Rzadko w polskim kinie zdarzają się tak dobrane duety jak Jan Himilsbach i Zdzisław Maklakiewicz. Byli nierozłączni jak wódka i kac. Kiedy pojawiał się jeden z nich, było oczywiste, że gdzieś w pobliżu musi być ten drugi. Przyjaźń, która narodziła się w filmie, przeniosła się na ich życie prywatne.