"Strażnicy Galaktyki vol.2"
James Gunn kręcąc "Strażników Galaktyki 2" miał twardy orzech do zgryzienia, bo pierwsza część cyklu wydawała się wręcz idealna: zabawna, dynamiczna, porywająca i doskonale skrojona pod potrzeby luźnej rozrywki do popcornu i coli. Na szczęście twórca nie przestraszył się wyzwania, a nawet więcej: z powodzeniem wybrnął z wielu pułapek sequelowej formuły. "Strażnicy Galaktyki vol. 2" to w pierwszej kolejności uroczy hołd dla lat 80. Na ekranie pojawiają się symbole tamtych czasów, począwszy od Kurta Russella, a na Davidzie Hasselhoffie skończywszy. W tle lecą przeboje dawnych lat puszczane, a jakżeby inaczej, z walkmana. Te mrugnięcia okiem i sympatyczne cytaty byłyby jednak niczym, gdyby cały film nie oddawał tak dobrze ducha kina z epoki "Goonies" i "E.T". Gdyby nie trzymał pewnego poziomu humoru i przedkładał spektakularność ponad zawadiackich, charyzmatycznych bohaterów.