Trwa ładowanie...

Shrek, Grinch, Otto – dlaczego tak kochamy wieczne marudy?

Ciągle na wszystko narzekają, są opryskliwi, a ich negatywne nastawienie może skutecznie zabić radość życia nawet największego optymisty. Wieczne marudy trudno uznać za pozytywnych bohaterów, a jednak to właśnie oni robią furorę w kinowych produkcjach i kradną serca milionów widzów. Na czym polega fenomen filmowego zrzędy?

Materiał powstał przy współpracy z United International Pictures
 Źródło: materiały partnera
d3lcjgb
d3lcjgb

Od zrzędliwych mruków zazwyczaj wolimy trzymać się z daleka, bo wystarczy kilka minut w ich towarzystwie, żebyśmy bezpowrotnie stracili dobry nastrój. Paradoksalnie w świecie kina to właśnie marudy i zgryźliwe zrzędy wiodą prym jako najciekawsze i najbardziej elektryzujące filmowe osobowości. Co sprawia, że choć na co dzień nie chcemy mieć takich znajomych, z przyjemnością śledzimy ich marudne życie na kinowych ekranach? Choć nie można odmówić im trudnego, momentami irytującego charakteru, trzeba przyznać, że zrzędliwi bohaterowie są jednocześnie najciekawsi. To za ich sprawą zazwyczaj pojawia się wiele zaskakujących zwrotów akcji, a fabuła nabiera rumieńców.

Pamiętajmy też, że żadna postać nie musi pozostać marudą do końca swoich dni. I to jest chyba najbardziej fascynujący aspekt filmowych zrzędów – przemiana i otwarcie się na świat. Zazwyczaj proces ten przebiega nieoczekiwanie, jest spektakularny i ma ogromny wpływ na życie pozostałych bohaterów. Można więc powiedzieć, że taka metamorfoza stanowi główny trzon filmu i jest gwoździem programu. A przynajmniej tak było w przypadku najsłynniejszych kinowych marud – Shreka, Grincha i Otto Andersona, tytułowego bohatera nadchodzącej premiery filmu "Mężczyzna imieniem Otto". Co łączy każdą z tych postaci i jak to się stało, że mimo ich odpychającej natury oczarowali sobą świat? Przeprowadziliśmy małe studium przypadku nad filmowymi marudami. Oto nasze wnioski.

Za marudnością marud zawsze stoi jakaś poruszająca historia…

Nikt nie rodzi się zrzędą – nawet tak zgorzkniałe gbury, jak Grinch, Shrek czy Otto, były kiedyś uroczymi, radosnymi dziećmi. Co zatem sprawiło, że tak bardzo się zmielili? Oto cała tajemnica, którą widzowie muszą rozwiązać wraz z postępującą fabułą. Przeszłość marud jest nierzadko najbardziej zaskakujący wątkiem w całej filmowej historii, a kiedy już ją poznamy, zaczynamy patrzeć na zrzędy znacznie przychylniejszym okiem. Tak było w przypadku Shreka, który stał się zrzędliwym dziwakiem na skutek odrzucenia go przez otoczenie. Takie brzemię przeszłości niósł na swoich zielonych barkach także Grinch, który z kolei niechęć do świata zawdzięczał traumom z dzieciństwa.

 materiały partnera
Źródło: materiały partnera

A Otto? Za jego gburowatą osobowością stoi wielka utracona miłość – ale więcej w tym temacie na razie nie zdradzimy. Wybierzcie się na film "Mężczyzna imieniem Otto" i poznajcie historię bohatera na własne oczy. Zapewniamy, że po seansie tytułowy bohater będzie jawił wam się jako całkiem sympatyczny i uroczy pan.

d3lcjgb

Narzekający bohaterowie wydają nam się bliżsi – utożsamiamy się z nimi

Każdy z nas ma czasem tak zły humor, że lepiej schodzić mu z drogi, tak jak Otto Andersonowi. A kto choć raz nie marzył o tym, żeby zaszyć się na bagiennym pustkowiu, z dala od ludzi, jak Shrek? Nie mówiąc już o trzecim z naszych słynnych ponuraków – Grinchu. Jego awersja do świąt spotkała się z ogromnym zrozumieniem widzów na całym świecie. W końcu nie każdy z nas czeka z radością na rodzinne spotkania przy dźwiękach świątecznych piosenek… Tak, prawda jest taka, że lubimy ich, bo doskonale wiemy, co czują. A że filmowe marudy czynią z narzekania prawdziwy, mocno przerysowany spektakl? No cóż, taki urok kina. Chyba jednak przyznacie nam rację, że marudzenie i niezadowolenie z życia nadają kinowym postaciom ludzką, prawdziwą twarz. A my między kolejnymi salwami śmiechu na widok ich skwaszonych min nieraz myślimy sobie: "Skąd ja to znam?"…

Marudy wnoszą do filmu powiew gorzkiej normalności

Nadmiar słodyczy zniechęca i wywołuje mdłości – ta zasada sprawdza się także w kinie. Dlatego filmowi twórcy często równoważą urok i ciepło bohaterów, zestawiając ich z marudnymi gburami. Trzeba przyznać, że w takiej konfiguracji film jest nie tylko lżej strawny, ale także znacznie bardziej ciekawy, zabawny i wielowymiarowy. Poza tym scena zapełniona postaciami o tak różnym nastawieniu do świata jest znacznie bardziej wiarygodna, bo umówmy się, w prawdziwym życiu nie ma samych szczęśliwych, nieustannie roześmianych i przepełnionych miłością ludzi. Kiedy więc trafiamy na takie radosne do granic wytrzymałości kino, w głowie nieraz pojawia się myśl, że brakuje tu Otta, który w mig sprowadziłby tych wszystkich wesołków do parteru i od razu zrobiłoby się normalnie.

 materiały partnera
Źródło: materiały partnera

Przemiana marudy w ciepłego, radosnego bohatera to kluczowy moment każdego filmu

Kto z nas na to nie czeka? Bo jakimś cudem już od pierwszych minut trwania filmu czujemy, że zrzęda nie pozostanie zrzędą do końca tej filmowej opowieści. Nie bez powodu reżyserzy i scenarzyści włączają do swojej produkcji gburowatego smutasa – wówczas szczęśliwe zakończenie jest jeszcze bardziej pogodne i budujące, bo skoro taki zatwardziały piernik okazał się mieć serce, to jest nadzieja dla całej reszty ludzkości. Czy nasze ulubione, filmowe marudy przechodzą mentalną metamorfozę? No pewnie – i to jaką! Shrek zmienia się pod wpływem przyjaciół i ukochanej, serce Grincha mięknie pod wpływem małej dziewczynki, która wyjątkowo kocha święta i chce zarazić tą miłością swojego zielonego towarzysza, a Otto… Otto stopniowo uczy się żyć wśród ludzi, czerpać radość z pomagania i okazywać wdzięczność, gdy inni niosą mu wsparcie. To jednak nic – musicie zobaczyć tę historię na własne oczy, żeby zrozumieć, za co pokochaliśmy tego zgorzkniałego pana. Premiera filmu "Mężczyzna imieniem Otto" już 27 stycznia br. Wybierzcie się do kin, żeby poznać najsympatyczniejszego z kinowych ponuraków!

Materiał powstał przy współpracy z United International Pictures
d3lcjgb
d3lcjgb