Pierwsza część „Niezniszczalnych” z 2010 roku spotkała się z tak entuzjastycznym przyjęciem, że sequel był tylko kwestią czasu. W drugiej części przygód Barneya Rossa i spółki pojawią się nowe gwiazdy ery VHS – nieśmiertelni Chuck Norris oraz Jean Claude Van Damme. Twórcy zapowiadali również więcej szaleńczej akcji, ciętych dialogów i eksplozji.
24 sierpnia na ekrany polskich kina z hukiem wchodzą „Niezniszczalni 2”. Na ten dzień czekali wszyscy fani bezpretensjonalnego, głęboko zakorzenionego w latach 80. kina akcji, pełnego eksplozji, mordobić i herosów o stalowych mięśniach.
Pierwsza część * oraz *Jean Claude Van Damme. Twórcy zapowiadali również więcej szaleńczej akcji, ciętych dialogów i eksplozji.
Czy dotrzymali słowa? My już widzieliśmy film Simona Westa i uspokajamy – to najlepsze kino akcji ostatnich lat, lepsze nawet od części pierwszej!
Herosi z odzysku wracają!
Podobno co za dużo - to niezdrowo. Nie w tym przypadku. W „Niezniszczalnych 2” po raz kolejny spotykają się niemal wszyscy kojarzeni z kinem akcji lat 80. i 90. ekranowi herosi.
Ale w paradzie dobrze znanych twarzy i muskułów ani na chwilę nie gubi się świetne tempo, autoironiczne poczucie humoru i wyczucie gatunku, który reprezentuje – i przedrzeźnia jednocześnie – ten film.
Oryginalny tytuł "Expendables" oznacza kogoś spisanego na straty, tzw. "mięso armatnie". Przyprószeni siwizną herosi udowadniają jednak, że wbrew tej niefortunnej metce żyją i mają się dobrze. O tym, czy rzeczywiście są - jak chciał polski dystrybutor - "niezniszczalni", zadecydują pewnie dopiero statystyki oglądalności.
Starzy kumple wracają
W pierwszej części „Niezniszczalnych” komediowy ton był oczywiście silnie widoczny – nie tylko w dialogach i akcji, ale też w ujawnianych widzom biografiach poszczególnych bohaterów (grany przez Dolpha Lundgrena niezbyt elokwentny zabijaka i niegroźny ćpun Gunnar Jensen jest doktorem chemii) czy ich znaczących ksywkach (moim ulubieńcem pozostaje Jet Li jako „Ying Yang”, choć Jason Statham vel „Christmas” depcze mu po piętach).
Jednak dopiero w drugiej odsłonie przygód najemników-oldboyów próby romansu z realizmem zostają ostatecznie ucięte.
Nie bez znaczenia może być tu zmiana na stanowisku reżysera – Sylvestra Stallone zastąpił znany producent (i reżyser) Simon West, a Sly mógł – z sukcesem i właściwą sobie charyzmą – skupić się na graniu.
Jazda bez trzymanki
O akcji ledwie kilka słów. Stara paczka znowu razem: na zlecenie Churcha (Bruce Willis) wobec którego Ross (Stallone) ma pewien dług,* podejmuje się kolejnego, pozornie banalnego zadania.*
Akcja przybiera niespodziewany i nieprzyjemny kierunek, kiedy jeden z „niezniszczalnych” zostaje zgładzony przez demonicznego, mówiącego ze wschodnim akcentem wroga... i tu zaczyna się jazda bez trzymanki.
Krew się leje
Eksplozje, szturmy, strzelaniny i podstępy. Egzotyczna piękność, męska przyjaźń i obrazowo chlupocząca krew, której rozprysków realizator nie szczędzi widzowi ani przez chwilę.
Nic w „Niezniszczalnych 2” nie jest jednak na serio, każde wydarzenie to kolejne „oczko” puszczone do widza.
Razem z bohaterami bawimy się w rozpoznawanie sytuacji, które doskonale znamy i układanie ich w nowy, ekscytujący schemat.
Słynne one-linery
W Niemczech ten sam aktor dubbinguje Arnolda Schwarzeneggera i Sylvestra Stallone.
Ponieważ podkładanie głosu jest tam normą, przy okazji „Niezniszczalnych” biedny dubber musiał się pewnie nieźle namęczyć. Napisy, z którymi puszczany jest film w Polsce, to dużo korzystniejsze rozwiązanie.
Nie tylko pozwalają delektować się starannie wypracowanymi, przez lata doprowadzanymi do perfekcji, manierami mówienia i modulowania głosu poszczególnych aktorów.
Musieli się świetnie bawić
Fanom z lepszą znajomością angielskiego pozwoli to również wyłapać zagubione w tłumaczeniu drobne dowcipy i językowe żarciki, które udowadniają, jak wielką frajdę musieli mieć twórcy scenariusza dworując sobie radośnie z kojarzonych z ekranowymi bohaterami kwestii, powiedzonek i filmów.
"Niezniszczalni 2" to opakowany w błyszczący, papierek wielowarstwowy prezent, który na każdym poziomie smakuje inaczej - ale równie dobrze. I chyba nie ma gustu, którego by nie potrafił zaspokoić.
Anna Tatarska/WP