę i to jest nasz sukces.
Jak to jest być mamą?
Niesamowicie jest być mamą. Jest też bardzo trudno być mamą. Po urodzeniu dziecka pojawiło się kilka rzeczy, z którymi muszę się teraz mierzyć. Na przykład ze strachem. Czuję się odpowiedzialna za moje dziecko i bardzo nie chciałabym, żeby ono cierpiało, gdy mnie zabrakło. Mam nadzieję, że z biegiem czasu uda mi się ten strach oswoić.
Co jest najtrudniejsze w posiadaniu dziecka?
Wszystkie drobne trudności dominowane są przez plusy. Dziecko zmienia ci cały świat - stajesz się inną osobą. Bycie rodzicem jest chyba najważniejsze. Miałam to szczęście, że gdy zobaczyłam po raz pierwszy syna, to poczułam miłość, jakiej nigdy nie doświadczyłam. Każdy stara się pozostawiać coś po sobie, a dziecko jest gwarancją, że coś wnosimy do świata.
Ty zostawisz po sobie także filmy, w których zagrałaś.
Tak się składa, że bardzo zaczęła mnie pociągać twórcza strona pracy w filmie. Pisanie i reżyseria. Akurat mówię o tym dlatego, że podjęłam się reżyserii i produkcji pewnego projektu. Ale nie zdradzę nic więcej.
Czyli występ w „7 rzeczach, których nie wiecie o facetach” nie jest zapowiedzią tego, że będziesz grała więcej?
Nie wiem. Jeśli będę dostawać same fantastyczne scenariusze, to na pewno. Przyznam, że zawsze kręciły mnie filmy ambitne i niszowe. Występ w „7 rzeczach...” jest pewną odskocznią od tego, co robiłam do tej pory. Niewątpliwie , oprócz dobrego scenariusza, wpływ na to, że zagrałam w tym filmie, miał Tadeusz Lampka, który wyprodukował ten film. Jest niesamowicie uroczym człowiekiem i nie sposób mu odmówić (śmiech). Pierwszy raz miałam z nim styczność 15 lat temu przy okazji serialu „Na dobre i na złe”. Mam do tych lat duży sentyment.
A czym wytłumaczysz wybryk, jakim był udział w „Bitwie pod Wiedniem”?
(śmiech) Chyba nie muszę się z czegokolwiek tłumaczyć. Aktorzy nie mają wpływu na to, jaki będzie ostateczny kształt filmu, w którym zagrali. Tak między mną, a tobą i całą Polską, mogę zdradzić, że wyjściowo scenariusz tego filmu był bardzo ciekawy, miał też nieco inną obsadę. Nie zależało mi na kolejnym kostiumowym filmie historycznym, ale na współpracy z świetnymi aktorami, pomyślałam, że skoro oni, to dlaczego ja nie. Na etapie zdjęć zrozumiałam, ze to idzie w inną stronę, niż myślałam. Z drugiej strony nie za bardzo się tym przejęłam. Tak się zdarza po prostu.
A udział w kampanii PO?
Mówisz o tej piosence z Piotrem Cugowskim? Musisz mi uwierzyć na słowo, że abstrahując od moich przekonań politycznych, nigdy nie zaangażowałabym się w spot polityczny. Zaangażowałam się w nagranie piosenki oraz teledysku, a potem okazało się, że ktoś dołożył logo reprezentujące partię. Ale miałam wtedy 15 lat, nie chcę teraz za to nikogo obwiniać, więc nie mówmy już o tym.
Są jakieś rzeczy, których żałujesz?
Niczego nie żałuję. Lepiej coś zrobić niż żałować, że się czegoś nie zrobiło.
Mierzyłaś wysoko jako nastolatka, jakie teraz są twoje marzenia?
Nie mam chyba żadnych konkretnych.
Oscar nie jest twoim marzeniem?
Jako dzieciak żyłam światem wielkiego kina, Oscar na pewno wpisuje się w moje dziecięce marzenia. Gdyby wpadł, jasne, nie odmówię (śmiech). Wiem natomiast, że największe nagrody nie dają szczęścia, bo Oscar podnosi poprzeczkę i trudniej jest utrzymać się na topie, niż na niego wejść. Mam do tego dystans. Mam parę mniejszych marzeń. Współpracę z pewnymi osobami.
Kto jest na twojej reżyserskiej liście marzeń?
Absolutnie podziwiam Larsa von Triera. Wychowałam się na „Tańcząc w ciemnościach” czy „Dogville”. „Melancholia” jest dla mnie jak sudoku. Trier zostawia w swoich filmach szyfry do odczytania. Klucze. Jest geniuszem, ale jak to w przypadku geniuszy, jest też egoistą.
Zagrałbyś w „Nimfomance”?
Nie, pewnie nie.
Chodzi o nagość?
Jestem trochę wstydliwa. Zdarzyło mi się robić różne rzeczy na ekranie, ale ten film przekracza moje granice. Miałam kiedyś propozycję od Jima Jarmuscha, żebym zagrała w jego filmie. Główna bohaterka przez cały film miała chodzić nago po ulicach. Świetnie nam się rozmawiało, ale to było dla mnie za dużo. Z bólem serca mu odmówiłam.
Kto jeszcze jest na reżyserskiej liście twoich marzeń?
Forman, Iñárritu, Polański, Allen...
A który polski film ostatnio cię zachwycił?
Ten film przeszedł w Polsce bez większego echa, ale ja byłam nim urzeczona - to „Eratum” Marka Lechkiego. Podoba mi się jak lekko jest poprowadzony. Charakteryzuje go czystość konstrukcji, prostota, a jednak dotyka ważnych psychologicznych problemów. Mówi o tożsamości, zerwanych więziach. I mierzeniu się z demonami.
Z jakimi demonami ty się mierzysz?
Nie mam demonów. Ale zawsze zostaje wycieczka w głąb naszego "oprogramowania". W Stanach każdy ci powie, że wszystkie twoje problemy leżą w dzieciństwie. Też się kiedyś ich tam doszukiwałam, lecz niczego nie znalazłam. Dzieciństwo miałam piękne. Dobrze mnie przygotowało do dalszej drogi. Niedawno przypomniał mi o tym film „Brooklyn”. Główna bohaterka przebywa drogę, którą ja też kiedyś przebyłam. Tyle że ona ma w sobie więcej spokoju i dystansu do siebie. Ja tego musiałam się nauczyć.
Co jeszcze było dla ciebie największa lekcją?
Zaakceptowanie, że jesteśmy tylko ludźmi, popełniamy błędy.
A rozstanie z Colinem Farrellem? To że wasz związek stał się spektaklem medialnym?
Rozumiem specyfikę mojej pracy i rozumiałam również moment, kiedy media plotkarskie rozwijały skrzydła i musiały się wykazać. To na szczęście już się zmieniło. Ale wracając do dzieciństwa i tego, co wyniosłam z domu. Oprócz wielu wartościowych cech, zauważyłam, że zawsze chciałam wszystkich zadowolić. A dbanie o to, żeby wszyscy wokół czuli się dobrze i zadowalanie ich bez dbania o swój komfort jest strasznym błędem. Wymagało czasu, zanim się od tego uwolniłam.
Jak się tego nauczyłaś?
Życie mnie tego nauczyło. Tysiące czynników miało na to wpływ. Jednym z nich był po prostu mój rozwój duchowy, samoanaliza. W pewnym momencie moje życie prywatne wzbudziło duże zainteresowanie. Nie miałam nigdy w zwyczaju komentowania niczego, bo wiedziałam, że i tak nie będę miała wpływu na to, jak moja wypowiedź zostanie potem wykorzystana. Ale przecież ważna jest możliwość jakiegoś dialogu.
Od jakiegoś czasu masz konto na Instagramie.
I ono jest dla mnie formą terapii, bo pozwala mi dzielić się moim życiem na własnych warunkach. A kontakt z ludźmi sprawia mi dużą radość.
_**Rozmawiał Łukasz Knap**_