18‑latek udawał księdza. To o nim powstało "Boże Ciało"
Najnowszy film Jana Komasy "Boże Ciało" powstał w oparciu o prawdziwą historię. W 2011 r. w mazowieckiej wsi młody chłopak podawał się za księdza. Przez 2 miesiące pełnił posługę kapłańską.
11.10.2019 20:19
"Boże Ciało" jest polskim kandydatem do Oscara. Film miał światową premierę podczas 76. Międzynarodowego Festiwalu Filmowego w Wenecji. Został tam wyróżniony nagrodą Europa Cinemas Label. Teraz trafił do polskich kin.
Scenarzysta Mateusz Pacewicz zainspirował się historią, o której usłyszał z mediów. W czerwcu 2011 r. w parafii św. Andrzeja Boboli we wsi Budziska pojawił się charyzmatyczny młodzieniec. Odwiedził plebanię i powiedział, że słyszał o schorowanym proboszczu. Podał się za księdza przebywającego na urlopie i zaoferował pomoc. Został na parafii na 2 miesiące.
Ujął parafian swoimi płomiennymi kazaniami. Potrafił z ambony skrzyczeć bogobojne starsze panie za to, że są obłudne. Że niby codziennie się modlą i przychodzą do kościoła, ale za plecami ciągle obgadują sąsiadów i źle im życzą. Ponoć pięknie mówił o miłosierdziu i przebaczaniu.
Podczas udzielania spowiedzi długo rozmawiał z wiernymi. "Męża kochasz? Żonę kochasz? Nie zdradzasz? O dzieci dbasz? W alkohol, narkotyki nie idziesz?” - dopytywał.
Nie był jednak surowym księdzem. W trakcie mszy często kazał zebranym łapać się za ręce i śpiewać. Po godzinach dołączał do młodych chłopaków na boisku. Ubrany był w zwykły dres, bez koloratki.
Niepokój parafian wywoływało jego zachowanie nieprzystające do pełnionej funkcji. Potrafił razem z sąsiadem obejrzeć mecz, pijąc piwo i siarczyście klnąc. Zamawiał na dowóz pizzę na plebanię. Popisywał się, jeżdżąc autem z piskiem opon na placu przed kościołem.
Uwagę zwracał też jego młody wygląd. Twierdził, że ma 26 lat i dopiero co ukończył seminarium. Gdy został zatrzymany przez policję, okazało się, że miał lat 18. Nie miał jeszcze matury.
Jak udało się ustalić reporterom "Dużego formatu", chłopak już w dzieciństwie wykazywał się religijnością. Jako nastolatek stracił matkę, wychowywał się z czterema braćmi, dorośli nie poświęcali mu uwagi. Pocieszenie znalazł u księdza, który był jego gimnazjalnym katechetą. Traktował go jak ojca.
18-latek został oskarżony o świętokradztwo oraz przywłaszczenie sobie obcego mienia. Ostatecznie sprawę kradzieży, czyli zbierania datków w kościele, umorzono. Wyrok skazujący uzyskał za nieuprawnione noszenie sutanny. Karą była grzywna w wysokości 300 zł.
Największą karą okazało się dla niego wykluczenie z uczestnictwa w życiu Kościoła. Na mężczyznę został nałożony interdykt, czyli dożywotni zakaz odprawiania i przyjmowania sakramentów.
- Chrystus powiedział, żeby przebaczać nawet 77 razy. A oni k..? Jak każdy młody robiłem głupstwa. To jest powód, żeby kogoś wykluczyć? Na zawsze? - oburzał się nieprawdziwy ksiądz.
W przepraszającym liście do biskupa napisał: "Nie byłem księdzem z papierami, ale ze szczerego serca". Wierzył, że przysłużył się parafianom swoją posługą.
Mieszkańcy Budzisk nie chcieli zeznawać na niekorzyść chłopaka. Wyłamała się tylko jedna osoba.
- Dla mnie to przede wszystkim film o odrzuceniu i leczeniu tego odrzucenia. Pokazuje, jak trudno wyciągnąć rękę do drugiego człowieka - powiedział reżyser Jan Komasa w rozmowie z WP.
Wyjściowy pomysł na scenariusz został połączony z wątkiem narodowej traumy po katastrofie smoleńskiej. Bohaterowie "Bożego Ciała" również mierzą się z nagłą śmiercią miejscowych nastolatków. Wywołuje to między nimi konflikt, a do porozumienia dąży wyłącznie nowy ksiądz.
"Boże Ciało" w kinach od 11 października.